tag:blogger.com,1999:blog-80215330414568172432024-03-14T07:02:02.081+01:00To tylko Igrzyska. Nie zmienią Wam życia. Ale innym mogą je odebrać.mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.comBlogger47125tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-85433005821419401072014-02-25T20:50:00.000+01:002014-02-25T20:50:24.810+01:00Urodziny bloga :D<br />
<div style="text-align: justify;">
Hej. Nie zabijajcie, błagam. Mockingjay-on-Fire-sklerotyczka-niedotrzymująca-obietnic powraca ;-; (tak, wiem, obiecałam też miniaturkę i jest prawie gotowa XD za niedługo wstawię :P)</div>
<div style="text-align: justify;">
17 lutego (tak, to jest właśnie mój refleks + skleroza + Igrzyska w Soczi, które kompletnie mnie zdekoncentrowały) minął dokładnie rok od wstawienia tu prologu...</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Od tego czasu dużo się zmieniło - zmieniłam się również ja sama. Ale...</div>
<div style="text-align: justify;">
Ktoś (konkretnie Kraken zUy) poprosił mnie o (cytuję): alternatywne zakończenie. Radosne i urocze. ;) Ok :D Jako, że są urodziny bloga, to poszalejemy XD PS. dzięki N.K.K. za zainspirowanie mnie fragmentem komentarza (cytuję: Czuję się, jakby następny rozdział miał się zacząć "Podnoszę się z łóżka i orientuję, że to był tylko sen. Nie wylosowali mnie na Igrzyska...")</div>
<div style="text-align: justify;">
A dla tych, którzy dotrwają do końca tej mdłej i słodkiej historyjki... mała niespodzianka ;) Pamiętacie, jak kiedyś wspominałam o sesji zdjęciowej w stylu Czterdziestych Igrzysk Głodowych? Kiedy już przeczytacie zakończenie, możecie obejrzeć sobie zdjęcia. Wstawiam te normalne, bo przez większość czasu miałyśmy z koleżanką jakieś odpały... i lepiej, żeby niektóre fotki nigdy nie wyszły na światło dzienne XD No dobra... zaczynamy ;) Będzie tak słodko, że się chyba porzygacie, więc się przygotujcie. Dla urozmaicenia będzie to opowiadanie z perspektywy Sama.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Budzi mnie jej krzyk. </div>
<div style="text-align: justify;">
Potem szlocha i krztusi się własnymi łzami. Szybko przygarniam ją do siebie, a ona wtula się we mnie jak mała, bezbronna dziewczynka. Jest taka drobna i krucha. Cała się trzęsie.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Co się stało, Amy?-pytam przerażony.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Koszmar. A przynajmniej mam nadzieję, że to był koszmar.</div>
<div style="text-align: justify;">
I wyrzuca z siebie słowo za słowem. Zaczyna od jakiegoś pożaru. Przerażony przerywam jej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Amy! Ty i twoja mama żyjecie! Nie było żadnego pożaru!</div>
<div style="text-align: justify;">
Chciałem też powiedzieć, że jej brat żyje. Niestety to nie jest prawda. Został wylosowany na Czterdzieste Głodowe Igrzyska. Razem z dziewczyną z Dwunastki o imieniu Diana przetrwali kilka dni w sojuszu, lecz gdy zaczęli się zastanawiać jak przeżyć we dwoje, organizatorzy zesłali na nich bolesną śmierć z rąk zmiechów. To na cześć Diany i Roya Amy nadała imiona naszym dzieciom.</div>
<div style="text-align: justify;">
Słucham dalej i w połowie już rezygnuję. Nie przerywam jej, słucham tragedii, która rozegrała się w jej koszmarze, orientuje się, że z moich policzków skapują łzy. Amy też płacze. Po chwili kończy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja umarłam, Sam. Umarłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ból w klatce piersiowej jest niewyobrażalny. Wywołała go sama myśl o śmierci mojej Amy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie. To był tylko koszmar, tak? Nic się nie stało. Już jest dobrze. Jestem przy tobie. Zawsze będę. Nigdy cię nie opuszczę, słyszysz?!<br />
Kiwa głową i wtula się we mnie. Pozwalam jej płakać, obejmuję ją, gładzę po policzkach mokrych od łez i śpiewam. Jedną z tych wielu kołysanek, które śpiewała naszym dzieciom, gdy jeszcze miały problemy z zasypianiem w ciemnościach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po kilku fałszywych nutach wiem, że nawet nie powinienem zaczynać, więc przestaję, ale Amy prosi, żebym kontynuował. Niepewnie zaczynam od nowa. </div>
<div style="text-align: justify;">
Siedzimy tak na łóżku wtuleni w siebie, oddychamy jednym tempem. Dalej śpiewam, a w powietrzu tworzy się jakaś dziwna kakofonia dźwięków. Na parapecie przysiada kosogłos, który przyleciał z pobliskiego drzewa, i powtarza wyśpiewywane przeze mnie tony.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wtedy te dziwne dźwięki dopełniają się i tworzą wspólną całość. Po raz pierwszy w życiu odczuwam przyjemność ze śpiewu. Nigdy nie lubiłem tego robić, ale teraz, gdy widzę uśmiech Amy wpatrującej się we mnie jak w obrazek, gdy słyszę śpiew kosogłosa i czuję w powietrzu ciepły powiew nadchodzącego lata, to ma dla mnie jakiś dziwny sens.<br />
Po chwili nastrój pryska. Słychać tupot dziecięcych nóżek biegnących po schodach. Pierwsza do pokoju wpada sześcioletnia Diana, śmiejąc się. Jest taka śliczna, wygląda kropka w kropkę jak Amy, kiedy była w jej wieku.<br />
Za nią wbiega Roy, bardzo podobny do mnie. Po mamie odziedziczył tylko włosy skręcające się w delikatne fale.<br />
Roy, w przeciwieństwie do Diany, nie śmieje się. Cieknie mu z nosa i szlocha.<br />
-Co się stało, kochanie?-Amy bierze go na kolana, a Diana, chichocząc, przysiada na krawędzi łóżka.<br />-Diana powiedziała Ellie, że nie potrafię zasnąć bez lampki! A to nieprawda, bo jestem już duży i nie boję się ciemności! I teraz pewnie Ellie myśli, że jestem tchórzem...<br />
Ellie Martin to córka Sue, naszej przyjaciółki z lat szkolnych, i jej męża, Dave'a. Dziewczynka bawi się z naszymi dziećmi w wolnym czasie. Jest od nich rok młodsza, ale świetnie się rozumieją i żywimy nadzieję, że Ellie stworzy kiedyś z Royem udaną parę.<br />
Amy wzdycha.<br />-Nie martw się, Ellie na pewno tak nie pomyślała! A ty, mała kłamczucho-tutaj dźga Dianę w brzuch, a ta chichocze-masz skończyć gadać bzdury!<br />
Diana przytakuje.<br />
-Mamo? Bo wiesz... Ellie ma małego braciszka. Ja też chcę mieć małego braciszka, a jak się spytałam cioci Sue skąd go wzięła, to powiedziała, że mam cię poprosić, bo ty wiesz skąd go wziąć...<br />
Zapada cisza. Czuję, jak Amy zaciska palce na mojej dłoni.<br />
Wiem, o co chodzi. Wiem, jak bardzo Amy się boi. Przy porodzie bliźniaków omal nie zmarła, do pełni sił wracała przez kilka miesięcy. Gdy dwa lata później staraliśmy się o dziecko, straciła je. Wiem, jak bardzo ją to bolało, jak bardzo pozbawiło ją to sił i jak bardzo odczuła stratę. Nawet nie próbowałem rozmawiać z nią o kolejnym dziecku, mimo że tak bardzo go pragnąłem.<br />
- Idźcie się pobawić z Ellie. Diano, przeproś brata i powiedz Ellie, że to, co mówiłaś, jest nieprawdą.<br />
- A co z braciszkiem? - pyta jeszcze mała, ale brat ciągnie ją za sobą, więc się poddaje.<br />
Wychodzą.<br />
- Amy... spójrz na mnie.-mówię cicho. Robi to. Jej oczy są pełne łez. Boi się. Widzę to, lecz udaje mi się tylko wykrztusić:-Nie musimy tego robić, jeśli się boisz.<br />
Kręci głową i pozwala łzom popłynąć.<br />
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się boję. Ale też chcę tego, ponad wszystko. Chociaż spróbujmy.<br />Więc próbujemy. I długo się nie udaje. Przez kilka następnych miesięcy Amy wciąż chodzi zdołowana. Wielokrotnie namawiam ją, żebyśmy przestali.<br />
Uparcie odmawia. Pewnego dnia, gdy wracam po pracy do domu już wiem, że to się stało. Niewyobrażalna radość i wesołe iskierki tańczące w jej oczach mówią wszystko. Gdy wpada w moje ramiona rzucam wszystko i po prostu ją całuję. Dawno nie czułem takiego szczęścia.<br />
Zostaje zmącone dopiero w siódme urodziny bliźniaków. Obiecaliśmy sobie, że gdy skończą siedem lat, wyjaśnimy im dokładne reguły Głodowych Igrzysk. Do tej pory znają tylko podstawowe szczątki informacji - to co słyszeli od rówieśników, lub to, co widzieli w telewizji. Nie pozwalaliśmy im oglądać Głodowych Igrzysk, a na Dożynki zabieraliśmy tylko z przymusu, bo chcieliśmy, żeby te kilka pierwszych lat dzieciństwa spędziły we względnej beztrosce. Igrzyska kojarzą im się z czymś złym, ze strachem, okrucieństwem, ze ściskiem tłumu na placu. Z karteczkami.<br />Siedzimy wtedy z nimi w ich małym pokoiku i Amy mówi. Spokojnym, pewnym, ale drżącym od emocji głosem. Staram się jej pomóc, ale słowa nie przechodzą mi przez gardło.<br />Tłumaczy dzieciom dokładnie system astragali, przebieg Dożynek, kolejne etapy Igrzysk. Słuchają cierpliwie, ale widać, że są przerażone. Pierwszy raz od dawna nie protestują, kiedy zostawiamy im zapaloną lampkę do snu.<br />Widzę ulgę wymalowaną na twarzy Amy, gdy kładzie się spać. Ma zamknięte oczy, ale gdy wsuwam się obok niej do łóżka słyszę, że jej oddech jest nieregularny, zbyt nieregularny jak na sen. Tulę ją więc mocno do siebie i uspokajam.<br />Po paru miesiącach namawiam Amy, żeby na jakiś czas porzuciła pracę, żeby nie zagrozić ciąży. Zostaję więc w lesie od świtu do zmierzchu, aby wyżywić całą rodzinę, lecz nie przeszkadza mi to, bo robię to dla dobra osób, które kocham. Wiem, że Amy może w każdej chwili liczyć na pomoc Sue, więc jestem o nią spokojny.<br />
Destiny przychodzi na świat w piękną kwietniową sobotę. Diana okazuje jawne niezadowolenie faktem, że jest siostrzyczką a nie braciszkiem, którego chciała, lecz Roy jest bardzo zadowolony. Przyniósł nawet kilka kwiatów zerwanych w budzącym się do życia ogrodzie i ustawił w wazoniku na parapecie w pokoju małej.<br />Jest pięknie. Ostatnie wydarzenia uświadamiają mi, że miłość potrafi zmienić nawet najokropniejsze miejsce w raj. Wiem, że za kilka lat będziemy drżeć o życie naszych dzieci na każdych Dożynkach, ale póki co się tym nie przejmuję.<br />Teraz przejmuję się tylko tym, aby być dobrym ojcem i mężem. Patrząc w kochające oczy Amy i słysząc śmiech moich dzieci mam wrażenie, że odpowiednio wywiązuję się z tej roli. I to właśnie jest szczyt szczęścia.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
No dobra, wytrzymaliście (albo i nie), więc teraz szykujcie się na zdjęcia, za pęknięte monitory nie odpowiadam XD<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-xk-rvOqn_fk/UwziAY587CI/AAAAAAAAAd0/BuDLvhP89e0/s1600/Obraz+001.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-xk-rvOqn_fk/UwziAY587CI/AAAAAAAAAd0/BuDLvhP89e0/s1600/Obraz+001.jpg" height="320" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-Cxn8bkYPGDs/UwziAanH3fI/AAAAAAAAAdw/UVbmseXjslE/s1600/Obraz+004.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-Cxn8bkYPGDs/UwziAanH3fI/AAAAAAAAAdw/UVbmseXjslE/s1600/Obraz+004.jpg" height="320" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-WtLXTSFP3bY/UwzjmWFmLTI/AAAAAAAAAeM/QhhezNm-IoM/s1600/Obraz+021.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-WtLXTSFP3bY/UwzjmWFmLTI/AAAAAAAAAeM/QhhezNm-IoM/s1600/Obraz+021.jpg" height="320" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-5j_joi_VET8/UwzjzNNAHJI/AAAAAAAAAeU/3aDKzpZO77o/s1600/Obraz+028.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-5j_joi_VET8/UwzjzNNAHJI/AAAAAAAAAeU/3aDKzpZO77o/s1600/Obraz+028.jpg" height="320" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-CVNdswAQWe0/Uwzj2lYaNHI/AAAAAAAAAec/7PvdSejFwa8/s1600/Obraz+055.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-CVNdswAQWe0/Uwzj2lYaNHI/AAAAAAAAAec/7PvdSejFwa8/s1600/Obraz+055.jpg" height="320" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-ud9LzPxpfE4/UwzkM1-tZkI/AAAAAAAAAek/dzMq33yJ3S8/s1600/Obraz+059.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-ud9LzPxpfE4/UwzkM1-tZkI/AAAAAAAAAek/dzMq33yJ3S8/s1600/Obraz+059.jpg" height="400" width="300" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-bhfKftMad1w/UwzkfpcVTpI/AAAAAAAAAes/LozKjS4-1QY/s1600/Obraz+079.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-bhfKftMad1w/UwzkfpcVTpI/AAAAAAAAAes/LozKjS4-1QY/s1600/Obraz+079.jpg" height="320" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-DV-kdzQkrSY/UwzlcpFovqI/AAAAAAAAAe4/TAAcQybLeMU/s1600/Obraz+091.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-DV-kdzQkrSY/UwzlcpFovqI/AAAAAAAAAe4/TAAcQybLeMU/s1600/Obraz+091.jpg" height="320" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-ku9Fwo4GyT4/Uwzl0dAH4yI/AAAAAAAAAfA/FXiFyTjS4cE/s1600/Obraz+092.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-ku9Fwo4GyT4/Uwzl0dAH4yI/AAAAAAAAAfA/FXiFyTjS4cE/s1600/Obraz+092.jpg" height="400" width="300" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-jiNI82XFhZg/UwzmBLBbsVI/AAAAAAAAAfI/Ij2xvTY_pHs/s1600/Obraz+096.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-jiNI82XFhZg/UwzmBLBbsVI/AAAAAAAAAfI/Ij2xvTY_pHs/s1600/Obraz+096.jpg" height="320" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-BcLiMw77ZPE/Uwzm5-47z8I/AAAAAAAAAfU/jw4Xq12O_ms/s1600/Obraz+110.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-BcLiMw77ZPE/Uwzm5-47z8I/AAAAAAAAAfU/jw4Xq12O_ms/s1600/Obraz+110.jpg" height="320" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-JnR8NGGr9ZA/UwznkIc_M9I/AAAAAAAAAfc/YLVojp5Uwlw/s1600/Obraz+112.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-JnR8NGGr9ZA/UwznkIc_M9I/AAAAAAAAAfc/YLVojp5Uwlw/s1600/Obraz+112.jpg" height="400" width="300" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-imCBVM5M5zU/UwznnZQmuUI/AAAAAAAAAfk/QWMV1F0ScoQ/s1600/Obraz+125.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-imCBVM5M5zU/UwznnZQmuUI/AAAAAAAAAfk/QWMV1F0ScoQ/s1600/Obraz+125.jpg" height="240" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Tadam! XD Boże, nie XD Dłużej już nie odwlokę momentu publikacji tego XD No... to do zobaczenia, postaram się wrzucić tę miniaturkę jak najszybciej (jeśli nie zapomnę, co jest baaaardzo możliwe ;-;)<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br /></div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-70435844071697771912014-01-23T15:05:00.002+01:002014-01-23T15:05:25.568+01:00Kochani :)<div style="text-align: justify;">
Teraz mam ferie, więc do końca przyszłego tygodnia postaram się dodać miniaturkę albo dwie ;) 19 lutego będzie roczek od wstawienia pierwszego posta i na tę okazję też mam dla Was niespodziankę :D </div>
<div style="text-align: justify;">
Ale póki co: </div>
<div style="text-align: justify;">
Chciałam zaprosić wszystkich na mojego nowego bloga: http://powrot-do-narnii-kaspian.blogspot.com/ ;)</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak można się domyślić po adresie to fanfiction dotyczące "Opowieści z Narnii". Z góry uprzedzam, może Was zaskoczyć i nie zamierzam się za bardzo trzymać kanonu, jednak postaci, które znacie, jeśli przeczytaliście tę książkę, występują. Inność tego bloga... no cóż, musicie sami zobaczyć na czym polega. Na razie opublikowałam tylko prolog, ale w najbliższym czasie powinny się pojawić kolejne rozdziały, bo mam je w głowie i potrzebuję tylko odrobiny czasu i cierpliwości, żeby przelać je w komputer ;P Jeśli zostawicie jakiś komentarz lub dodacie do obserwowanych będzie mi bardzo przyjemnie ;)</div>
<div style="text-align: justify;">
Postaram się jak najszybciej pojawić z jakąś miniaturką. Trzymajcie kciuki ^.^ </div>
<div style="text-align: justify;">
Pozdrawiam Was serdecznie </div>
<div style="text-align: justify;">
Mockingjay on Fire :)</div>
<div style="text-align: justify;">
PS: Nie zapominajcie o http://artist-hill-montmartre.blogspot.com/ :D</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-84394050760696205632013-12-14T15:44:00.001+01:002013-12-14T15:44:59.129+01:00Piosenka :DWitajcie, Trybuci! :D<br />
Rozpoczęłam działalność muzyczną :D<br />
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=C3mPyKus-3I">http://www.youtube.com/watch?v=C3mPyKus-3I</a> Oto pierwszy teledysk :3<br />
Wiadomo, nie jest profesjonalny. Nagrywałam go przez niecałe pół dnia z wujkiem z Niemiec i koleżankami, z którymi wcześniej ćwiczyłam jakieś 20 minut, a przedtem nie słyszały tej piosenki ;) . Myślę jednak, że zrobiliśmy wszystko co się dało w tak krótkim czasie. Mam nadzieję, że będzie się Wam podobać ;)<br />
Muzyczne pozdrowionka śle Wam Mockingjay On Fire! :Dmockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-53807501999620161342013-12-12T13:56:00.001+01:002013-12-12T13:56:26.694+01:00Miniaturka 1 - Prawdziwa miłość. Część pierwsza - Ukojony ból.<div style="text-align: justify;">
Witajcie :D Po długiej nieobecności wracam. Chciałam przedstawić pierwszą miniaturkę z cyklu o miłości Diany i Alexa ;) Jest króciutka i to "takie nic", ale wkrótce powstaną kolejne ;P Leżę chora w łóżku i robię wszystko, żeby tylko się nie nudzić i w efekcie powstała właśnie ta miniaturka oraz nowy rozdział na <a href="http://artist-hill-montmartre.blogspot.com/">http://artist-hill-montmartre.blogspot.com/</a> ;) Może napiszę jeszcze coś, ale nie obiecuję. Wybaczcie, że zaniedbałam blogi - i moje i Wasze - ale ostatnio kompletnie nie miałam czasu ;c Pełno sprawdzianów, prezesowanie w chórze, dodatkowy angielski, harfa, lekcje śpiewu, próby chórów, kręcenie klipu muzycznego (efekt mogę Wam zaprezentować niedługo), szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła... za dużo tego wszystkiego (aż się pochorowałam od nadmiaru pracy i obowiązków). Mam nadzieję, że wybaczycie ;)</div>
<div style="text-align: justify;">
__________________________________________________</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Wariatka! Głupia!
Odejdź! Nie chcemy się zarazić! - krzyczy grupka chłopców. Na
podłodze leży czternastoletnia dziewczyna i nie potrafi się
podnieść. Jest zbyt słaba i wycieńczona.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Kuli się ze strachu, boi
się, że po raz kolejny zrobią jej krzywdę, lecz nagle słyszy
krzyk.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Zbiera się na odwagę i
spogląda w górę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Alex Irving, chłopak z
jej klasy zaatakował jej prześladowców z zaskoczenia. Jeden chyba
uderzył głową o ścianę, bo spływa po niej krew, a chłopak leży
nieprzytomny na podłodze. Pozostali stoją przerażeni i boją się
poruszyć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Alex wyciąga rękę do
Diany.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Dziewczyna z trudem
wstaje i niepewnie patrzy w oczy chłopaka.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
W jej spojrzeniu niemal
słychać pytanie „ale ty mnie nie skrzywdzisz?”.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Chłopak kręci głową i
ją przytula. Jest zbyt oszołomiona, żeby cokolwiek czuć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Podchodzi do nich
nauczycielka historii Panem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Irving. Do dyrektora.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Diana zamiera. Jest
śmiertelnie przerażona.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- To moja wina! On mnie
bronił! - krzyczy i płacze, lecz nauczycielka ją ignoruje i idzie
do dyrektora, ciągnąc za sobą Alexa.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Dziewczyna odczekała, aż
oboje wejdą do pomieszczenia i przyczaiła się za ścianą.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wsłuchuje się w krzyki
dobiegające z gabinetu, lecz są zbyt niewyraźne i stłumione, żeby
rozróżnić jakieś słowa. Po chwili słychać jakieś świsty i
krzyki Alexa. Diana szlocha i zaciska zęby, nie mogąc znieść
myśli o tym, że chłopak cierpi. Po chwili zostaje wyrzucony z
gabinetu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nic mi nie jest! -
mówi, a z jego dolnej wargi ścieka krew. Dłonie ma całe czerwone,
w niektórych miejscach porozcinane.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Właśnie widzę -
mruczy Diana i wyprowadza chłopaka ze szkoły. Jest południe, więc
i tak za chwile powinni udać się do lasu – ich specjalizacja
polegała nie tylko na tym, że pracują, lecz także uczą się w
szkole – zajmują się transportem drewna. Uczą się, które
dystrykty preferują poszczególne towary, obliczają ładowność
wagonów pociągów, zyski i straty ze sprzedaży, a popołudniu wykorzystują to w praktyce i
pomagają w transportowaniu towarów.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Dochodzą do leśnego
źródła.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Alex z rozkoszą wkłada
piekące i szczypiące palce do lodowatej wody. Diana mu je przemywa.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nie podziękowałam ci
jeszcze... więc dziękuję. - Mówi, wciąż delikatnie pocierając
dłonie Alexa.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nie ma za co - chłopak
uśmiecha się do niej.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Siedzą chwilę w
milczeniu, aż w końcu Diana pyta:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Co ci zrobili?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Alex krzywi się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Linijka. Kazali mi
wybrać, którą mnie będą bić. Wybrałem najmniejszą, bo
myślałem, że będzie najmniej boleć, ale było odwrotnie. A wargę
rozwaliłem, bo zagryzałem na niej zęby z bólu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Diana jest wstrząśnięta.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Oni są okrutni...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Alex kiwa głową. Znów
milczą. Patrzą na płynącą w źródełku wodę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Lepiej? - pyta po
chwili Diana, a Alex potakuje.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ale wiesz... ciągle
boli. A wiesz, co moja mama robiła, jak byłem mały i się
skaleczyłem?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Diana kręci głową.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Całowała zranione
miejsce. - Alex splata swoje dłonie z dłońmi Diany, a ona całuje
każdy palec po kolei. Każdy milimetr jego dłoni pokrywa
pocałunkami. Z czułością, delikatnością... Dawno nie czuł się
tak dobrze.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Diana spogląda na niego
i uśmiecha się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Alex nagle śmieje się i
mówi:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Wiesz, co mnie jeszcze
boli? Usta.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wygląda, jakby chciał
jeszcze coś dodać, ale Diana mu nie pozwala.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Całują się i
zapominają o wszystkim dookoła.</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-63726248659931455102013-11-01T21:42:00.001+01:002013-11-01T21:42:28.782+01:00Epilog<div style="text-align: justify;">
<div class="MsoNormal">
Sześćdziesiąt sekund.</div>
<div class="MsoNormal">
Tyle trybuci mają czasu, zanim
rozpocznie się rzeź. Nim rozpoczną się Pięćdziesiąte Dziewiąte Głodowe
Igrzyska.</div>
<div class="MsoNormal">
Wydaje się, że te sekundy płyną
wolno, leniwie, lecz dla każdego trybuta są one nieubłaganie szybkie, zbliżają
błyskawicznie do śmierci.</div>
<div class="MsoNormal">
Ale dlaczego?</div>
<div class="MsoNormal">
To pytanie zadaje sobie wiele
osób. Tego nie wie nikt. Nikt nie wie, dlaczego Kapitol krzywdzi innych,
dlaczego co roku tłumy muszą patrzeć na rzeź niewiniątek?</div>
<div class="MsoNormal">
W tych sześćdziesięciu sekundach
w całym kraju zostaje uronionych wiele łez, wyszeptanych wiele słów. W tych
sześćdziesięciu sekundach mieści się cierpienie, rozpacz i tęsknota.</div>
<div class="MsoNormal">
Dla Diany Evoy ten czas to moment
na wspomnienia. Przeżywa życie na nowo. Wspomnienia odtwarzają się w jej głowie
jak film. Każdej zmianie wspomnienia towarzyszy tępy ból i huk armaty, jakby
właśnie umierał trybut.</div>
<div class="MsoNormal">
Widzi przed sobą brata. Prowadzą
ich do jakiegoś pokoju w Domu Sierot. Informują ich, że ich mama zmarła przy
porodzie, a ojciec zaginął, gdy mieli trzy lata.</div>
<div class="MsoNormal">
Bum. Sceneria się zmienia.</div>
<div class="MsoNormal">
Diana leży na podłodze, nie
potrafi wstać, głód przezwycięża wszystko inne... dziewczyna ma ochotę
umrzeć...</div>
<div class="MsoNormal">
Bum.</div>
<div class="MsoNormal">
Ktoś kopie ją, spluwa na nią...</div>
<div class="MsoNormal">
Bum.</div>
<div class="MsoNormal">
Słowa "jesteś córką
zwyciężczyni" obijają się echem po jej głowie.</div>
<div class="MsoNormal">
Bum.</div>
<div class="MsoNormal">
Krew rozbryzguje się na ścianie,
pierwszy raz ktoś broni dziewczynę przed napaściami rówieśników...</div>
<div class="MsoNormal">
Bum.</div>
<div class="MsoNormal">
Roy, brat Diany trafia na
Igrzyska w wieku piętnastu lat... wygrywa...</div>
<div class="MsoNormal">
Bum.</div>
<div class="MsoNormal">
Diana klęczy przy łóżku w Wiosce
Zwycięzców i próbuje uspokoić brata miotającego się przez sen...</div>
<div class="MsoNormal">
Bum.</div>
<div class="MsoNormal">
Pierścionek zaręczynowy otrzymany
od Alexa Irvinga pięknie błyszczy na słońcu.</div>
<div class="MsoNormal">
Bum.</div>
<div class="MsoNormal">
Dwie karteczki. Dwa nazwiska.
Koniec marzeń o szczęściu w przyszłości i byciu razem. Diana i Alex trafiają na
arenę.</div>
<div class="MsoNormal">
Bum.</div>
<div class="MsoNormal">
Suknia z liści szeleści
przyjemnie w dłoniach dziewczyny...</div>
<div class="MsoNormal">
Bum.</div>
<div class="MsoNormal">
Palce Alexa błądzą po jej
delikatnej skórze, usta spotykają usta...</div>
<div class="MsoNormal">
Bum.</div>
<div class="MsoNormal">
Awoks, jego zielone oczy. Blond
włosy. Mógłby być jej rodziną. A właściwie... dlaczego w ostatnich chwilach
przed śmiercią Diana wspomina akurat tego awoksa?</div>
<div class="MsoNormal">
Z zamyślenia wyrywa ją dźwięk
gongu.</div>
<div class="MsoNormal">
Machinalnie rusza. Nie zdąża
nawet dobiec do Rogu, gdy w jej szyję wbija się nóż i pada bez życia. Gdy widzi
to Alex, od razu podbiega do mordercy i zabija go jednym ciosem.</div>
<div class="MsoNormal">
Błyskawicznie dopada martwego
ciała Diany. Przytula ją do siebie, choć dziewczyna już nic nie może czuć, i
krzyczy, płacze. Nic nie widzi przez łzy. Czuje tylko ból i rozpacz. Pragnie
umrzeć.</div>
<div class="MsoNormal">
Jego życzenie jest spełnione
przez szesnastolatkę, która posyła strzałę prosto w jego szyję.</div>
<div class="MsoNormal">
Dwa martwe ciała nic nie znaczą
dla trybutów wokół. Przestały istnieć z momentem, w którym uleciało z nich
życie...</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
***</div>
<div class="MsoNormal">
...Szklanka rozpryskuje się w
drobny mak, gdy z hukiem uderza o podłogę. Roy nie powstrzymuje emocji. Płacze
za siostrą.</div>
<div class="MsoNormal">
Blight, który również przeżył
Igrzyska, zostawia go z samym sobą. Wie, co to znaczy cierpieć po stracie
bliskiego.</div>
<div class="MsoNormal">
W pomieszczeniu panuje nieznośna
cisza. Przerywa ją krzyk Roy'a, który słychać w całym budynku.</div>
<div class="MsoNormal">
Jedno słowo.</div>
<div class="MsoNormal">
NIE.</div>
<div class="MsoNormal">
Ona NIE MOGŁA umrzeć.</div>
<div class="MsoNormal">
Przecież ona żyje, prawda?</div>
<div class="MsoNormal">
Musi żyć.</div>
<div class="MsoNormal">
Rzeź przy Rogu skończyła się.
Słychać armatnie wystrzały, które sprawiają, że Roy wpada w rozpacz.</div>
<div class="MsoNormal">
<i>Żyje, musi żyć!!!</i></div>
<div class="MsoNormal">
A jeśli... jeśli jednak nie? Czy
życie jeszcze jest coś warte bez siostry?</div>
<div class="MsoNormal">
Nie zastanawia się ani chwili.
Sięga po nóż, leżący na stole. Przełyka ślinę i przystawia zimną stal do klatki
piersiowej. </div>
<div class="MsoNormal">
Jeden, stanowczy ruch.</div>
<div class="MsoNormal">
Wolność. Ucieczka.</div>
<div class="MsoNormal">
Odlicza w głowie... 3, 2, 1...</div>
<div class="MsoNormal">
W momencie, gdy nóż ma przebić
skórę, ktoś odciąga ostrze od chłopaka.</div>
<div class="MsoNormal">
Roy spogląda w oczy awoksa, który
jawił się we wspomnieniach jego siostry w ostatnich chwilach jej życia.</div>
<div class="MsoNormal">
- Dlaczego to zrobiłeś? -pyta.-
Czemu chcesz ocalić nic niewartego mnie?</div>
<div class="MsoNormal">
Awoks bierze kartkę i długopis.
Pisze kilka słów, które zmieniają wszystko:</div>
<div class="MsoNormal">
<i>Bo jesteś moim synem.</i></div>
<div class="MsoNormal">
Roy nagle przypomina sobie jakieś
niewyraźne obrazy, które kiedyś go męczyły. Ojciec zniknął, gdy razem z Dianą
mieli po trzy lata, więc go nie pamiętali.</div>
<div class="MsoNormal">
Jest zszokowany, ale uświadamia
sobie prawdę.</div>
<div class="MsoNormal">
- Oni... oni nam cię zabrali...
Tato.</div>
<div class="MsoNormal">
Z oczu mężczyzny płyną łzy. Skrzą
się delikatnie w jego oczach, tak podobnych do oczu Roy'a. Przytula do siebie
syna i płaczą. Płaczą nad losem. Nad złym losem, który spotkał ich, który
spotkał Dianę, który spotkał wszystkich obywateli Panem.</div>
<div class="MsoNormal">
Strażnicy Pokoju wpadają do
pomieszczenia. Sam Evoy wskazuje na syna i na swoje serce. <i>Kocham
cię </i>- to chce przekazać. Roy to rozumie i odpowiada tym samym. Po chwili
Sam pada martwy, zabity strzałem z karabinu jednego ze Strażników. Jego krew
tworzy kałużę na podłodze, na ustach jednak błąka się uśmiech. W ostatnich
chwilach życia doświadczył szczęścia i miłości syna, czegoś, czego nie było
dane mu czuć od piętnastu lat...</div>
<div class="MsoNormal">
Roy rzuca się na kolana i płacze
nad kolejną osobą, która odeszła. Został na świecie sam.</div>
<div class="MsoNormal">
Opuściła go nawet nadzieja na
lepszą przyszłość.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
Opuściła go wiara.</div>
<div class="MsoNormal">
Nie pozostało już nic, dla czego byłby w stanie żyć.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
___________________________</div>
<div class="MsoNormal">
Wiem, zmaściłam tym epilogiem. ._. Nie bijcie, proszę... Miałam od początku zaplanowane zakończenie, ale nie miałam pojęcia jak ubrać je w słowa. Wyszło z tego coś takiego, z czego nie jestem zadowolona, ale pisałam to po raz 1234567890098765432112345676543234, więc stwierdziłam, że to i tak najlepsza wersja ._.</div>
<div class="MsoNormal">
Nie porzucam tego bloga, będę co jakiś czas (emm... co jakieś 2 miesiące XD?) wrzucać miniaturki. Mam nadzieję, że od czasu do czasu ktoś tu będzie zaglądać i nie zostanę zapomniana :P Tymczasem zapraszam na <a href="http://artist-hill-montmartre.blogspot.com/">http://artist-hill-montmartre.blogspot.com/</a>, który jest obecnie moim głównym blogiem. Mam pomysły na trzy inne, ale mniejsza o to XD Musiałabym trochę przysiąść i pozakuwać historii. Jak coś nowego się pojawi to dam Wam znać.</div>
<div class="MsoNormal">
Dobrze... a teraz wypadałoby podziękować paru osobom. Dziękuję Avadzie, która zostawiła tu pierwszy komentarz, Julcexxd, która zrobiła to jako druga. Dziękuję Lily Nimrodiell, dzięki której blog zaczął żyć. I SERDECZNIE DZIĘKUJE WSZYSTKIM CZYTAJĄCYM I KOMENTUJĄCYM! Ku mojej radości, wymienianie wszystkich zajęłoby dużo czasu, więc tylko chcę Wam powiedzieć, że wywoływaliście uśmiech na mojej twarzy, dodawaliście mi sił i motywacji. </div>
<div class="MsoNormal">
Jesteście cudowni!</div>
<div class="MsoNormal">
Dziękuję wszystkim jeszcze raz.</div>
<div class="MsoNormal">
Szczęśliwych Głodowych Igrzysk i niech los zawsze Wam sprzyja.</div>
<div class="MsoNormal">
Pozdrawiam, Mockingjay on Fire.</div>
<div class="MsoNormal">
Głodowe Igrzyska uważam za zakończone.</div>
</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-8002749787834185462013-09-20T19:09:00.000+02:002013-09-20T19:09:00.823+02:0042.<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czuję ból. Największy ból, jaki
czułam w całym moim życiu. Ale jednocześnie nie jestem w swoim ciele. Widzę wszystko…
właściwie, to gdzie ja jestem? Już na górze, czy w jakimś konkretnym miejscu?
Mam wrażenie jakbym była wszędzie, albo jakby mnie nigdzie nie było.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Widzę siebie wrzeszczącą się i
szamoczącą na łóżku szpitalnym. Wokół mnie kręci się mnóstwo lekarzy,
pielęgniarek…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zastanawiam się, po co oni tak
starają się mnie utrzymać przy życiu. Przecież i tak za parę chwil już będę
martwa.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Spoglądam na dół i zauważam, że
Sam mocno ściska moją dłoń. Szlocha. Tak bardzo mi go żal, ale będzie musiał
sobie poradzić beze mnie. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Sue płacze i wtula się w Dave’a.
Ten zachowuje kamienną twarz, ale widzę, że aż kotłuje się w nim od emocji.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W jednej sekundzie wracam do
swojego ciała. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Słyszę jakieś niezrozumiałe
słowa, nazwy środków, urządzeń. Ktoś wbija mi strzykawkę w żyłę i ból jest
jakby bardziej tępy, przytłumiony, ale tylko odrobinę. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie wiem, co się ze mną dzieje.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czuję, że to Roy pierwszy
przyjdzie na świat. Kocham moje dzieci, ale chwila, w której się urodzą napawa
mnie niemożliwym lękiem. Ból nasila się, dławię się własnymi krzykami i
szlochami, nie mam pojęcia, co jest prawdą, a co tylko urojeniem. Zaciskam
mocno dłoń na dłoni Sama, wbijam paznokcie drugiej ręki w prześcieradło na
łóżku szpitalnym. Rozdziera się. Międlę je w dłoni, żeby coś odwracało moją uwagę od bólu. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Cierpienie z każdą sekundą się
nasila. Nie wiem, czy będę w stanie urodzić dzieci, czy dotrwam do tego
momentu. Karcę się w myślach i zaciskam zęby na policzku. Czuję smak krwi.
Muszę to dla nich zrobić. Muszę wytrzymać!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Mamo…</i>- słyszę głos Roya. Nie mojego brata, to mówi do mnie mój syn.
Jednak ich głosy są tak podobne…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Co skarbie?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Ja chcę już wyjść na świat. Chcę go zobaczyć. Ale nie dam rady sam,
musisz mi pomóc. Weź się w garść mamo. Zrób to dla mnie. Kochasz mnie, prawda?
Ja już pokochałem ciebie…<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Robię to. Zaciskam dłonie jeszcze
mocniej i zapieram się. Kompletnie nie kontaktuję ze światem. Jest tylko ból i
świadomość, że ten ból zaraz mnie wykończy. Nie dam rady!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
...Dam radę. Teraz nie mogę się
poddać!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Po jakimś czasie udaje mi się. Rodzę
zdrowego synka. Śmieję się i płaczę jednocześnie. Wszyscy wokół mnie wspierają,
dopingują, lekarze od razu myją syna. Sam ani na moment nie puszcza mojej
dłoni. Jest moim punktem oparcia. Wiem, że żeby Diana przyszła na świat czeka
mnie jeszcze cięższa droga. <i>Ale to
przecież moje dziecko! Muszę to dla niej zrobić! - </i>myślę. Biorę się w
garść.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie pamiętam zbyt wiele z następnych
kilku godzin. Cały czas towarzyszy mi ból, a ja błądzę między dwoma światami. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czasami wydaje mi się, że to już,
że moje serce stanęło, ale przecież nie mogę się poddać. Muszę urodzić córkę.
Wyobrażam sobie jej uśmiech, urocze dziecko raczkujące po domu. Sama
kochającego ją mocno. I wiem, że muszę to dla niej zrobić.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To istny koszmar. Czuję się jak w
jakimś nienormalnym świecie. Roy płacze i krzyczy, ja płaczę i krzyczę, Sam
płacze, Sue płacze, wszyscy płaczą. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Walczę. We mnie są dwie osoby,
jedna chce już zasnąć wiecznym snem, poddać się. Druga walczy o to, żeby
urodzić córkę.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W końcu, po ciężkim boju, ta
druga wygrywa.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tej, która chce umrzeć, pozostaje
zaszyć się na chwilę w jakimś zacisznym miejscu i opatrzyć rany po bitwie. I
tak zaraz wróci.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Z wysiłkiem otwieram oczy. Sam
uśmiecha się na ten widok i woła lekarzy. Przychodzą z naszymi dziećmi. Już
umytymi, czystymi. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Śliczne dzieci. Czy… ja naprawdę
jestem ich matką? Muszę. Muszę je wziąć na ręce. Muszę dotrwać do tej chwili.
Chcę je chociaż raz do siebie przytulić. Walczę z wiecznym snem, który wyraźnie
bierze mnie w swoje macki. Odganiam je.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jestem całkowicie wycieńczona.
Brakuje mi nawet łez, by zapłakać ze szczęścia. Nie potrafię nic powiedzieć,
więc tylko się uśmiecham. Sam daje mi dzieci do rąk. Głaszczę je chwilę i
oddaję mężowi. On daje dzieci lekarzom i zaraz chwyta mnie za rękę. Jego dotyk
koi ból. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wszyscy wpatrują się we mnie ze
łzami w oczach. Nagle Sue puszcza Dave'a i podchodzi do mnie. Łapie mnie za drugą
dłoń. Czuję miłe ciepło przyjaźni.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Już mogę odejść. Z uśmiechem na
ustach, godnie, w towarzystwie ludzi, których kocham. Jestem szczęśliwa. Za
chwilę spotkam Roy’a, mamę i tatę… Czy to nie jest cudowna nagroda za
cierpienie? </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie potrafię przełknąć śliny. Zasycha
mi w gardle. Uśmiecham się do Sama i Sue. Są przy mnie. Kocham ich. Podchodzi
do mnie lekarka z dziećmi.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Patrzę na nich wszystkich ostatni
raz. Z uśmiechem i łzami w oczach. Już prawię nie czuję bólu. Jestem świadoma, że za chwilę przestanę czuć go wcale.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Cieszę się, że to akurat tak się
skończyło. Może i bolało, ale mogę odejść szczęśliwa.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zamykam oczy. Już ich nie
otworzę.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Moje serce staje.</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-49754835758547348142013-09-14T20:37:00.002+02:002013-09-14T20:49:08.061+02:0041.<div style="text-align: justify;">
<i>Jak pewnie zauważyliście, historia Amy chyli się ku końcowi. Przewidziałam jeszcze jeden rozdział, epilog i podziękowania. Bardzo się cieszę, że czytacie. Od czasu do czasu będę wrzucała miniatruki dotyczące np. dalszych losów Diany i Roy'a... </i><br />
<i>Aha, zapraszam jeszcze raz na: <a href="http://artist-hill-montmartre.blogspot.com/">http://artist-hill-montmartre.blogspot.com/</a>. Gdy skończę pisać Igrzyska, więcej czasu poświęcę temu blogowi i jak-czarowac-i-nie-zwariowac.blogspot.com. Co do bloga o Paryżu, chciałabym, żeby to była historia wymyślona tylko przeze mnie, nie żadne fanfiction. Takie lekkie, odrobinę odmóżdżające romansidło ;) </i><i>Dobrze, kończę przynudzać. Miłego czytania ;)</i><br />
<br />
<br />
Oddycham niespokojnie. Resztkami sił powstrzymuję się przed otworzeniem oczu i zdradzeniem się, że wszystko słyszałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
Słyszę, że mężczyźni wychodzą. Otwieram oczy. Czuję ulgę i strach. Przez kilka godzin leżę wpatrzona w sufit. Rozmowa mężczyzn kołacze mi po głowie. Czuję silne ruchy dzieci w brzuchu i orientuję się, że pozostało mi kilka dni. Mimo to nie żałuję decyzji, którą podjęłam po Igrzyskach. Cieszę się, że nie zabiłam własnych dzieci, nawet jeśli sama przez to umrę. Przecież je kocham. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy robi się ciemno, siadam z trudem. Chowam twarz w dłonie. Płaczę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zauważam, że jestem podpięta do mnóstwa rurek. Wyciągam je z mojego ciała. Krwawię. Krew odcina się od mojej prawie białej skóry. Kapie na moją koszulę. Zafascynowana przyglądam się wzorkom tworzącym się na materiale. Nagle zaczynają wyć jakieś alarmy. Traktuję to jak ostrzeżenie. Wstaję. Kręci mi się w głowie i nic nie widzę przez łzy. Nogi nie są mi posłuszne po tak długim bezruchu. Upadam, ale mocno podciągam się o barierkę łóżka. Udaje mi się wstać. Wybiegam z pomieszczenia na korytarz, zauważam łazienkę w której się zamykam. Włączam kran. Woda leje się z pluskiem. Wkładam pod nią krwawiące ręce. Krew zmieszana z wodą ochlapuje ściany. Wymiotuję do umywalki. </div>
<div style="text-align: justify;">
Spoglądam w lustro. Wrzeszczę. To nie ja, to jakiś zmiech. Z białą skórą, sinymi ustami, oczami bez wyrazu, wyblakłymi, tłustymi włosami. Nie wierzę. Nie mogę tak wyglądać. To Kapitol usiłuje mi wmówić, że tak jest. To na pewno jakieś krzywe zwierciadło, albo przez te rurki dostarczyli mi coś halucynogennego… Ale to coś… To nie mogę być ja. </div>
<div style="text-align: justify;">
Rozwalam pięścią lustro. Nie mogę na siebie patrzeć. Co oni ze mnie zrobili? Krew kapie mi z dłoni, wyciągam z nich odłamki lustra i kaleczę się przy tym jeszcze bardziej. Plam na ścianie jest coraz więcej, woda szumi coraz głośniej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle czuję obezwładniający ból. Upadam, uderzając głową o umywalkę. W moim umyśle coś dziwnie pulsuje. Po chwili słyszę, jakby ktoś tłukł o drzwi. Doczołguję się do zamka i otwieram. Zaraz potem padam na ziemię. Mam otwarte oczy, ale nie wiem, czy dobrze widzę. Mnóstwo barw, postaci… </div>
<div style="text-align: justify;">
Ktoś bierze mnie na ręce i zanosi do mojego pokoju. Ktoś mnie uspokaja.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Sam… - udaje mi się wyszeptać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem przy tobie, ale cichutko, nie przemęczaj się.- a więc to prawda. Mój mąż tu jest.</div>
<div style="text-align: justify;">
To sprawia, że czuję się odrobinę lepiej. Pozwalam lekarzom zdezynfekować rany, podłączyć się z powrotem do urządzeń. Sam przygląda mi się z troską i łzami w oczach. Gładzi mnie po dłoni. Po chwili do pomieszczenia wchodzą Sue z Davem. Odzyskuję jasność umysłu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak bardzo za wami tęskniłam… - szlocham. Sue mnie ucisza. Opowiadają mi, co dzieje się w dystrykcie, ale nie pamiętam z tego nawet połowy. Ktoś daje mi coś do jedzenia, choć udaje mi się przełknąć niewiele. Za to chętnie piję. Wypijam pół litra wody za jednym zamachem. Od razu czuję się lepiej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle Sue wstaje, ciągnie Dave’a za rękaw koszuli. Lekarze wychodzą, a razem z nimi moi przyjaciele. Zostaję tylko z Samem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Siada na krawędzi mojego łóżka i patrzy mi w oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Sam… ja umieram. - udaje mi się wykrztusić po chwili. Sam kręci głową ocierając łzy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To moja wina. - mówi. Gwałtownie zaprzeczam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To była tylko i wyłącznie moja decyzja. Gdybym się wtedy nie zdecydowała na to, co się stało, to nie byłoby ich. - wskazuję na brzuch. - A już w Kapitolu kompletnie nie miałeś na mnie wpływu. Kocham moje dzieci i chcę, żeby żyły, nawet kosztem mojego życia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Siedzimy chwilę w milczeniu. Czuję się, jakby to miała być nasza ostatnia rozmowa. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Obiecaj... ja... chcę mieć grób w Siódemce. I obiecaj, że nazwiesz dzieci imionami Roy’a i Diany… błagam. I opiekuj się nimi dobrze. Wiem, że będziesz dobrym ojcem. Kocham cię. </div>
<div style="text-align: justify;">
Sam obiecuje. Jestem pewna, że dotrzyma tajemnicy.</div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie już oboje płaczemy. Podnoszę się z trudem i siadam. Sam mnie przytula. Siedzimy tak kilka minut, później zaczyna mnie delikatnie całować. W pewnym momencie dopada mnie jednak potworny ból, więc muszę się położyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No i obiecaj, że nie będziesz się zamartwiał. Widocznie to było mi pisane. Nie żyj przez całe życie w żałobie. Pozwól sobie samemu się cieszyć. Nie trać wiary. Będzie dobrze… - szepcę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sam jednak kręci głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bez ciebie nic już nie będzie dobrze. - odpowiada. Uciszam go.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam jeszcze jedno życzenie. Chciałabym po raz ostatni zobaczyć gwiazdy… - mówię cichym, spokojnym głosem. Widzę, że Sam boi się tego spokoju. Udaje mu się jednak przekonać lekarzy, żebyśmy następnego wieczora poszli na dach. </div>
<div style="text-align: justify;">
I tak też robimy. Leżymy wtuleni w siebie na miękkim kocu i szukamy różnych gwiazdozbiorów. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Patrz, widzisz tą jasną gwiazdę? To Syriusz. Zawsze, gdy będzie ci źle, popatrz na nią. Niech jej światło daje ci nadzieję i przypomina ci, że kocham cię, obojętnie w jakiej odległości od ciebie się znajduję.</div>
<div style="text-align: justify;">
Później chwilę rozmawiamy. Przypominamy sobie najpiękniejsze chwile spędzone razem. Przez chwilę czuję prawdziwe szczęście.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sam gładzi mnie po brzuchu. Lada dzień dzieci mogą przyjść na świat. Jednak z ich narodzinami odejdę ja.</div>
<div style="text-align: justify;">
W sumie oswoiłam się już z tą myślą. </div>
<div style="text-align: justify;">
Umrę. Przecież każdy człowiek musi kiedyś umrzeć, prawda? To całkiem normalne.</div>
<div style="text-align: justify;">
Patrzę Samowi w oczy. Widać w nich gwiazdy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Całujemy się. Staram się cieszyć jak najmocniej tymi ostatnimi chwilami rozkoszy. Wtulam się w męża i zamykam oczy. Chcę zasnąć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wokół panuje niezmącony spokój, cisza. Jakby to nie był Kapitol. Światła miasta migocą delikatnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle uśmiecham się. Przypomina mi się pewna sytuacja. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Sam, pamiętasz, jak wtedy mi pomogłeś z tymi narzędziami? I jak zaśpiewałam ci tą powstańczą piosenkę? Wiesz, którą… - chwilę śpiewam<i> Wśród drzew</i>. Cieszę się tym, że jeszcze mogę śpiewać. Kończę.- No i… chodzi o to, że pomyślałam sobie wtedy… że umrzeć z miłości to beznadziejna wizja. A ja przecież właśnie umieram z miłości. Może niekoniecznie z powodu takiej miłości, o jakiej mowa w tej piosence… Ja umieram z powodu miłości, jaką obdarzyłam moje nienarodzone dzieci. I wiesz? Jestem szczęśliwa. Nawet nie wiesz, jak bardzo. To piękna śmierć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sam patrzy na mnie lekko oszołomiony. Ale po chwili uśmiecha się przez łzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, Amy. To piękna śmierć. Ale… to zawsze śmierć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Och Sam… przecież mnie nie będzie tylko chwilę. Spotkamy się znów… za jakieś pół wieku. To nie powód do rozpaczy. Wtedy będzie nam lepiej! </div>
<div style="text-align: justify;">
Oboje śmiejemy się chwilkę, mącąc spokój nocy. Jednak po chwili zamieram. Czuję ból, jakiego nie czułam nigdy dotąd. Śmiech przeradza się w szloch i krzyk. Mam wrażenie, jakbym była pożerana od wewnątrz. Sam jest przerażony. Bierze mnie na ręce i biegnie schodami w dół do szpitala. Woła o pomoc. Oboje wiemy, co za chwilę nastąpi. Ta chwila napawa mnie przerażeniem, ale też dziwnym spokojem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dzieci wyraźnie chcą już przyjść na świat.</div>
<div style="text-align: justify;">
Za niedługo umrę.</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-39437886559211668212013-09-03T19:51:00.000+02:002013-09-03T19:51:05.053+02:0040.<div style="text-align: justify;">
- Nie płacz, córeczko. To był tylko sen. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mam pięć lat. Siedzę zapłakana wtulając się w mamę. Za niedługo urodzi mi braciszka. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mamusiu, nazwijmy go Roy, od Joy… - mówię znienacka. Mama uśmiecha się, całuje mnie w główkę. Zgadza się. Nawet nie pamiętam, że to ja wymyślałam imię brata. Nie pamiętałam, dlaczego mi się to imię tak podobało.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wspomnienie zmienia się. Tata uczy mnie strzelać z procy…</div>
<div style="text-align: justify;">
Mama płacze i tuli mnie do siebie. Stoimy na pogrzebie taty w czarnych ubraniach. Nie bardzo rozumiem, dlaczego to robimy…</div>
<div style="text-align: justify;">
Trzyletni Roy goni kolorowego motyla.</div>
<div style="text-align: justify;">
Siedzę z Sue i obgadujemy dziewczynę, która zrobiła przykrość mojej przyjaciółce. </div>
<div style="text-align: justify;">
Potem razem z Sue przekradamy się do stadniny koni i przez chwilę je głaszczemy. Szybko uciekamy…</div>
<div style="text-align: justify;">
Stoję i krzyczę nad urwiskiem. Sam całuje mnie po raz pierwszy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dożynki. Igrzyska. Oświadczyny. Ślub. Boże Narodzenie. Wydarzenia pojawiają się w mojej głowie i szybko się rozmywają. Przypominam sobie życie. Czyżby już nadszedł dla mnie czas? Nie mogę teraz odejść… Nie mogę zostawić dzieci. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mam wrażenie, że po moim policzku spływa łza. Czuję potworny ból fizyczny. Mimo, że nie potrafię otworzyć oczu, wokół panuje nieprawdopodobna jasność. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle do mojego łóżka podchodzi mama. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To był tylko sen, skarbie. Tylko jakiś koszmar. Nie płacz już.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mamusia… kocham cię, mamo… Dziękuję. - szepczę ochrypłym głosem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mama nic nie mówi. Kładzie mi na kolanach podarek i rozmywa się we mgle. </div>
<div style="text-align: justify;">
Z wielkim trudem podnoszę się do siadu i drżącymi dłońmi sięgam po prezent. Jest opakowany w byle jaki, szary papier poklejony taśmą klejącą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Udaje mi się rozerwać opakowanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ze środka wypada czarna, koronkowa suknia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Suknia do trumny. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mama miała ją na sobie… gdy ją chowali.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczynam krzyczeć i młócić rękami w powietrze, jakbym się topiła. Zachłystuję się, i zauważam, że wróciłam ze świata fikcji do rzeczywistości. Nie widzę nic, wciąż mam zamknięte oczy, ale kontaktuję, orientuję się, że muszę leżeć w szpitalu. Słyszę piszczenie i dziwne brzęczenie jakichś urządzeń, przyciszone głosy…</div>
<div style="text-align: justify;">
- O… Spójrz, zakrztusiła się. Jesteś pewien, że ona nic nie słyszy?</div>
<div style="text-align: justify;">
Ktoś mruczy potakująco.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jest w śpiączce, nie kontaktuje.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zamieram. Całą siłą woli powstrzymuję się od otwarcia oczu. Poznaję obu rozmówców. </div>
<div style="text-align: justify;">
Snow. I Rapahello Monti, Główny Organizator Igrzysk.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To dobrze. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przez chwilę obaj milczą.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To już pewne, tak? Jutro będą tu jej mąż i przyjaciółka z mężem? Sam Evoy, Sue i Dave Martin?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Owszem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Znów chwila ciszy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zapłaci karę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czemu ich wszystkich jeszcze nie zabiłeś?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ludzie zaczęliby gadać. A to nam nie na rękę. Jeszcze powstania nam brakowało na karku, jakby sytuacja nie była wystarczająco kłopotliwa. Narobiła nam kłopotów. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To co w takim razie zrobisz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Powstrzymuję łzy. Przez głowę znów przebiega mi całe życie. Czekam z zapartym tchem na wyrok.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic.</div>
<div style="text-align: justify;">
Głucha cisza.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wierzę. Coś tu śmierdzi. Musi być jakiś haczyk. Zbyt proste, zbyt niemożliwe. Nie pasuje mi do Snowa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Corolianusie… Jak to nic?- Monti jest wstrząśnięty równie mocno jak ja.</div>
<div style="text-align: justify;">
Snow śmieje się cicho.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic. Po prostu. Będę czekał. Myślę, że wszystko wyjaśni się w swoim czasie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Drżę na dźwięk słów, które niedawno mnie tak przeraziły.</div>
<div style="text-align: justify;">
Słyszę kroki. Snow do czegoś podchodzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spójrz. To jej diagnoza. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zapada chwila ciszy. Teraz jestem już pewna, że otrzymam wyrok.</div>
<div style="text-align: justify;">
Raphaello jeszcze przez chwilę czyta.</div>
<div style="text-align: justify;">
Głos mu drży, gdy zadaje Snowowi pytanie:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Więc dlatego czekałeś…?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak. Dlatego. - po jego głosie słyszę, że jest uśmiechnięty. Do moich uszu dobiega dźwięk odsuwanego krzesła. Raphaello Monti opada na nie i wzdycha. Chyba wciąż nie może się pozbierać, po tym, co przeczytał.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A dzieciaki? - pyta niepewnie. Już chyba wiem, jaki jest finał tego wszystkiego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przeżyją. Może. - bierze wdech, i uroczystym głosem, jakby co najmniej ogłaszał Ćwierćwiecze Poskromienia, wreszcie wypowiada te słowa:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na szczęście Amy Evoy nie ma szans na przeżycie tego porodu.</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-88445448021364603132013-08-29T23:05:00.000+02:002013-08-30T12:18:19.085+02:0039.<div style="text-align: justify;">
<i>Zapraszam na mojego nowego bloga: artist-hill-montmartre.blogspot.com ;)</i><br />
<br />
Po wydarzeniach w Dwunastce bardzo mnie pilnowali. Oprócz toalety nie mogłam nigdzie chodzić sama, zawsze miałam wokół siebie tłum strażników. Miałam ściśle wyznaczony czas przemówienia i mogłam mówić tylko to, co napisała mi Shinny. Uśmiechałam się sztucznie, nosiłam kapitolińskie stroje, a ludzie byli spokojni. O to chodziło.</div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz siedzę w pociągu sunącym do Kapitolu i mam chociaż jedną chwilę dla siebie. Siedzę w fotelu i spoglądam w okno. Powstrzymuję łzy. Czuję delikatne ruchy dzieci pod sercem i z troską gładzę się po brzuchu. Ciekawe, czy będą dumne ze swojej matki, gdy już przyjdą na świat.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pewnie nie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie można być dumnym z dziewczyny, która zaszła w ciążę w wieku siedemnastu lat, bez ślubu… mimo, że wiele dziewcząt w moim wieku założyło już rodziny, to jestem tą wyklętą, która zaszła w ciążę przed ślubem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie można być dumnym ze zwyciężczyni Głodowych Igrzysk. Zabiłam wiele osób i sama się tego wstydzę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie można być dumnym z osoby, która nieudolnie próbuje wywołać bunt narażając przy tym swoich bliskich, siebie i całe państwo. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie można być dumnym ze mnie. Nie chcę momentu, w którym będę musiała opowiedzieć dzieciom o Kapitolu, okrucieństwie, Igrzyskach i o tym, że jestem zwyciężczynią Igrzysk. Boję się, że przestaną mnie kochać, że odsuną się ode mnie, gdy dowiedzą się, jakie okrutne rzeczy robiłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wreszcie łza spływa. Pierwsza i ostatnia, ale przynosi niesamowitą ulgę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zaraz dojeżdżamy, skarbie, przygotuj się…- trajkocze Shinny i śmieje się. Wstaję i ubieram płaszcz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zauważam, że im bliżej jesteśmy Kapitolu, tym bardziej natura wymarła. W Kapitolu wszystko jest sztuczne, doskonałe, nie potrzeba czegoś takiego jak drzewa, którym usychają liście, czy kwiaty, którym łamią się łodyżki. Przyroda jest zbyt mało perfekcyjna. To dziwne, ale gdy przyjechałam tu pierwszy raz, nie uderzyło mnie to tak bardzo. </div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu przestaję zauważać jakiekolwiek drzewa, ale w oddali majaczą wysokie wieżowce. To znak, że już prawie jesteśmy. Kierujemy się do tego samego budynku w którym mieliśmy szkolenia przed Igrzyskami. W Centrum odnowy Paul robi ze mnie bóstwo. Zielona sukienka do ziemi, włosy spływające delikatnymi falami z wplecionymi długimi, zielonymi wstążkami oraz wiązane buty za kostkę w odcieniu karmelowego brązu i przepaska w tym samym kolorze tworzą niezły zestaw. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kocham zielony, ale już mi się odrobinę zbrzydł. Igrzyska sprawiły, że mam do zieleni traumę. Cieszę się, że Paul robi mi delikatny makijaż w kolorach brązu. Maluje usta na jasny kolor. Wyglądam niewinnie, jak młoda dziewczynka. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wychodzę przed ośrodek szkoleniowy, gdzie Ceasar Filckermann przeprowadza ze mną wywiad. </div>
<div style="text-align: justify;">
Moja sukienka ma luźne rękawy do łokci, i jest z dość zwiewnego materiału, ale nie jest mi zimno. Zauważam, że w Kapitolu jest o wiele cieplej, niż w dystryktach, gdzie właśnie trwa sroga zima. Stawiam, że wykształcili sobie jakiś mechanizm do regulacji temperatury. </div>
<div style="text-align: justify;">
Staram się zachowywać uroczo i nie nawiązywać do niebezpiecznych tematów. Wywiad wypada nie najgorzej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Prosto sprzed Ośrodka Szkoleniowego udajemy się do rezydencji prezydenta Snowa, gdzie ma się odbyć wystawny bankiet. Mnóstwo ludzi mnie zagaduje, wśród nich spotykam nawet Głównego Organizatora Igrzysk. Sam prezydent Snow nie spuszcza ze mnie oczu, a ja czuję, że przechodzą mnie dreszcze.</div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu przykazuję sobie nie stresować się i cieszyć się bankietem. Zaczynam od stołu z przystawkami, gdzie kosztuję kremy, zupy, sałatki, wędliny, sery… i po przystawkach czuję się pełna. Wracam do tłumu i obiecuję sobie przejść do dań głównych za jakiś czas, gdy już zgłodnieję. Jest ich tak dużo, że nawet, gdybym z każdego jadła tylko ociupinkę, to nie spróbowałabym nawet jednej trzeciej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ktoś prosi mnie do tańca, nie odmawiam, później ktoś proponuje mi poncz… Kręci mi się w głowie od tych wszystkich barw, smaków i zapachów, więc postanawiam wyjść. Na dworze jednak rosną miliardy róż, pachnących niezwykle intensywnie, więc szybko podejmuję decyzję o powrocie do środka. Dławię krzyk, bo drogę zastępuje mi prezydent Snow.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zapach róż dusi mnie, czuję się jak w klatce, chcę uciec, ale jego wężowe oczy paraliżują mnie. Nie potrafię zrobić ruchu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No proszę… Widzę, że termin się zbliża. Chyba pozostał niecały miesiąc, nieprawdaż? - mówi mężczyzna, wskazując na mój brzuch. Robi kilka kroków w moją stronę. Cofam się instynktownie i potykam się. Snow wyciąga do mnie rękę, ale ignoruję ją i z trudem podnoszę się sama. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie pozwolę zrobić krzywdy moim dzieciom… - szepcę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ależ ja nie mam zamiaru robić im krzywdy, ani tobie… mimo, że nie dotrzymałaś mojego słowa. Sprytny był ten pomysł z kasetami, ale nie dość sprytny. Właściwie ty i twoi bliscy, wszyscy powinniście już nie żyć, ale… na razie potrzebowaliśmy cię do Tournee. A poza tym podejrzane by było, gdyby wszyscy twoi bliscy nagle poumierali, nieprawdaż? - drżę, słysząc jego suchy, chrapliwy śmiech. Zapach krwi oplata mnie w swoje macki. - Myślę, że wszystko wyjaśni się w swoim czasie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zamieram. Patrzę prezydentowi w oczy. Robi mi przejście, więc wracam do sali bankietowej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Myślę, że wszystko wyjaśni się w swoim czasie.</i>- słowa prezydenta chodzą mi po głowie. Co to może oznaczać? Ile życia nam jeszcze zostało?</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzdrygam się, ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
To Shinny.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Szukałam cię, kotku. Będziemy się powoli zbierać, za pół godziny bądź przy wyjściu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiecham się smutno.</div>
<div style="text-align: justify;">
Słowa Snowa odtwarzam w myślach niczym mantrę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Myślę, że wszystko wyjaśni się w swoim czasie.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Robi mi się słabo. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystko dobrze?- pyta Shinny, widząc, że zbladłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Usiłuję kiwnąć głową, jednak nie daję rady. Ciemnieje mi przed oczami i osuwam się na posadzkę.</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-26090569677339299602013-08-25T18:04:00.001+02:002013-08-26T11:30:01.050+02:0038.<div style="text-align: justify;">
Pociąg zatrzymuje się na stacji w Dwunastym Dystrykcie. Nie jestem gotowa, by wysiąść. W końcu jednak robię pierwszy krok po schodkach. Drugi, trzeci, o tak, już stoję na peronie. Zewsząd wieje lodowaty wiatr, płatki śniegu szczypią moją twarz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Rozglądam się. Ledwo wysiadłam z pociągu, a już widzę, że Dwunastka jest najbiedniejszym z wszystkich dystryktów. Zapyziały, brudny dworzec odstrasza swoim widokiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Stoję jak wmurowana w ziemię, boję się oddychać. W powietrzu czuć woń śmierci. </div>
<div style="text-align: justify;">
Shinny ciągnie mnie za ramię i zmusza do opuszczenia dworca. Czekają na mnie dziennikarze fotografowie, ale nawet nie spoglądam w ich kierunku. Przepycham się przez tłum.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zostaję oddana w ręce Strażników Pokoju i odprowadzona do Pałacu Sprawiedliwości. Nogi uginają się pode mną ze strachu. Łzy przesłaniają pole widzenia. Wszędzie, gdzie idę widać biedę, głód, śmierć. Tak bardzo żal mi tych ludzi…</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak bardzo głupio mi, że będę przed nimi występować.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zwyciężczyni Igrzysk. Obrzydliwie bogata, opływająca w dostatki. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle odczuwam obezwładniający ból, który niemal zwala mnie z nóg. Wbijam paznokcie w skórę dłoni i zęby w dolną wargę. To pozwala mi wytrzymać. Blednę. Krew odpływa mi z twarzy. A ból trwa. Jego źródło znajduje się pod moim sercem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Stoję w brudnym, zimnym, zapleśniałym pomieszczeniu i modlę się, żeby jak najszybciej je opuścić. Mam ochotę zwymiotować, ale powstrzymuję się. Opadam z ulgą na jakieś zakurzone krzesło i czekam na Ekipę Przygotowawczą. Gdy w końcu przychodzą, poprawiają mi makijaż i wciskam się w suknię. Jest zielona, a jakże, z aksamitu, do ziemi, z długimi rękawami. Czuję, jak ktoś narzuca mi na plecy pelerynę i zapina ją na sukni. Jest brązowa, materiału nie potrafię nazwać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Cały strój wygląda elegancko, ale bez przesady, właściwie nawet jak na kapitolińskie standardy, to jest skromny. Cieszę się, że do Dwunastki nie ubrano mnie w jakąś wymyślną suknię balową.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dostaję znak i wychodzę na scenę przed Pałacem. Od mrozu moje dłonie czerwienieją i palce kostnieją. Chwytam w nie mikrofon i sprawdzam, czy działa. Czuję na sobie spojrzenia całego Dwunastego Dystryktu. Mam ochotę uciec z tego miejsca i schować się w ciepłych ramionach Sama. Ale jestem tutaj sama. On mi nie pomoże. Muszę się nauczyć radzić sobie samej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Brzmi hymn. Stoję na baczność i spoglądam na rodziny trybutów, którzy odeszli. Jack pochodził z licznej rodziny, ale od Diany byli tylko rodzice. Ich widok sprawił, że poczułam, jak rozdziera mi się serce. Diana. Kochana, cudowna Diana. Musieli bardzo cierpieć, gdy stracili jedyną córkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy zawierałyśmy naszą przyjaźń, niby wiadomo było, że kiedyś się musi skończyć. Ale mimo to każda myśl o tej dziewczynie sprawia mi ból. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zmuszam się do spojrzenia jej rodzicom w oczy. Diana była bardzo podobna do swojej mamy. Po tacie odziedziczyła tylko to swoje inteligentne spojrzenie i duże oczy. Zauważam, że para płacze. Dotykam policzka i ku mojemu zdumieniu zauważam, że jest mokry od łez. Ocieram go dłonią.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hymn milknie a łzy nie przestają spływać z moich powiek. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wyłączam się całkowicie. Widzę tylko rodziców Diany i ją samą. Nic więcej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle orientuję się, że ktoś potrząsa moim ramieniem i wbija we mnie wyczekujące spojrzenie. Nadszedł czas na moją przemowę. Przełykam ślinę, podnoszę mikrofon do ust, ale nie potrafię wydobyć z siebie słowa. Po prostu pozwalam łzom płynąć i stoję, patrząc w kierunku rodziców Diany. W końcu udaje mi się zacząć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja… chciałam przekazać rodzinom Diany i Jacka najszczersze wyrazy współczucia. Oboje byli dobrzy, mili… Szczególnie bliska była mi Diana. Na arenie nawiązała się między nami cudowna więź, przyjaźń, która, niestety, nie miała szans skończyć się happy-end’em. Jednak chciałam podziękować wam, za waszą córkę. Córkę, która w tych najgorszych chwilach była mi światełkiem w tunelu. Ona potrafiła sprawić, że nawet w obliczu śmierci uśmiechałam się… Po prostu dziękuję.</div>
<div style="text-align: justify;">
Milknę. Rodzice Diany uśmiechają się do mnie serdecznie. Jej mama, nie wiedzieć czemu, gładzi fałdy płaszcza. Czyżby tak jak ja była…?</div>
<div style="text-align: justify;">
Ciszę przerywa rozdzierający płacz. Ze zdumieniem zauważam, że wydobywa się spod płaszcza mamy Diany. Okazuje się, że ogrzewała nim dziecko.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kobieta zaczyna kołysać niemowlę w swoich ramionach, a Strażnicy Pokoju już chcą ją wyprosić, mówiąc, że zakłóca ciszę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie! - krzyczę i zbiegam ze sceny po schodkach. Strażnicy odsuwają się. Moja wola jest święta. Wszyscy ludzie wpatrują się we mnie z zapartym tchem. Ściągam pelerynę i okrywam nią dziecko, matka Diany patrzy na mnie z osłupieniem i wdzięcznością. Zauważam, że przez chwilę zatrzymuje wzrok na moim brzuchu. Powoli wyciąga dłoń. Kładzie ją na nim. </div>
<div style="text-align: justify;">
Czuję przyjemne ciepło, mimo, że na dworze szaleje mróz, a ja stoję w samej sukience. Zaczyna rozchodzić się od brzucha, a później ogrzewa całe ciało. Widzę, że Strażnicy szykują broń, więc obrzucam ich gniewnym spojrzeniem i nakazuję dłonią, żeby ją odłożyli.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kładę dłoń na palcach kobiety. Ona płacze. Ściskamy się serdecznie. Pozwala mi wziąć dziecko na ręce. To chłopiec. Jego płacz nie ustaje. Całuję malca w główkę, głaszczę go i śpiewam cichutko tą samą kołysankę, którą śpiewałam kiedyś Dianie na arenie. Ku mojemu zaskoczeniu, dziecko milknie i wpatruje się we mnie wielkimi oczyma.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Miałeś cudowną siostrę, wiesz? - szepcę mu do ucha, gdy kończę kołysankę. Przez jego oczy przebiega błysk, jakby mnie zrozumiał. Oddaję kobiecie dziecko i całuję ją w policzek. Uśmiecha się. Ojcu Diany ściskam dłoń, po czym zostaję odprowadzona na scenę. Dziwię się, że pozwolono mi w ogóle podejść do rodziny Diany. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przez te kilka sekund widzę radość w ich oczach. Później znów następuje pustka. Pustka, która została po Dianie, pustka, której nikt i nic nie jest w stanie wypełnić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ile Głodowe Igrzyska potrafią przynieść zła…</div>
<div style="text-align: justify;">
Biorę mikrofon do rąk.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję. - mówię przez łzy. Tłum patrzy się we mnie jak zaczarowany. Otwieram usta i zaskakuję samą siebie słowami, które z nich wypływają. - Jak wiecie, niedługo zostanę mamą… To będą bliźnięta. Chłopiec i dziewczynka. Chciałabym ich nazwać imionami najdroższych mojemu sercu trybutów, aby uczcić ich pamięć, aby mieli po sobie pamiątkę na ziemi. Bo często zapomina się o tych, którzy giną na arenie, pamięta się tylko o zwycięzcach, a tak naprawdę, to zmarli powinni być bohaterami… - przełykam ślinę. - Chcę nazwać moje dzieci imionami Diany i Roya.</div>
<div style="text-align: justify;">
I wtedy zamieram. Pierwsza wyciąga w górę trzy palce, uprzednio dotknąwszy nimi ust, matka Diany. Zaraz za nią jej mąż, potem już toczy się lawina. Iskra wybucha, wzniecając ogień. Jestem jednocześnie przerażona i wzruszona tym gestem. </div>
<div style="text-align: justify;">
I robię coś, co podpowiada mi serce. Dotykam trzema palcami ust i wyciągam je wysoko w górę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Całe zimno, które odczuwałam znika. Teraz jest mi gorąco. Zostaję ściągnięta ze sceny, a tłum uspokojony. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Chcę iść na grób Diany. Pozwólcie mi… - z moich ust wydobywa się rozdzierający wrzask, skierowany do Shinny. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ta tylko kręci głową ze smutną miną. Padam na kolana i szlocham.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chcę… widzieć… jej… grób. - udaje mi się wydyszeć.</div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu ulegają mi. Zostaję odprowadzona na cmentarz w asyście Strażników Pokoju. Widzę nazwisko na białym nagrobku i klękam. Modlę się, żeby teraz nie cierpiała. Żeby była w raju.</div>
<div style="text-align: justify;">
-<i> Bóg nie słucha grzeszników. Zabiłaś wiele osób.</i> - odzywa się w mojej głowie głos Snowa. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To przez ciebie! - krzyczę i szlocham. Przypominam sobie momenty, gdy przychodziłam na grób Roy’a. Nie chciałam wtedy wierzyć, że to on, tam pod ziemią. Że jego już nie ma. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ale niestety, musiałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
I taka była bolesna prawda.<br />
<br />
<br />
<br />
__________________________________<br />
Witam po długiej nieobecności ;) Byłam na wakacjach w Chorwacji, wczoraj wróciłam i zaraz napisałam nowy rozdział. Dodatkowo zajmuję się teraz pewną akcją, o której powinniście się wkrótce dowiedzieć ;)<br />
Pozdrawiam wszystkich czytelników i dziękuję za tyle komentarzy :D Dla mnie to bardzo dużo znaczy :D</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-12417556921960301352013-08-09T19:35:00.000+02:002013-08-09T19:35:43.581+02:0037.<div style="text-align: justify;">
- Chyba nie ma żadnych komplikacji. - słyszę. Wzdycham z ulgą. Już od jakiegoś czasu czuję delikatne ruchy dziecka, co wprawia mnie w dziwny nastrój, smutek przemieszany ze szczęściem. I czuję z nim coraz większą więź.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lekarka wciąż jeździ dziwnym urządzeniem po moim brzuchu i wpatruje się w ekranik położony na jej kolanach. Po chwili przygląda się mi i Samowi trzymającemu mnie za rękę i pyta: - Chcecie poznać płeć dziecka? </div>
<div style="text-align: justify;">
Patrzymy na siebie z wahaniem, ale po chwili oboje przytakujemy. Kobieta uśmiecha się tajemniczo .</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na kogo stawiacie? - pyta. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Chłopiec. - mówię w tym samym momencie, w którym z ust Sama wydobywa się słowo „dziewczynka”.</div>
<div style="text-align: justify;">
Śmiejemy się i spoglądając sobie w oczy słyszymy:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chłopiec… i dziewczynka. </div>
<div style="text-align: justify;">
Spoglądamy na kobietę zaskoczeni. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Pani Evoy, urodzi pani bliźnięta. </div>
<div style="text-align: justify;">
Płaczę ze szczęścia, a Sam całuje mnie uradowany. Bliźnięta! Podwójne szczęście… Piękny prezent na miesiąc przed świętami Bożego Narodzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dni mijają w błyskawicznym tempie. Skoro już wiemy, że urodzę bliźnięta, decydujemy się z Samem przyszykować im pokój. Niestety, szybko się męczę, muszę robić przerwy w pracy, a Sam pracuje, więc robota idzie topornie. Malujemy pokoik na zielono, na kolor nadziei. Montujemy po kolei wszystkie urządzenia, wybieramy klosz lampy, dobieramy meble. Oczywiście mogliby to za nas zrobić ludzie z Kapitolu, poszłoby dziesięć razy szybciej, ale chcemy, żeby nasze dzieci miały pokój przygotowany kochającą, rodzicielską ręką, nie przez obcych, wyrachowanych, eleganckich ludzi. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Chcę się uwinąć przed Tournee Zwycięzców. - mówię, gdy opadam zmęczona na kanapę. Czas szybko mija, od niespodziewanej wiadomości błyskawicznie mijają dwa miesiące, obfitujące w cudowne wydarzenia, między innymi pierwsze moje Boże Narodzenie spędzone wspólnie z Samem, i Tournee zbliża się wielkimi krokami. Ale pokój jest już prawie gotowy. Nawet szafa jest już pełna dziecięcych ubranek, czekająca, aż jakieś małe istotki je na siebie założą. Na dworze sypie śnieg, migając srebrzystymi płatkami. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wystarczy tylko postawić jakieś kwiatki na parapecie, jednocześnie ożywiając pomieszczenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak też robimy. Pokój jest ukończony dokładnie na dwa tygodnie przed Tournee. Spędzam je szczęśliwa, spacerując z mężem po lesie, pisząc piosenki, jedząc pyszne rzeczy, czyli po prostu obijając się. No cóż, usprawiedliwiam się tym, że jestem w ciąży i trochę relaksu mi się należy. Ale tak naprawdę nigdy nie jestem do końca zrelaksowana. Gdzieś w mojej podświadomości wciąż prześladują mnie wspomnienia z areny. W dodatku czuję jakiś dziwny niepokój związany z ciążą. Coś jest nie tak. Boję się. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy przyjeżdża moja drużyna, najpierw wszyscy ściskamy się entuzjastycznie, a potem stoję ze spuszczoną głową i wysłuchuję narzekań na temat mojego wyglądu. Faktycznie. Wyglądam na chorą i zmęczoną. Jestem blada, mam ciemne cienie pod oczami, bardzo schudłam i mimo wystającego, wielkiego brzucha, widać mi kości. Nie wyglądam na kilkanaście lat, lecz na trzydzieści. Siadam na fotelu przed lustrem gotowa na kilkugodzinną mordęgę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Słoneczko, uśmiechnij się! Tak lepiej. Ślicznie! Ale zróbcie coś z tymi worami pod oczami i z tą bladą cerą. Nie może się przecież pokazać przed kamerami blada jak trup. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jęczę. Shinny Richards snuje się w podskokach po moim domu i chichocze, wydając polecenia mi i Ekipie Przygotowawczej. Widać, że kobieta jest w swoim żywiole. Teraz taksuje mnie spojrzeniem od stóp do głów. Ekipa przyciemniła moją trupiobladą skórę odrobiną pudru, wory pod oczami zostały zamaskowane, więc Shinny uśmiecha się z aprobatą. Widać, że Ekipa stara się być dla mnie szczególnie miła, wszyscy zapewniają, że wyglądam pięknie. Myślę, że chcą mnie po prostu trochę podbudować. Widzę w ich oczach troskę o mnie, co jest niesamowicie miłe. Natomiast Shinny jakoś nie zwraca na moje uczucia szczególnej uwagi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale nie martw się kochanieńka, to dopiero tak zwany „Stan Bazowy Zero”. Jeszcze zrobimy z ciebie bóstwo. - Ekipa obdarza ją nieprzychylnym spojrzeniem, które najwyraźniej źle odczytuje, bo mówi:- Znaczy… oni zrobią z ciebie bóstwo. Postanawiam zacisnąć zęby i wytrzymać długi proces upiększania mnie. Trochę pociesza mnie świadomość, że tym razem nie cierpię sama. Na fotelach obok przygotowywani są Sam, Sue i Dave, rodzice Sama oraz mała Faith. Wszyscy są oszołomieni i raczej nie sprawia im to przyjemności, tylko Faith jest niesamowicie podekscytowana i nie potrafi się doczekać występu w telewizji. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Będę wyglądać ślicznie! - stwierdza po przejrzeniu się w lustrze. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ależ ty zawsze wyglądasz ślicznie!- protestuję, ale mała Faith nie słucha mnie. Wpatruje się w Xymenne, która prezentuje jej, jak brokat magicznie błyszczy na jej skórze.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dzisiaj mam wystąpić przed kamerami. Wywiadów udzielą także moi bliscy. Zaraz później wsiadamy do pociągu i wyjeżdżam do Dwunastki. Mam opowiadać głównie o moim hobby, czyli muzyce. Wybijam sobie z głowy pomysł z pieśniami powstańczymi, który mimo wszystko kołacze się niespokojnie gdzieś w moich myślach. Postanawiam zaśpiewać kilka własnych kompozycji i dać sobie spokój. Prezydent Snow powinien być zadowolony. </div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu jestem dostatecznie przygotowana na spotkanie z Paulem, który każdemu daje inny strój. Dostaję zwiewną sukienkę, która optycznie zmniejsza mój brzuch. Wyglądam jak zdrowa, szczęśliwa osoba. Najpierw przeprowadzane są wywiady z innymi, a ja odpoczywam. Potem, gdy przychodzi kolej na mnie, wstaję i oddaję się całkowicie muzyce. Wiem, że nagranie wychodzi świetne. Później odpowiadam jeszcze na parę pytań z życia prywatnego, dotyczących głównie małżeństwa i dziecka. Pokazujemy się przed kamerą razem z Samem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Piękna z nich para, nieprawdaż? - trajkocze Shinny, a my szepczemy sobie czułe słówka i chichoczemy. Tego nie można nazwać miłością. To jest na pokaz. Miłość jest między nami, gdy wszelkie kamery znikają z pola widzenia, gdy zostajemy sami, lub z bliskimi. Zero udawania. Cieszę się już na czas, gdy tą miłością będziemy mogli podzielić się z dziećmi. </div>
<div style="text-align: justify;">
Niestety. Przychodzi czas pożegnania. Przebieram się w ciepłe, wygodne rzeczy i narzucam na siebie gruby, zimowy, elegancki płaszcz. Czas znów dostosować się do standardów Kapitolu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Będę tęsknić. - ukrywając łzy, obejmuję najpierw Sama, potem Sue, jej męża, rodziców Sama i Faith, no i oczywiście samą Faith, a później wychodzę na mróz. Od razu wsiadam do auta i jedziemy ku stacji kolejowej. Wsiadamy do rozgrzanego pociągu i kierujemy się ku Dwunastemu Dystryktowi. dystryktowi Diany.</div>
<div style="text-align: justify;">
Moment, w którym będę musiała spojrzeć w oczy jej bliskim, napawa mnie strachem. </div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-34133685608269144762013-08-02T15:52:00.003+02:002013-08-02T21:39:54.415+02:0036.<div style="text-align: justify;">
Nie wiem, co mnie do tego podkusiło. Nagrałam wszystkie powstańcze pieśni na kasetę i zamówiłam z Kapitolu kolejny tysiąc taśm. Nie zastanawiali się po co mi, przecież jestem zwyciężczynią Głodowych Igrzysk i artystką, w dodatku w ciąży, a takie mają swoje kaprysy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Całe dnie siedziałam w domu i kopiowałam zawartość kasety na pozostałe. Po paru tygodniach miałam ukończone tysiąc kaset. Na okładkach napisałam:</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Gdy nawet nadzieja będzie zawodzić…</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiem, czemu się oszukiwałam. Myślałam, że pieśni o śmierci, peany na cześć wielkich bohaterów, że to zmobilizuje ludzi do powiedzenia stop. Ale to zbyt mało. </div>
<div style="text-align: justify;">
Każdy miał obowiązek mieć w domu radio z odtwarzaczem kaset. Często, tak samo jak telewizory, uruchamiało się same, żeby nadać jakieś ważne informacje.</div>
<div style="text-align: justify;">
Codziennie brałam do plecaka kilkadziesiąt taśm i podrzucałam je do domów ludzi niezwiązanych z Kapitolem. Roznosiłam je tam, gdzie nadzieja i siła była potrzebna, gdzie mogła przynieść owoce. </div>
<div style="text-align: justify;">
Czułam się źle. Czułam, że coś jest ze mną nie tak. Byłam słaba, słabsza niż na Igrzyskach. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wezwałam lekarkę na kontrolę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystko jest dobrze. - zapewniała mnie z uśmiechem. Chciałam jej wierzyć. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie potrafiłam. Bałam się. Nie o mnie, ale o dziecko. Złapałam się na tym, że je pokochałam, mimo, że jeszcze nawet nie znam jego płci. Byłam szczęśliwa, że będę miała kolejną osobę do kochania. Z miłością gładziłam brzuch i śpiewałam mu cicho, jak do snu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pewnego popołudnia Sam przyszedł do domu przerażony.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Amy. Coś się dzieje. Nie jest dobrze, chociaż, kto wie? Dzisiaj… dzisiaj w pracy Strażnicy Pokoju zastrzelili trzynastoletniego chłopca. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Śpiewał coś. Śpiewał pod nosem jakąś pieśń.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poczułam, że brakuje mi tchu. Boże, co ja zrobiłam? </div>
<div style="text-align: justify;">
Zabiłam niewinnego chłopca. </div>
<div style="text-align: justify;">
Sam nic nie wiedział. Byłam mu winna wyjaśnienie. Usadziłam go na fotelu i puściłam jedną z niewielu kaset, które zostały w domu. Przez cały czas płakałam. Czułam się winna. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Amy, co się dzieje?! - Sam nic nie rozumiał. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To ja. To moja wina. Nagrałam te pieśni powstańcze i… można powiedzieć, że ofiarowałam je ludziom. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zrozumiał. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Skąd je znasz? - spytał z niedowierzaniem. </div>
<div style="text-align: justify;">
W odpowiedzi wyjęłam album spod klapy fortepianu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Oglądał go uważnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Piękne rysunki. - stwierdził.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kochałam je oglądać. Kreska przekazywała w sobie tyle brutalności i bólu… </div>
<div style="text-align: justify;">
- Spójrz.- wskazał na podpis pod ostatnim rysunkiem. Krzyknęłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przecież… przecież to moja babcia! Linda McClove… matka taty.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak to możliwe, że wcześniej tego nie zauważyłam?</div>
<div style="text-align: justify;">
Przypomniałam sobie o pamiętniku. Pobiegłam po niego do sypialni, otwarłam na końcu, którego jeszcze nie czytałam, i wróciłam do Sama czytając z zapartym tchem treść brudnych stronic.</div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>17 maja. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Moja siostrzyczka, Li, ciągle rysuje! Trwa powstanie a ona wciąż bazgrze w jakimś albumie i w dodatku nie chce mi go pokazać! To niesprawiedliwe. Mówi, że pokaże mi, kiedy skończy, ale jakoś nie kończy! </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nawet ja pomagam żołnierzom. Mama szykuje jakieś paczuszki, które mam im roznosić. Wszystkie dzieci w dystrykcie coś roznoszą, tylko nie Li!</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>18 maja.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dobrze, chyba jej wybaczę. Pokazała mi TO dzisiaj. To album. Tam są takie różne piosenki i obrazki żołnierzy. Nie podobają mi się. Są za bardzo smutne. Nie lubię smutnych piosenek!</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>19 maja.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Moja siostrzyczka bardzo ładnie śpiewa i nauczyła mnie jednej z tych piosenek. Jest tam coś o gwieździe. Ale dzisiaj wyszłam roznosić paczki żołnierzom i gdy jedna dziewczynka śpiewała tą piosenkę, to ją rozstrzelali. Wszędzie było pełno krwi. Popłakałam się i postanowiłam, że już nigdy nie zaśpiewam tej piosenki. Chyba, że będę chciała umrzeć.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>20 maja.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Li wciąż je śpiewa. Te złe, smutne, piosenki. Mówię jej, żeby przestała, bo ja nie chcę, żeby ją rozstrzelali, ale ta krowa dalej to robi! Pokłóciłam się z nią i zamknęłam w pokoju. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Słychać jakieś dziwne dźwięki. Ja… poznaję je. To śmierć. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Boże. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Li, mamo, tato, kocham Was… Przepraszam za wszys<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: x-small;">t</span><span style="font-size: xx-small;">ko</span></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">21 maja.</span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Lisa nie żyje. Jestem jej starszą siostrą. Nazywała mnie pieszczotliwie Li, ale naprawdę nazywam się Linda McClove. No dobrze, właściwie, to jeszcze Linda Mille, ale jestem zaręczona z Henrym McClove i jeśli wróci z wojny, pobierzemy się i przejmę jego nazwisko.</span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"> Moja siostra tak naprawdę nazywała się Elizabeth. </span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Mam siedemnaście lat, ale o życiu wiem więcej, niż niektórzy dorośli. Przeżyłam tragedie, doświadczyłam bólu. Dlatego chcę zostać lekarzem, żeby pomagać ludziom. Żeby nie podzielili losu mojej siostry.</span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Wzruszyłam się, czytając jej ostatni wpis. Kartka jest pobrudzona i splamiona krwią, a dzisiaj ja brudzę ją moimi łzami.</span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"> Lisa nie usłyszała radiowego alarmu i nie zdążyła uciec do schronu. Została w swoim pokoju na poddaszu. Nalot zniszczył górne piętro. Lisa nie miała szans przeżyć, rodzice nie pozwolili mi obejrzeć jej ciała. Jakimś cudem jednak ten dzienniczek przetrwał. Chyba nie miał wyboru. Zawiera wielki kawał historii Panem. Bolesnej, długiej historii. Opowiedzianej oczami dziewczynki, która zbyt wcześnie dowiedziała się, co to okrucieństwo.</span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Cały czas płaczę. Czuję się winna. To przeze mnie ona zginęła. Gdybym się nie upierała przy tych pieśniach, nie pobiegłaby obrażona do pokoju. Poszłaby z nami do schronu. Gdy tylko usłyszałam alarm, chciałam po nią biec, ale rodzice nie pozwolili mi. Zginęłybyśmy obie. W sumie wolałabym, żeby tak było. Nie miałabym wyrzutów sumienia. Ale nie mogę popełnić samobójstwa, bo spotka mnie kara. Każdy człowiek jest potrzebny na wojnie. </span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">No właśnie. Każdy człowiek jest potrzebny na wojnie. Za dużo ludzi ginie.</span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Boże. Modlę się do Ciebie za Lisę, aby dostąpiła zbawienia. Modlę się za Henry’ego, żeby wrócił żywy. Modlę się, abyśmy tą wojnę wygrali. Błagam. </span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Przełknęłam ślinę. Wróciłam na pierwszą stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>10 marca.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dzisiaj moje urodziny, więc dostałam pamiętnik! Ale się cieszę! Mogę pisać wszystko, co przyjdzie mi na myśl! Nareszcie nie będę musiała uważać na słowa, jak w szkole. Bo tam nie lubią, jak się za dużo mówi. Mogą nas za to ukarać.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Ale do rzeczy. Jestem Lisa, a właściwie Elisabeth Mille. Mam dziesięć lat. Lubię moją rodzinę i słodycze. Jadłam je raz w życiu i to była najpyszniejsza rzecz jaką zjadłam. Nie lubię wojny. Nie lubię Kapitolu ani moich nauczycieli. Bo oni wszyscy popierają Kapitol, oprócz pani Whiggins, ale ją zamordowali, więc się nie liczy. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Wojny nie lubię, bo jest zła. Brzydka i smutna. Ludzie umierają, a nie powinni! To wszystko jest takie straszne… oczekiwanie. Nasz tatuś walczy, ale często jest w domu. Za to narzeczony mojej siostry jest na froncie i ona cały czas się o niego martwi. Czy on wróci?- pyta wciąż. Ale ja czuję, że wróci. Nie mam za to pojęcia, czy ja zdołam dotrwać do końca wojny… </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Zapłakałam. Mała czuła, co ją spotka. Henry rzeczywiście wrócił. Linda urodziła tatę, który poznał mamę i rozkochał ją w sobie i w muzyce. A później pojawiłam się ja… </div>
<div style="text-align: justify;">
Zadrżałam. Bałam się momentu, w którym będę musiała wyjaśnić mojemu dziecku brutalność otaczającego nas świata.</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-33456246338470583632013-07-29T11:48:00.000+02:002013-07-29T19:21:19.884+02:0035.<div style="text-align: justify;">
Róże. Tym razem to nie sen.<br />
Nóż w mojej pokrwawionej dłoni. Sterty kolczastych łodyg i pięknych kwiatów.<br />
Staram się pozbyć całej rośliny, łącznie z korzeniami, żeby znów się nie odrodziła. Nie wierzę, że róże nie oplotły mnie jeszcze diabelskim uściskiem. Już odebrały mi trzeźwość myślenia, obezwładniając niesamowitą wonią.<br />
Robię to, gdy Sama nie ma w domu. Wiem, że chciałby mi pomóc, ale muszę się tego paskudztwa pozbyć sama. Po prostu to czuję.<br />
Zbieram wyschnięte łodygi i kwiaty i wrzucam je po kolei do pieca. Widok płonących róż koi mnie i sprawia mi ulgę.<br />
Ogień trawi róże szybko, jednak smród dymu jest nieprawdopodobny. Mdleję od niego i budzę się godzinę później, leżąc na podłodze z poczuciem bezradności i zdezorientowania.<br />
Ostatni płatek róży spoczywa na moich ustach.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Od wesela minęło parę tygodni. Coraz bardziej było po mnie widać ciążę. Czuję się też coraz gorzej. Sama nie było w domu. Postanawiamwyjść na chwilę do lasu i się przewietrzyć. Wiatr rozwiewa moje włosy, powietrze jest czyste i rześkie. Gdzieniegdzie ptaki śpiewają piękne trele.<br />
Spaceruję długo. Nawet nie zauważam, że jakaś dziwna siła skłania mnie do tego, że stoję przed własnym domem. Konkretnie, to starą, spaloną ruderą, w której mieszkałam jeszcze przed śmiercią mamy. Widok ten sprawia, że łzy przesłoniły mi punkt widzenia. Widzę dom płonący ogniem.<br />
Rozwalam drewnianą furtkę ciężkim butem i przechodzę na teren mojego dawnego miejsca zamieszkania.<br />
Ogród jest cały zarośnięty. Dziki. To był żałosny widok. Wrzeszczę.<br />
Na trawie leży martwy kosogłos. Dziwnie powyginany, okrążony przez muchy, do połowy zgnity. Zatykam nos i usta, żeby nie zwymiotować i wbiegam do opuszczonej ruiny.<br />
Kurz.<br />
Brud.<br />
Wspomnienia.<br />
To tu po sobie pozostawiłam. Powybijane, osmalone ramki, w których uśmiechałam się do wspólnego zdjęcia z mamą, tatą i Royem, zdjęcia ślubne rodziców. Biorę jedno z nich do ręki, ale targa mną nagle gwałtowny spazm i ramka z brzękiem roztrzaskuje się w drobny mak. Chcę pozbierać szkło, ale kaleczę palce. Klnąc, rozpoczynam dalszą wędrówkę po domu. Nagle potykam się o odstający dywan.<br />
<br />
Zauważam klapę w podłodze. Na początku wygląda jak zwykły fragment podłogi, ale zauważam małą szparę na palce.<br />
Otwieram ją, i kaszlę, bo wzbijam w powietrze tumany kurzu.<br />
Nie widzę absolutnie nic. Wyjmuję z kieszeni zapalniczkę i oświetlając sobie drogę, zeskakuję na dół.<br />
Ląduję na kolanach. Krzyczę z bólu.<br />
Wstaję z trudem i rozglądam się dookoła. Zauważam kartkę, na której ktoś coś napisał. Biorę ją delikatnie do rąk, żeby jej nie zniszczyć. Czytam z zapartym tchem:<br />
<br />
<i>Witaj. W miejscu, w którym się znajdujesz, w czasie powstania znajdował się schron. Ludzie przeżywali tu katastrofy, często śmierć bliskich, tragedie. Jeśli się tu znajdujesz, najprawdopodobniej dystrykty znalazły się w niebezpieczeństwie, albowiem naszym zadaniem było utrzymanie tego miejsca w ścisłej tajemnicy. </i><br />
<i>Uwierz. Bądź silny. Nie daj się stłamsić Kapitolowi.</i><br />
<i>Przyjdzie czas, że to w Kapitolu będą musieli ochronić się przed nami.</i><br />
<i><br /></i>
Jestem wstrząśnięta. Czytam list jeszcze kilka razy, zanim przyswajam sobie jego treść. Schron. To miejsce było świadkiem okropnych zdarzeń, a ja nic o nim nie wiedziałam.<br />
Odkładam list na stół. Zauważam świecę, którą zapalam. Od zapalniczki bije już tak silne gorąco, że muszę mocno się skupić, żeby nie wypuścić jej z rąk. Z ulgą ją gaszę.<br />
Świeca daje o wiele więcej światła. Zauważam w kącie skrzynię. Jest zamknięta na klucz.<br />
Przypominam sobie o jednej rzeczy. Wracam z powrotem na parter i kieruję się ku sypialni mamy. Modlę się, żeby budynek się nie zawalił. Odsłaniam zasłonę. Kopię w ścianę i otwierają się maleńkie drzwiczki. Wyjmuję z nich kluczyk.<br />
<br />
Odkryłam to miejsce podczas jednej z wielu zabaw w chowanego. Zasłona była moją ostatnią szansą na udaną kryjówkę. Wtedy przywarłam do ściany, żeby nie było widać wybrzuszenia. I nagle poczułam, że coś wciskam i coś się otwiera. Wtedy po raz pierwszy widziałam kluczyk. Nie wiedziałam, co otwiera, więc o nim zapomniałam.<br />
Aż do dziś.<br />
<br />
Z powrotem zeskakuję do schronu, tym razem ląduję uważniej. Kieruję się ku skrzyni. Wsadzam do niej klucz. Zamek obraca się i słyszę ciche szczęknięcie. Uśmiecham się.<br />
Otwieram skrzynię. Pełno w niej kurzu i pajęczyn, jak w całym domu, ale ona pochodzi z czasów powstania. Oglądam jej zawartość. Widzę jakieś zdjęcia, gazety, pamiętnik... Jedna rzecz szczególnie przyciąga moją uwagę.<br />
Wyciągam ze skrzyni mały album. Zauważam na okładce pięknie wyhaftowaną literę "P" otoczoną kwiatami.<br />
Otwieram książkę.<br />
Na pierwszej stronie widzę wykaligrafowany tytuł: Piosenki Powstańcze. Zaciekawiona przeglądam dalej. Widzę teksty i linie melodyczne. Piękne słowa, rzewne melodie... Już nie mogę się doczekać, żeby coś z tego zaśpiewać.<br />
Chowam album prując poszewkę kurtki i wrzucając go za nią. Tak samo robię z jednym numerem gazety i pamiętnikiem.<br />
Zamykam skrzynię na klucz, chowam go do kieszeni i wychodzę ze schronu. Nagle słyszę niepokojący trzask i z bijącym sercem wybiegam, co okazuje się słuszną decyzją. Część dachu nagle zarywa się i spada na podłogę domu. Leżę na trawie przerażona. Parę sekund i mogłam zginąć.<br />
Podrywam się z miejsca i dysząc, biegnę do domu. Wpadam tam szybko i zamykam za sobą drzwi na klucz. Zastanawiam się, gdzie schować zdobycze. Gazetę wkładam pod poluzowany panel pod łóżkiem, pamiętnik za jakiś obraz z grubą ramą, tak, że nie wypada, a album z pieśniami układam pod klapą klawesynu, tak, aby nie było go widać. Spanikowana rzucam się do drzwi, bo słyszę dzwonek.<br />
Sam.<br />
- Co się stało? - zauważa, że jestem przerażona.<br />
- Nic. - kłamię.<br />
Idę do kuchni, przygotowuję nam szybki obiad. Zjadam parę kęsów, ale nie jestem głodna.<br />
Gdy jestem pewna, że Sam nie słyszy, zwracam wszystko w łazience.<br />
- Amy, powiedz, co ci jest. - Sam całuje mnie delikatnie.<br />
- Nic. Naprawdę nic.<br />
Nie wiem, co się wokół mnie dzieje, ale udaje mi się dotrwać do wieczora, a wtedy szybko idę spać.<br />
Śnią mi się koszmary. Mieszają się obrazy pożaru i martwego kosogłosa. Budzę się z krzykiem, Sam przytula mnie do siebie i pozwala płakać do woli. Całuje mnie. Już nie pyta, co mi się śniło. To już jest na porządku dziennym. Wciąż koszmary. Z czasem się przyzwyczaiłam.<br />
<br />
Leżę tak, wsłuchuję się w oddech śpiącego Sama, obejmuję go i uspokajam się.<br />
Sen nadchodzi. Budzę się sama.<br />
<br />
Myję się, ubieram, jem śniadanie. Następne, co robię, to wyciągnięcie z fortepianu albumu z pieśniami.<br />
Gram pierwszą piosenkę. Jest piękna. Po chwili przekonuję się, że wszystkie są piękne. Czytając słowa płaczę. Tyle osób straciło swoje rodziny w powstaniu... tyle pozostało wdów, sierot...<br />
A to wszystko przez nich. Kapitol.<br />
Przypominam sobie prezydenta Snowa stojącego w moim ogrodzie i uśmiechającego się szyderczo.<br />
<i> - Jeden wybryk. Jedno niewłaściwe słowo. Jedna powstańcza pieśń, a Sam, Sue i Dave, ta mała smarkula Faith i rodzice jej i Sama, oni wszyscy nie żyją. No i oczywiście ty, więc siłą rzeczy biorąc, także twoje dziecko. - </i>mówił.<br />
Powstańcza pieśń. Pieśń dająca nadzieję. Pieśń, która będzie w stanie poruszyć lud.<br />
Wiele pieśni. Pieśni, które mam zapisane w tym małym albumie przed sobą.<br />
One mogą coś zmienić.<br />
<div>
<i>- Będziesz grzeczną dziewczynką? Nie będziesz próbowała wywołać buntu?</i></div>
<div>
<i>Przełykam ślinę.</i></div>
<div>
<i>- Oczywiście.</i><br />
Odwaga. Czy starczy mi jej tyle, żeby wywołać bunt?<br />
Za oknem słyszę kosogłosa. Powtarza jedną z powstańczych pieśni, które przed chwilą grałam.<br />
Jedna melodia.<br />
Ta melodia daje mi odwagę, żeby złamać przysięgę daną największemu tyranowi w tym kraju.</div>
</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-70143907086143427122013-07-24T16:53:00.001+02:002013-09-29T10:21:53.853+02:0034.<div style="text-align: justify;">
<b>Uwaga. Uprzedzam, że na końcu rozdziału znajduje się dosyć długa scena erotyczna, a jak wiecie, to nie jestem dobra w pisaniu czegoś takiego, więc dla Waszego zdrowia psychicznego radzę Wam to ominąć XD</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Róże. Wszędzie róże. Usiłuję je połamać, powyrywać, pozbyć się ich. One jednak wciąż są, istnieją. Intensywnie pachną, odurzając mnie swoją wonią. Moje ręce krwawią. Płaczę. Ocierając łzy, pozostawiam na twarzy czerwone smugi. Jestem skuta łańcuchami, wykonanymi z ciernistych łodyg. Prezydent Snow patrzy na to i śmieje się. Jego śmiech jest demoniczny, sprawia, że tracę zmysły. Czy to piekło? Tak. To musi być piekło. Nic innego nie jest takim koszmarem. A z tego koszmaru nie da się obudzić…</i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Amy! Amy! Obudź się!!!</div>
<div style="text-align: justify;">
Leżę na trawie. Krzyczę. Widzę twarz Sue, która próbuje mnie cucić. Odczuwa wyraźną ulgę, że otworzyłam oczy. Pomaga mi się podnieść.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Boże, tak się martwiłam… Sam zaczął się niepokoić tym, że tak długo cię nie ma i poszłam cię poszukać… Co się stało? </div>
<div style="text-align: justify;">
Zamarłam. Nie chciałam mówić nikomu o wizycie prezydenta Snowa. Cała drżałam i byłam przerażona.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic, po prostu chciałam się przewietrzyć… no i się słabo poczułam… to chyba przez tą ciążę… ostatnio nie jest ze mną dobrze.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sue westchnęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Amy, to nie jest normalne. Masz kontakty w Kapitolu, załatw sobie jakiegoś lekarza, czy coś, bo się o ciebie boję… Nie może ci się nic stać… </div>
<div style="text-align: justify;">
Wydaje mi się, że widzę w jej oczach łzy. Abo mi się nie wydaje? Nie wiem. W każdym razie idziemy do domu. Moja suknia jest w opłakanym stanie, cała brudna i wygnieciona, więc najpierw Sue przynosi mi coś do przebrania. Naciągam na siebie niebieską sukienkę do ziemi z białymi akcentami. </div>
<div style="text-align: justify;">
Cały czas myślę o tej wizycie. Jestem przerażona, ale zauważam, że Snow, zamiast mnie utemperować, wzbudził we mnie jeszcze większe pragnienie czegoś, co sprawi, że się wścieknie. Boję się jednak o życie moich bliskich, więc pozostaję w rozterce. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wchodzę do salonu, gdzie odbywa się przyjęcie i zostaję entuzjastycznie powitana. Siada obok Sama i całuję go. On przygląda mi się z przerażeniem. Szepcę mu tylko do ucha „wszystko dobrze”, ale wciąż spogląda na mnie nieufnie. Po chwili oddaję się obowiązkom pani młodej. Gawędzę z gośćmi, cały czas śmieję się, udaję, że wszystko jest świetnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Cały czas słyszę w głowie szyderczy śmiech Snowa, czuję aromat róż i krwi, widzę jego przenikliwe, wężowe spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co? - nagle budzę się z transu, bo Sam coś do mnie mówi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Goście pytają, czy możesz zagrać na harfie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Skinęłam głową i podeszłam do instrumentu. W pomieszczeniu opanowuje teraz nieprawdopodobna cisza. Przerywam ją delikatnym szarpnięciem strun. Piękna melodia brzmi wszędzie. Aż mnie ciarki przechodzą, gdy gram kulminacyjny moment utworu. Kończę pianissimo. Po chwili rozlegają się brawa. Dziękuję i wracam na miejsce obok Sama. Wtulam się w niego, mając nadzieję, że ten cyrk jak najszybciej przeminie i znajdziemy się sami. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nastaje noc, ale goście nie odchodzą, co chwila na stole pojawiają się nowe dania. Wykwintne konkrety i desery, dziwię się, że ludzie mają jeszcze siły jeść. No cóż, takiego wesela oczekuje się od tryumfatorki Głodowych Igrzysk. W końcu, dom zaczyna się wyludniać. Zostajemy tylko ja, Sam, Sue i Dave. W tym czasie obsługa z Kapitolu sprząta i gdy wszystko jest już wypucowane na błysk, a obsługa wychodzi, Sue i Dave także się z nami żegnają. </div>
<div style="text-align: justify;">
Rzucam się Samowi w ramiona z płaczem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nawet nie wiesz, jak bym chciała mieć z tobą ciche wesele, trwające krótko, z samą rodziną. Z mamą. Z tatą. Z Royem.</div>
<div style="text-align: justify;">
On przytula mnie, gładzi po głowie i mówi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, Amy. Ale niestety nic nie można na to poradzić. Takie są reguły gry.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiwam głową i kierujemy się do łazienki. Rozbieramy się i wchodzimy pod prysznic. Ciepła woda koi moje zmysły, a Sam je rozpala, pieszcząc mnie i całując namiętnie. Pragnę tego. Czuję ekstazę, uśmiecham się i patrzę mu w oczy. Również się uśmiecha. Widzę, że jest napalony. Błądzi palcami po moim ciele a ja czuję narastające podniecenie i dreszcze. Pozwalam mu na wszystko. Po chwili bierze mnie w ramiona i zanosi do pokoju. Włącza jakąś muzykę na gramofonie i zaczynam tańczyć przed nim najbardziej zmysłowy taniec, na jaki mnie stać. Ciągnie mnie na łóżko. Cały strach, który czułam od rozmowy z prezydentem ulotnił się. Teraz liczy się Sam. Czuję euforię, ekstazę, uniesienie… Nasze ciała są zespolone w jedność, jesteśmy w najwyższym stadium intymnego zbliżenia. Jęczę, krzyczę, daję upust emocjom. Rozrywam paznokciami prześcieradło. Czuję nieprawdopodobnie przyjemny ból, wolność… </div>
<div style="text-align: justify;">
Usta i język Sama wędrują po całym moim ciele. Mam wrażenie, jakby znał mnie na pamięć, całuje wyjątkowo namiętnie miejsca, w których odczuwam największą przyjemność. </div>
<div style="text-align: justify;">
Brakuje mi tchu, wiele razy tracę kontakt ze światem rzeczywistym. Sam leży wyczerpany obok mnie. Chcę mu sprawić przyjemność. Kładę się na nim i całuję z największym namaszczeniem jego usta, twarz, później szyję, umięśniony tors. Jego jęki podniecają mnie, czuję, jakbym zaraz miała się rozpłynąć. Nie rozróżniam, co jest prawdą, a co nie.<br />
Kładę się na splamionym prześcieradle i dyszę ciężko. Zamykam oczy. Czuję, że Sam znów zaczyna pieścić mnie. Siadam i usiłuję na niego patrzeć, ale po chwili wchodzi we mnie, przez moje ciało przechodzi gwałtowny impuls, naprężam się i po raz kolejny tej nocy doświadczam błogiego uniesienia. Nasze jęki i krzyki harmonizują się. </div>
<div style="text-align: justify;">
Stanowimy jedność.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Leżę w jego ramionach i staram się chłonąć całe jej piękno.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
________________________</div>
<div style="text-align: justify;">
...</div>
<div style="text-align: justify;">
Co to, k**wa jest?! XD Nie mogę XD Jestem beznadziejna, ale lepsze to, niż nic XD Nie mogłam nie opisać nocy poślubnej, a wolę już mieć tą tragedię za sobą XD Następny rozdział będzie lepszy, obiecuję XD</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
... No dobra, już publikuję, bardziej tego nie odwlekę. -.-</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-54706840588575466152013-07-21T22:34:00.000+02:002013-07-21T22:34:07.675+02:0033.<div style="text-align: justify;">
Stoję jak wmurowana w ziemię. Serce bije mi tak szybko i głośno, że już dawno powinnam być martwa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czego pan chce?! - staram się być miła, ale odrobinę mi nie wychodzi. Odrobinę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jego wężowe oczy przeszywają mnie na wylot. Przełykam ślinę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślę, że pani wie, czego ja chcę. - mówi Snow, uśmiechając się szyderczo. Staram się zachować resztki zimnej krwi. Zapach krwi, przemieszany z aromatem róż, odbiera mi zdolność logicznego myślenia. Cała drżę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- N… nie mam pojęcia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Prezydent kiwa głową i śmieje się. </div>
<div style="text-align: justify;">
- No cóż. Niektórzy mają dosyć ograniczone umysły.</div>
<div style="text-align: justify;">
Krew. Róże. Krew. Róże. Powstrzymuję się resztkami sił, żeby nie zwymiotować. Odruchowo bawię się obrączką, żeby ukryć strach. Dławię okrzyk, gdy spada na ziemię, a Snow przydeptuje ją butem i podnosi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Piękna rzecz. Robota waszego dystryktu, prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zdobywam się tylko na skinięcie głową. Walczę ze sobą, żeby się nie rozpłakać. Nie mogę patrzeć, jak ten potwór obraca obrączkę w swoich szponach. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy może mi pan ją odd… - nie dokańczam. Prezydent ucisza mnie, mówi „później” i zamyka obrączkę w pięści. Zaczyna mówić:</div>
<div style="text-align: justify;">
- No dobrze, przejdźmy do rzeczy. Mówisz, że nie masz pojęcia, co mnie tu sprowadza? Nie? - kręcę głową. Nic nie wspominam o nagłym przejściu na „ty”. - No dobrze. W takim razie… przypomnij sobie twój występ po Igrzyskach i to jakże… hmm… napawające nadzieją i dodające ducha przemówienie, którego niestety ludność Panem nie usłyszała nawet w połowie. Z jednej strony powinienem ci podziękować. Mam nauczkę na przyszłość. Od tej pory wywiady będą odbywały się w zamkniętym pomieszczeniu pod Ośrodkiem Szkoleniowym, a na wizję będą trafiały z pięciosekundowym opóźnieniem, żeby można było kontrolować transmisję. Zaprzepaściłaś przyszłym pokoleniom ogromną szansę, próbując wywołać bunt, zresztą niezbyt udanie. - teraz zdaję sobie z tego sprawę i czuję palące łzy wstydu pod powiekami. - Ale… z drugiej strony powinienem cię za to ukarać. Póki co tego nie zrobię, bo Kapitol kocha ciebie i twoich bliskich, więc gdyby ktoś tknął ciebie, albo kogoś w twoim otoczeniu, rozpętałoby się piekło. Ale zapamiętaj moje słowa. - przybliżył się do mnie tak, że zamarłam. Czułam łaskotanie przy uchu, gdy do mnie mówił, a jego odór zwalał mnie z nóg. - Jeden wybryk. Jedno niewłaściwe słowo. Jedna powstańcza pieśń, a Sam, Sue i Dave, ta mała smarkula Faith i rodzice jej i Sama, oni wszyscy nie żyją. No i oczywiście ty, więc siłą rzeczy biorąc, także twoje dziecko.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwszy raz doprowadza mnie do krzyku. Trwa on jednak tylko dwie sekundy. W tym samym czasie Snow śmieje się jak szaleniec. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę myślałaś, że tego nie wiem? Że uda ci się to ukryć przede MNĄ?! Myślałem, że jesteś odrobinę mądrzejsza. Ta kobieta, która robiła ci badania i próbowała zatuszować ich wyniki, już dawno nie żyje. I kolejna osoba umiera przez ciebie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jest to dla mnie bolesny cios. Ile osób już zabiłam? Ile z nich chciało mnie uratować, ułatwić mi życie? Boję się liczyć. Tym razem już nie ukrywam łez.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, tak Amy. A poza tym i tak w końcu by się wydało. A poza tym Tournee Zwycięzców przypada, gdy będziesz między siódmym-ósmym miesiącem. To by było widać. Jaki był twój cel?</div>
<div style="text-align: justify;">
Właściwie to sama nie wiem. Faktycznie, chciałam tego, ale nie rozmawiałam nawet o tym z Chloe. Może się domyśliła?</div>
<div style="text-align: justify;">
A może po prostu nie chciała skazywać biednego dziecka na mój los, gdy już dorośnie. Dzieci tryumfatorów już wiele razy trafiały na arenę, bo to gwarantuje większe show. Może nie chciała stawiać na nim krzyżyka jeszcze przed jego narodzeniem. Chociaż w sumie wciąż nie rozumiem, dlaczego to zrobiła. Tak jak uważa Snow- wydałoby się. Prędzej, czy później. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie miałam w tym żadnego celu. To nie był mój pomysł.- odpowiadam, starając się hardo patrzeć w oczy prezydentowi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Więc dlaczego się zdziwiłaś, że o tym wiem? Ja wiem o wszystkim, co dzieje się w Panem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie. - akurat tego jestem pewna.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co „nie”? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wie pan niczego, Panie Prezydencie.</div>
<div style="text-align: justify;">
On zanosi się na to głośnym śmiechem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeszcze się o tym przekonamy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Stoimy chwilę w milczeniu. Mój cały strach wyparował. Teraz mam ochotę zamordować tego kapitolińskiego łotra gołymi rękami. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Odda mi pan obrączkę, z łaski swojej? - rzucam gniewnym tonem, patrząc mu w oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ależ oczywiście, pani Evoy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak w transie patrzę, jak pierścień opada na ziemię. Już mam po niego sięgnąć, gdy Snow znów przydeptuje go swoim buciorem. Spoglądam na niego wściekła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Miał pan oddać.</div>
<div style="text-align: justify;">
On śmieje się. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Oj Amy, Amy. Oddam. Ale obiecaj mi jedno.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Będziesz grzeczną dziewczynką? Nie będziesz próbowała wywołać buntu?</div>
<div style="text-align: justify;">
Przełykam ślinę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podnosi but. Łapię pospiesznie obrączkę. Jest rozpalona. Piecze, jak żywy ogień. Do tego cuchnie różami i krwią. Z trudem wsuwam ją z powrotem na palec.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję. - silę się na uśmiech.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja również. - Snow wykrzywia usta w okropnym grymasie. - A tak poza tym, ma pani piękny ogród. - przyłapuję się na tym, że muszę rozejrzeć się dookoła, żeby wiedzieć jak wygląda. Dostrzegam wokół siebie niemal same róże. Prezydent już zniknął, pozostawiając za sobą nieprzyjemną woń.</div>
<div style="text-align: justify;">
A ja stoję bezradnie pośród róż, płaczę i przysięgam sobie, że się ich pozbędę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Za wszelką cenę.</div>
<div style="text-align: justify;">
_______________________________</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie miałam pomysłów na dalsze rozdziały, oprócz zakończenia, ale od tej sytuacji ze Snowem, to mi wpadło mnóstwo rzeczy do głowy, więc możecie zacząć się bać :3</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-25319113994231058642013-07-19T22:02:00.002+02:002013-07-19T22:05:44.023+02:0032.<div style="text-align: justify;">
Niedziela. Błoga niedziela z Samem. Gdy się obudziłam, już miałam się do niego przytulić i poczuć jego bliskość, ale moja dłoń czuła tylko prześcieradło. Gdy otworzyłam oczy, okazało się, że Sama nie ma. Zrezygnowana spróbowałam ponownie zasnąć, ale pięć minut później drzwi wejściowe otworzyły się. Podniosłam się z łóżka i narzuciłam na siebie koszulkę Sama przesiąkniętą jego zapachem, która leżała na krześle. Oprócz tego byłam całkiem naga. Koszulka była jednak na tyle duża, że zakryła mnie do połowy ud. Sam uśmiechnął się na mój widok.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Do twarzy ci w moich rzeczach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiechnęłam się blado, podeszłam do niego i przytuliłam go mocno. Odwzajemnił uścisk. Zaczął delikatnie gładzić mnie po głowie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - zapewniał kojącym szeptem. Chwilę później spojrzał mi w oczy. - Amy, udało mi się załatwić nasz ślub. W przyszłą sobotę. Cieszysz się?</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiedziałam co powiedzieć. Po prostu z piskiem zawisłam mu na szyi i zaczęłam płakać ze szczęścia. Mieliśmy naprawdę być razem, już niedługo… to tylko sześć dni!</div>
<div style="text-align: justify;">
Sam uśmiechnął się na widok mojej reakcji. Zaczęłam w miarę normalnie funkcjonować, jeśli tylko był przy mnie. Gdy zostawałam sama, wizje, wspomnienia i duchy powracały.</div>
<div style="text-align: justify;">
Siadałam wtedy do jakiegokolwiek instrumentu i próbowałam przepędzić je muzyką. Moją pasją. Jednak nie odchodziły.</div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu w totalnej desperacji skomponowałam „Pieśń Ku Chwale Poległych”. Każda zwrotka była poświęcona jednemu trybutowi, w kolejności Dystrykt Pierwszy-Dwunastka, chłopak-dziewczyna. Opiewała ich czyny na arenie, wady, zalety, charakterystyczne cechy. Poczułam, jakby wszyscy byli obok mnie, znów żywi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy już myślałam, że skończyłam, po skomponowaniu dwudziestu trzech zwrotek, coś mnie tknęło. Napisałam zwrotkę dwudziestą czwartą. O mnie. Może nie poległam. Za to poległa moja dusza i moje człowieczeństwo. Głos najbardziej mi drżał przy zwrotce przedostatniej, o Dianie, czternastej o Royu i ostatniej, o mnie. Jednocześnie te były najpiękniejsze, najtragiczniejsze i miały w sobie największą głębię.</div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz spoglądałam w oczy Sama. Wydawał się nie dowierzać, że jestem przy nim taka szczęśliwa. Wziął mnie na ręce, położył na łóżku i kazał czekać. Podał mi śniadanie na wielkiej tacy i poczułam się jak jakaś królowa. Chichocząc, zjedliśmy razem posiłek i odniósł tacę. Nie chciałam wstawać z łóżka, było mi przyjemnie ciepło i miękko. Sam, gdy zobaczył, że nie mam ochoty się podnieść wlazł do łóżka w ubraniu i leżeliśmy wtuleni w siebie, przez parę godzin nie wykonując żadnego ruchu, aż zgłodnieliśmy i zrobiliśmy obiad. Sam świetnie gotuje, ma jakiś kulinarny szósty zmysł, wie ile czego i z jakimi przyprawami. Biorąc pod uwagę, że praktycznie całe jedzenie w naszym domu jest standardu kapitolińskiego, to jemy cudowne uczty.</div>
<div style="text-align: justify;">
Żal mi ludzi w naszym dystrykcie, więc co tydzień podrzucam najbiedniejszym żywność na tydzień pod drzwi, a tym, którzy mają lepiej, ale także nie za dobrze, po prostu ofiarowuję jakieś pojedyncze produkty, które w naszym miejscu zamieszkania są wprost afrodyzjakami, lecz dla mnie od paru tygodni chlebem powszednim. Udało mi się zrealizować pomysł, na który wpadłam na weselu Sue.</div>
<div style="text-align: justify;">
To, że pomagam innym, pomaga mi jakoś się ogarnąć, uśmiechać, cieszyć, ale na chwilę. Później znowu dociera do mnie, że mogę pomagać tylko dlatego, że wygrałam Głodowe Igrzyska, że zabijałam niewinne dzieci. Cała radość znika.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wytrzymuję jakoś do końca dnia i kładę się spać. Udaje mi się zasnąć, jednak gdy budzę się, a Sama nie ma obok, znów wpadam w panikę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przychodzi Faith. Jest szczęśliwa, cały czas mówi tylko o naszym ślubie. Zmusza mnie do przejrzenia dziesiątek katalogów z Kapitolu i wybrania sukni, butów i całej masy dodatków. Pod koniec dnia, gdy przychodzi Sam, jestem kompletnie wyczerpana. Mój narzeczony odprowadza do domu małą Faith, a gdy wraca, już prawie zasypiam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Następny tydzień mija mi na przyjmowaniu poczty w domu. Przychodzą różne sukienki, kwiaty, dekoracje, jakaś ekipa ustawia wszystko w moim domu, a ja nie mam odrobiny prywatności, więc wychodzę do lasu i wracam dopiero, kiedy się wynoszą. Cieszę się strasznie ze ślubu, ale wolałabym, żeby to wszystko odbywało się kameralnie, bez pompy… Bez tego całego kapitolińskiego cyrku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mijają dni, aż nadchodzi sobota. Mój dom jest nie do poznania, kręci się tu pełno kapitolińskiej obsługi, jest nawet moja Ekipa Przygotowawcza, która sprawia, że pięknieję.</div>
<div style="text-align: justify;">
To jest naprawdę śmieszne. Każda kobieta dałaby się pokrajać za takie huczne wesele. Ja mam to gdzieś. Wolałabym cichą ceremonię, ale za to z Royem, mamą, tatą…</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczęłam się trząść, ze zdenerwowania pobiegłam do toalety, żeby zwymiotować. Cieszyłam się ogromnie, ale jednocześnie się bałam, i to bardzo.</div>
<div style="text-align: justify;">
Opłukałam jamę ustną i wyszłam z łazienki, bo zauważyłam, że Sam również jest gotowy. Przytuliłam się mocno do niego, a on pogłaskał mnie po włosach i pocałował. W końcu wzięliśmy się za ręce i wyszliśmy z domu. Oślepiło mnie bogactwo barw, widziałam mnóstwo ludzi, wszyscy radośni, uśmiechnięci, rzucający w naszą stronę płatki róż. Ściskałam mocno dłoń Sama, bałam się, że zaraz zemdleję. Mała Faith niosła mi tren sukni, Sue z Dave’m szli za nami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spoglądałam na wszystko, jakby było snem. Świat wokół mnie czasem był rozmazany, a czasem nienaturalnie ostry.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kierowaliśmy się powoli w stronę kościoła. Widziałam wokół siebie błysk fleszy, słyszałam podniecone głosy. W końcu weszliśmy do budynku i wszystko ucichło. Nagle pojedyncze głosy zaintonowały pieśń, później włączyli się do niej wszyscy. Łzy pociekły mi z oczu. W tym była taka nieprawdopodobna głębia, harmonia… Ludzie się jednoczyli.</div>
<div style="text-align: justify;">
Stanęliśmy przed ołtarzem, po kilkunastu minutach usiedliśmy na krzesłach, za nami siedzieli Sue i Dave. Tym razem zamieniliśmy się miejscami. Sue i Dave byli już szczęśliwym małżeństwem, a ja i Sam mieliśmy się dopiero nim stać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystko przeminęło w błyskawicznym tempie. Parę chwil później byliśmy już z Samem małżeństwem. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kocham cię - szepnęłam i odszukałam ustami jego usta. Czułam euforię. Chłód obrączki na palcu. Ciepło ust Sama.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja ciebie bardziej - Sam uśmiechnął się, gdy już skończyliśmy pocałunki. Tłum wiwatował. Sue miała łzy w oczach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po zakończonej uroczystości skierowaliśmy się ku naszemu domowi, w którym miało się odbyć wesele. Z powodu tłumu, dekoracji i wykwintnych potraw poczułam się niemal jak w Kapitolu, z tą różnicą, że w tym momencie byłam szczęśliwa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jednak wystarczył jeden drobiazg wystarczył, żeby to szczęście zepsuć. Chociaż właściwie, to ta osoba nie była drobiazgiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Proszę się nie obawiać, pani Evoy… to zajmie parę sekund. - oznajmił pewien mężczyzna, gdy na chwilę wyszłam do ogrodu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przede mną stał prezydent Coriolanus Snow.</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-68044778043525548452013-07-06T20:25:00.000+02:002013-07-18T18:26:36.932+02:0031.<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wczoraj Sue wpadła do mnie na
noc, a Sam poszedł do Dave’a na małego drinka. Zrobiłyśmy sobie razem z Faith,
którą jednak szybko uśpiłyśmy, wieczór panieński. Gdy tylko zasnęła, od razu
zaczęłyśmy chichotać i kłócić się, który z naszych facetów jest lepszy w łóżku.
To dziwne, nie wiedziałam, że w moim obecnym stanie psychicznym jestem w stanie
tak się zachowywać. Teraz siedzimy przed lustrem w łazience i przygotowujemy
Sue do ślubu. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Wyglądasz przecudnie! -
komplementowałam przyjaciółkę. Rzeczywiście. Wyglądała jak anioł w sukni
ślubnej prosto z Kapitolu i ze swoją okrągłą buzią okalaną złotymi loczkami,
które właśnie kończyłam zawijać na lokówkę. Gdy skończyłam, wpięłam jej we
włosy wielką, białą różę oraz welon i przyjrzałam się jej.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Moja przyjaciółka nigdy nie
wyglądała tak pięknie jak teraz. W dodatku cały czas się uśmiechała, a to
czyniło ją jeszcze piękniejszą. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mała Faith westchnęła.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Czemu ja nie mogę być taka
piękna jak wy?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zaśmiałam się.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Jesteś piękna, Ptaszyno, tylko
trzeba ci okulary sprawić, bo tego nie widzisz! - połaskotałam Faith, a ta
zachichotała. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Sue patrzy na nas z
wdzięcznością.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Nie dałabym rady się
przygotować, gdyby nie wy, jesteście cudowne!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Nie ma sprawy. - uśmiecham się
i łapię dziewczynę za rękę. Jest zimna i drży. - Nie bój się. To ma być cudowny
dzień, nie pozwolimy, żebyś nam omdlała! </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W końcu przychodzi czas, kiedy
wychodzimy z domu. Czekają przed nim pan młody i goście weselni. Kierujemy się
w procesji do kościoła. Razem z Faith, która wystroiła się jak królewna, biorąc
pod uwagę to, że mogłam załatwić jej sukienkę jaką tylko chciała. Ma krótką,
różową sukienkę z tiulu i tafty do kolan. Moja sięga mi przed kolana i jest
zielona, muślinowa. Chyba już do końca życia będę chodzić w zieleni, ten kolor
został mi jakby przypisany przez Organizatorów Igrzysk, ale mimo to, podoba mi
się.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Sue jest taka szczęśliwa.
Trzymają się z Dave’em za ręce i wyglądają pięknie. Widać, jak bardzo do siebie
pasują. Wiem, że Igrzyska i śmierć matki musiały być dla Sue koszmarem. Jeśli
Dave wspierał ją, przyniósł jej ukojenie w tamtych dniach, to mogę mu zaufać.
Wiem, że będzie przy nim szczęśliwa i bezpieczna. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W końcu wchodzimy do kościoła,
najpierw Sue z Dave’em, a za nimi ja i Sam, w charakterze świadków. Siadamy na
przygotowanych dla nas krzesłach, kiedy wybijają dzwony na rozpoczęcie Mszy.
Wstajemy. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kapłan intonuje pieśń, którą
zwykle śpiewamy na weselach. Ja mam śpiewać w trakcie Komunii i na zakończenie.
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Odpowiadamy na wezwania,
wysłuchujemy psalm, czytania i Ewangelię, a później następuje sakramentalne
„tak” i świeżo upieczeni małżonkowie zakładają sobie obrączki. Płaczę ze
wzruszenia i ze szczęścia. Sue, a właściwie już pani Martin, również płacze. To
piękne, widzieć, jak dwoje młodych ludzi doświadcza tak ogromnego szczęścia. Wiele
ludzi bije brawo. Właściwie pierwszy raz widzę, jak się całują. To dziwne.
Znaczy… no. Kiedyś, jak miałyśmy po dwanaście lat, też się całowałyśmy z
chłopcami, ale wtedy to było „na niby”. Pierwszy raz widzę przyjaciółkę
całującą się z miłości, dla czystej przyjemności. Zdaję sobie sprawę, że za
niedługi czas, to ja będę stała przed ołtarzem i przyrzekała Samowi miłość,
wierność i uczciwość małżeńską. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Cholera, tak bardzo bym chciała,
żeby mógł to widzieć Roy… cały czas o nim myślę. I o Dianie, o dzieciakach,
które zamordowałam. To straszne uczucie. To mi się wydaje zbyt nierealne, żeby
było prawdziwe. Oni żyją. Zniknęli tylko na chwilę. Jutro otworzę drzwi, a na
mnie będzie czekał Roy. W telewizji usłyszę o Evanne, która znów będzie się
zachowywała nienormalnie, a potem przeczytam list od Diany. Rzeczywistość jest
jednak bolesna. Oni nie żyją.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Otrząsam się. Sam patrzy na mnie
zaniepokojony, zdałam sobie sprawę, że od pięciu minut gapiłam się oczami
pełnymi łez w jakiś nieistniejący punkt przed sobą.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Jest dobrze, zamyśliłam się -
szepcę. Kiwa głową i odwraca się. Jeszcze paręnaście minut i wierni zaczynają wstawać do Komunii. Podchodzę
do mikrofonu i z cichym akompaniamentem harfy i skrzypiec (grają na nich dwie
bliźniaczki- Klara i Lara Hope, mają po dwadzieścia parę lat. Zanim mama
zginęła, uczyła je muzyki) śpiewam „Ave Maria”. Sue i Dave przyjmują Komunię
jako pierwsi. Śpiewam najpiękniej jak potrafię, całym sercem dla nich. W
kościele jest też niesamowita akustyka, taka niebiańska, więc efekt jest
oszałamiający. Mam łzy w oczach. Piękne chwile, nie ma co… chyba wszyscy obecni
w kościele płaczą. Matka i babcia Dave’a najbardziej. Zużyły już chyba pięć
paczek chusteczek. Ale, co ja im tam będę liczyć, sama bym wyglądała jak żywa
fontanna, gdyby moje dziecko czy wnuk brało ślub. Ojciec Dave’a jakoś się
trzyma, ale widać, że przychodzi mu to z wielkim trudem. W końcu, w punkcie
kulminacyjnym pieśni, roni jedną, samotną łzę. Nie odchodzę od mikrofonu, pięć
minut później, gdy kapłan kończy ceremonię, śpiewam „Hymn o Miłości” świętego
Pawła na ułożoną przeze mnie melodię. Mimo, że jest już końcówka, to nikt nie
wychodzi z kościoła. Dopiero, gdy kończę ostatnią nutę, rozlegają się brawa, a
ja kłaniam się i mówię, że brawa należą się młodej parze, co potęguje owacje. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wszyscy wychodzą z kościoła. Nie
bacząc na to, że wszyscy ustawiają się w kolejce, wpycham się od razu po
rodzinie Dave’a, ciągnę za sobą Sama i rzucam się Sue na szyję. W tym samym
czasie mój narzeczony składa gratulacje Dave’owi. Sam podaje mi prezent, który
cały czas trzymał, a ja wręczam go Sue. Jest to bukiet róż i bombonierka. Jest
w niej ukryta koperta z mnóstwem pieniędzy. No bo co zwyciężczyni Igrzysk może
robić z pieniędzmi? Codziennie i tak odwiedzam każdy sklep w Siódemce i staram
się kupić przynajmniej jedną rzecz, żeby wspomóc mieszkańców. Ale i tak kasa
zostaje, a z Kapitolu wszystko mam za darmo. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zaczyna się wesele, odbywa się w
nowym domu młodej pary. Załatwiłam catering z Kapitolu. Sue najpierw bardzo się
opierała, ale gdy chwilę poopowiadałam jej o przysmakach, które tam jadłam,
łatwo się poddała. Oczywiście nic mnie to nie kosztowało. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Goście są zaskoczeni widokiem
takich wykwintnych specjałów, ale wszyscy zabierają się do jedzenia. Zostaje
naprawdę niewiele, pomyślałam, że gdyby wszystko to, co zostaje zmarnowane w
Kapitolu, oddawało się dystryktom, nikt by nie głodował, wręcz przeciwnie.
Cieszę się ogromnie, gdy widzę jak bardzo wszyscy goście są szczęśliwi, że w
końcu mogą najeść się do syta. Wpadam na pomysł, który pomoże mi wypełnić
puste, nużące dni. Od poniedziałku, gdy wszyscy będą w pracy, zacznę obdzielać
rodziny w dystrykcie, którym się nie wiedzie, jedzeniem. Zresztą i tak cieszę
się, że w tym roku mieszkańcy za moją sprawą będą sobie mogli więcej pojeść
przez Dni Paczek, które odbywają się raz w miesiącu. Wtedy każda rodzina
dostaje paczkę żywnościową, lepszą, od byle jakiego astragala. Astragal to
porcja zboża, którą osoba biorąca może wziąć dla siebie i każdego członka
rodziny raz w miesiącu. Jednak jeden rok astragalu dla jednej osoby kosztuje
dodatkową kartkę w puli. Znam dzieciaki, które od paru lat żywią kilkuosobowe
rodziny i zawsze drżą przed Dożynkami. Strasznie im współczuję. Nigdy nie
miałam tak mało jedzenia, żeby brać astragale, ale też jadłam mięso
niewiadomego pochodzenia, które za tanią cenę załatwiała matka Sue, co często
powodowało choroby. Przed śmiercią matki jadaliśmy odrobinę mniej jedzenia, ale
za to lepszego jakościowo.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Sue i Dave nie mogą się sobą
nacieszyć. Też cieszę się ich szczęściem. Przez parę godzin trwa w najlepsze
hulanka, ale wszystko kiedyś się kończy. Wychodzimy z Samem ostatni, dziękując
za przyjęcie. Widać jednak, że do naszych przyjaciół nie dociera ani jedno
słowo, a gdy wychodzimy, słyszymy trzask, a później śmiechy, krzyki i jęki.
Patrzymy na siebie wyraźnie rozbawieni i wracamy biegiem do domu, bo zaczyna
padać. Gdy znajdujemy się już w łóżku Sam pyta:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- No to kiedy nasza kolej?</div>
<span style="text-align: justify;">- Jak najszybciej! - odpowiadam i
całuję go namiętnie. Po chwili odrzucam gdzieś w kąt koszulę nocną. Tej nocy
nie będzie mi potrzebna.</span><span style="text-align: justify;"> </span>mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-66500564944374894902013-07-03T21:59:00.000+02:002013-07-03T21:59:49.877+02:0030.<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Po chwili Sam tuli mnie w ramionach.
Czuję gorąco bijące od jego nagiej klatki piersiowej.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Nie płacz, nie krzycz,
cichutko… Już dobrze, to był tylko sen. – mówi.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ja jednak dalej wrzeszczałam,
płakałam, nie dawałam się uspokoić.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
On nie rozumie. Nie wie, jak to
jest. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jak to jest, gdy zmarli chodzą za
tobą, jak to jest stracić całą rodzinę, jak to jest być mordercą. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie wie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Po chwili prośby zmienia w
pocałunki. Łzy wciąż wymykają się spod moich powiek, ale on mnie ucisza.
Pokrzykiwania i szloch zmieniają się w ciche pojękiwania gdy pieści moje piersi,
gdy zsuwa ze mnie delikatnie koszulę nocną. Oddaję się mu cała. Ściągam z niego
bokserki i po paru chwilach jęki zmieniają się w krzyk euforii. Czuję
niesamowite uniesienie, czuję, jakbym mogła wszystko. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nasze ciała igrają ze sobą w erotycznym
tańcu, mam wrażenie, jakbym znała już każdy centymetr ciała Sama. Kochamy się
namiętnie do rana, a później Sam idzie do łazienki, żeby w pracy wyglądać
przyzwoicie. Leżę sama na wielkim łóżku i nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić,
więc zamykam oczy i przypominam sobie dzisiejszą noc. Boże, jak cudownie mi
było… Po chwili udaje mi się zasnąć i nic mi się nie śni, na szczęście.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Budzę się i uświadamiam sobie, że
jestem otulona kołdrą, choć nie byłam. Pewnie to Sam. Wstaję i kieruję kroki ku
łazience, bo znów czuję mdłości. Wymiotuję chwilę, płuczę jamę ustną, biorę
prysznic, ubieram sukienkę, czeszę włosy i idę do kuchni. Mam tutaj dostępne
wszystkie produkty, o jakich przed wyprawą do Kapitolu nawet mi się nie śniło.
Pełno jest też książek kucharskich. Wyciągam jedną i trafiam na przepis na
naleśniki. Ochoczo zabieram się do pracy. Po godzinie dziesięć puszystych
naleśników czeka na zjedzenie. Każdy jem z czym innym- jeden z aksamitnym
kremem czekoladowym, drugi z syropem klonowym, kolejne z różnymi rodzajami
dżemów i sosów… Roy zawsze naśmiewał się, że beznadziejna ze mnie kucharka, ale
gdyby spróbował tego…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Bum. Bolesne walnięcie w głowę.
Ukłucie w klatce piersiowej, niemożność oddychania, ciemność przed oczami, płacz.
To wszystko wywołane wspomnieniem brata. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Odstawiam talerz i idę do
instrumentów. Straciłam apetyt. Siadam przy harfie i gram kilka znanych mi
melodii. Jak dobrze znów to poczuć… </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Śpiewam całą duszą. Jest mi to
bardzo potrzebne, by wyrazić cały ból, jaki do tej pory w sobie tłamsiłam. Trwało
to parę godzin.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nagle speszyłam się, bo
usłyszałam ciche pukanie do drzwi. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Otworzyłam, a moim oczom ukazali
się Sam, Sue i jej narzeczony.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Wy się jeszcze nie znacie… Dave
Martin. Mój przyszły mąż - Sue jest w niego zapatrzona jak w obraz. Skinęliśmy
sobie uprzejmie, a Sue zarzuciła mi ręce na szyję. - Jak dobrze, że żyjesz. Tak
mi przykro z powodu Roya… przygotowałaś się do pogrzebu? </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jezus Maria. Pogrzeb. Dziś
wieczorem ma być pogrzeb. Nie mam pojęcia, jak zdołam przeżyć to bez załamania
psychicznego. Zaraz odbiera mi dech w piersiach i osuwam się na podłogę.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Amy, co jest? Boże, zróbcie
coś! - słyszę krzyki. Usiłuję wstać. Ciężko mi się oddycha.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Nic mi nie jest. Naprawdę. To…
to przez ciążę. - odpalam bombę. Sue i Dave stoją osłupiali a Sam nic nie mówi.
No cóż, kiedyś trzeba było powiedzieć najlepszej przyjaciółce.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Jesteś w ciąży?-po chwili Sue
pyta mnie pełnym niedowierzania głosem. Przytakuję. Wygląda, jakby chciała coś
powiedzieć, ale zaraz zamyka usta. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Idę do kuchni i przygotowuję na
szybko coś z książki kucharskiej, ale i tak wszyscy zarzekają się, że jest to
ich najpyszniejszy posiłek w życiu. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Koło piątej Sue i Dave zbierają
się, a ja idę się przebrać. Wyciągam z szafy czarną suknię do ziemi. Upinam
włosy w kok i wkładam w niego czarny, sztuczny kwiat. O szóstej wychodzimy z
domu i kierujemy się w kierunku naszego starego kościoła w naszym dystrykcie.
Sam cały czas trzyma mnie za rękę, bo inaczej bym upadła i już pewnie nie
wstała. Wpół do siódmej zaczyna się msza pogrzebowa, kończy się godzinę
później. Zmierzamy ku cmentarzowi. Jako pierwsza sypię łopatę piachu na urnę, w
której spoczywa to, co z Roya pozostało i czuję okropne poczucie winy. Nie
ukrywam łez. Wiele mieszkańców dystryktu też płacze, bo Roy wkradł się w ich
serca. Zawsze był uroczym, pomocnym, cudownym chłopcem. Nie dało się go nie kochać. Gdy przychodzi moment,
że to samo mam powiedzieć w przemówieniu, po prostu zacinam się i nie potrafię
wypowiedzieć ani słowa, z tego, co sobie przygotowałam. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Roy… kochałam cię i wciąż
kocham. - to jedyne słowa, które udaje mi się wykrztusić. - Dziękuję za to, że
oddałeś za mnie życie, choć wolałabym zginąć za ciebie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Później następuje minuta ciszy,
rytualny salut, ściemnia się, wszyscy zapalają maleńkie znicze i każdy kładzie
je obok grobu mojego brata, tak, że cały cmentarz lśni kolorowym blaskiem.
Byłby to piękny widok, gdyby nie powód, dla którego powstaje. Opuszczamy
cmentarz śpiewając chórem żałobne pieśni. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przez następny tydzień cały czas
siedzę otulona kocem w jednym fotelu. Wstaję tylko do toalety. Nic nie jem, za
to wciąż płaczę. Nawet Sam nie potrafi mnie uspokoić. Pilnuje więc tylko, żebym
nie popełniła samobójstwa. Gdy idzie do pracy, przysyła do mnie swoją
dziesięcioletnią siostrę, Faith, która ma na mnie oko i przy okazji jest
okropnie pocieszna. Cały czas coś gada, prosi mnie, żebym nauczyła ją śpiewać,
żebym pokazała jej kosogłosy, żebym jej coś na czymś zagrała, ale nie mam siły
nawet pokręcić głową. Gdyby nie ta sytuacja, to pewnie bym cały czas z nią
szalała, traktowałabym ją jak własną siostrę, ale teraz po prostu nie mogłam i
nie chciałam się na to zdobyć. Nie chciałam nikim zastępować Roya. Z mojego
powodu Sue przesuwa ślub na następną sobotę. We wtorek zaczynam w miarę
normalnie funkcjonować. Uczę małą Faith nut i gry na fortepianie. Marudzi, że
chce śpiewać i że woli harfę, ale tłumaczę jej cierpliwie, że na wszystko
przyjdzie czas.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W środę zabieram ją do lasu.
Pierwszy raz, od czasu gdy weszłam do domu z pogrzebu, oddycham świeżym powietrzem.
Las przynosi dla mnie ukojenie, bawię się melodią wraz z kosogłosami. Tworzymy
razem piękne harmonie. Faith wciąż woła: „Jeszcze! Jeszcze!” </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie daję się długo prosić. Faith
teraz nazywa mnie dobrą wróżką od muzyki. Silę się na uśmiech za każdym razem,
gdy tak mówi. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pomaga mi wybrać sukienkę na
wesele.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Skoro masz śpiewać dla pani
młodej, to musisz wyglądać równie pięknie jak ona! - tłumaczy mi cierpliwie,
choć wcale nie widzę w tym sensu. I tak odstawiam całą tą szopkę z kreacjami i
pieśniami specjalnie dla pary młodej tylko dlatego, że kocham Sue i nie mogę
jej zawieść. Najchętniej zaszyłabym się sama gdzieś w lesie i zapomniała o
wszystkim.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ale nie mogę. Zbyt dużo osób
wierzy, że wrócę po Igrzyskach do normalności.</div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ja już straciłam wiarę.</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-76690090459487986182013-06-26T22:14:00.000+02:002013-06-26T22:14:40.664+02:0029.<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tłum oszalał. Moje uszy cierpią,
natężenie decybeli w pomieszczeniu jest stanowczo za wysokie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jak ja bardzo tęskniłam za
smakiem ust Sama… Zdaję sobie z tego sprawę dopiero teraz, gdy znów go czuję.
Nie odrywamy się od siebie przez chyba piętnaście minut. Rozłąka była stanowczo
zbyt długa.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mimo, że mnie skrzywdził, kocham
go… Pragnę jego bliskości, pragnę by był przy mnie…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W końcu zachęceni przez Ceasara
usiedliśmy na miękkiej sofie, a ja wtuliłam twarz mokrą od łez w ramię Sama.
Głaskał mnie delikatnie po włosach, trzymał za rękę i patrzył na mnie z
czułością bardzo widoczną w oczach. Jakie uczucie, że ktoś się o ciebie
troszczy jest przyjemne… Przez ostatnie
kilka tygodni bardzo mi tego brakowało. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przy nim czułabym się prawie
bezpieczna, gdyby nie to, że wciąż prześladują mnie obrazy z areny.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Oni są wszędzie. Chodzą za mną.
Trybuci. Mimo, że trwa właśnie jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu, to
czuję ten wszechogarniający niepokój. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Z zamyślenia wyrywa mnie głos
Ceasara. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Amy, powiesz nam, kiedy właściwie zakochałaś
się w Samie?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przełknęłam ślinę i podniosłam
głowę.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- To było już bardzo dawno, nawet nie
pamiętam. Może w wieku jedenastu, dwunastu lat? Zawsze wydawał mi się
przystojniejszy, silniejszy, milszy, zabawniejszy, bardziej troskliwy i w ogóle
inny, niż wszyscy chłopcy w dystrykcie. Zawsze, gdy przebywałam w jego
towarzystwie, zamykałam się w sobie, byłam strasznie cicha, w ogóle nie
przypominałam siebie. Zapominałam jak się oddycha. Po prostu wstydziłam się i
bałam… bałam się, że mnie nie pokocha… </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Publiczność westchnęła. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ceasar uśmiechnął się i otarł łzę
z oka. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- To naprawdę wzruszające. A ty, Sam? Kiedy
poczułeś, że Amy jest dla ciebie kimś więcej niż znajomą?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Właściwie sama się nad tym
zastanawiałam. Z napięciem patrzyłam w oczy Sama a on uśmiechnął się do mnie i
zaczął opowieść:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- To było, kiedy mieliśmy po piętnaście lat… Z Amy robiła się piękna kobieta, dorastała w
oczach, a to cierpienie, które przeżyła zdawało się jej dodawać jeszcze więcej
piękna. Wtedy musiałem zmienić trasę do lasu na inną niż zwykle, bo ze starą
się coś stało… chyba ją zalało, albo zawaliło się na nią jakieś drzewo. I wtedy
przechodziłem obok domu w którym mieszkała Amy. Akurat coś śpiewała i grała na
harfie. Stałem i słuchałem jak zaczarowany. Wiedziałem, że to Amy, bo tylko
ona, nie licząc jej brata, była o tej porze w domu, jako, że zaczynała pracę
pół godziny później niż ja i mama Sue i godzinę po Sue, więc nie musiała
jeszcze wychodzić. Tak się zasłuchałem, że zapomniałem o tej różnicy czasowej i
zorientowałem się dopiero, gdy piękna muzyka umilkła i usłyszałem kroki… Szybko
zerwałem się do biegu, ale i tak spóźniłem się dwadzieścia minut, za co
otrzymałem dwadzieścia batów od Strażnika Pokoju. Do dziś mam blizny. W każdym
razie nie żałuję, że jej wtedy słuchałem, bo jej głos uśmierzył cały ból. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Boże, on dostał przeze mnie
dwadzieścia batów? Załam sobie sprawę, że w trakcie tej opowieści znów zaczęłam
płakać.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Przepraszam… - wyszeptałam. - Ja nie
wiedziałam…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Ciii, przecież mówię, że nie
żałuję-Sam pocałował mnie czule i pogładził po włosach. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Słyszałam, ale i tak mam
straszne wyrzuty sumienia… </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Nie martw się. Jest dobrze. Mam
ciebie-nie zauważyłam, kiedy znów zaczął mnie całować. Tłum znowu westchnął, a
ja poczułam, że chcę z nim być, ale na osobności. Koniec show, do cholery. Chcę
już to skończyć. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ceasar zadaje nam jeszcze kilka
pytań, żeby całkowicie puścić w niepamięć mój wcześniejszy brawurowy występ i
wreszcie rozbrzmiewa hymn. Mogę zejść ze sceny. Sam trzyma mnie za rękę i tylko
dlatego nie upadam.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Gdy tylko znaleźliśmy się na
osobności wyjaśniłam mu całą sytuację z przemową.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Możemy mieć kłopoty - dodałam drżącym
głosem. - To był głupi pomysł. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Nie martw się, jestem przy
tobie zawsze. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Cholera jasna, bardziej
idiotycznego pocieszenia nie mógł w tej sytuacji wymyślić. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Co on sam może przy prezydencie
Snowie i milionom Strażników Pokoju czekających tylko na jego skinięcie głową?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Udałam, że już się uspokoiłam,
ale w rzeczywistości byłam przerażona. Boże, czemu ja nie potrafię trzymać
języka za zębami, kiedy sytuacja stanowczo tego wymaga? Nie wiem. Nie rozumiem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Biegnę po swoje rzeczy, żegnam
się z Paulem i Ekipą i razem z Shinny i Samem jedziemy na peron.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Te oświadczyny w Kapitolu to
był rewelacyjny pomysł! - Shinny nie może wyjść z podziwu. Cały czas trajkocze
o tym, że publiczność nas uwielbia. To dobry znak. Władze nie mogą nic zrobić
ani mi, ani Samowi, bo tłum się zdenerwuje. Może dojść do zamieszek, a tego by
nie chcieli. Sue, ani jej męża też nie tkną, w końcu ocaliłam jej życie. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przeprowadzam chłodną kalkulację
w głowie i dochodzę do wniosku, że nic mi nie zrobią, ale na pewno będą mnie
kontrolować. I tak dobrze, że tylko tyle.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W końcu wsiadamy do pociągu.
Jedziemy wiele godzin, które spędzam głównie wtulając się w Sama, ignorując
trajkoczącą Shinny i gapiąc się w okno. Mój narzeczony otacza mnie troską i
opieką. Czuję się prawie bezpieczna. Mimo to wizje przewijają się prze umysł. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dojechaliśmy na miejsce. Od razu
oślepił mnie błysk fleszy. Wszyscy chcą nas powitać, poznać nas. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Witam obywateli dystryktu,
dziękuję wszystkim za wsparcie moralne i coś tam jeszcze gadam. Jakieś nic nie
znaczące pierdoły, w każdym razie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Po dwóch godzinach udzielenia
chyba tuzina wywiadów i ustawiania się do miliona zdjęć wreszcie wsiadamy do
samochodu. Jedziemy pół godziny i wysiadamy przy jednym z domów w Wiosce
Zwycięzców. Od dziś w moim domu. Sam pomaga mi zabrać to, co miałam ze sobą i
wchodzę do budynku.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wygląda całkiem przytulnie. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wszystko zostało umeblowane, moje
rzeczy przeniesione ze starego mieszkania. W wielkim salonie stała harfa w
towarzystwie kilku innych instrumentów, między innymi klawesynu i fortepianu.
Zauważyłam też magnetofon, który na pewno pochodził prosto z Kapitolu i na
który mogłam nagrywać swoje kompozycje. Na półce stało kilka zeszytów nutowych i
metronom. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wiem, czym będę mogła zabijać
czas, gdy Sam będzie w pracy. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Póki co jednak jestem piekielnie
zmęczona, więc skierowałam kroki prosto do sypialni. Z szafy wyciągnęłam
pierwszą lepszą koszulę nocną i poszłam do łazienki się umyć. Gdy już odbyłam
całą wieczorną toaletę wskoczyłam do łóżka i zamknęłam oczy. Nie potrafiłam
jednak zasnąć. Po pół godzinie poczułam, że obok mnie do łóżka wsunął się Sam.
Wtulam się w niego, a on obejmuje mnie i uśmiecha się.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Nasze dziecko przeżyło - szepczę. Patrzy na
mnie z mieszaniną bólu, troski, smutku i radości w oczach. To ostatnie co udaje
mi się zakodować.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Później zatapiam się w półśnie, w
beznadziejnym świecie mroku i koszmarów. </div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jak zwykle budzę się z wrzaskiem.</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-60751250969983978882013-06-15T17:36:00.000+02:002013-06-15T17:37:07.502+02:0028.<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Jest dobrze, czuję się
świetnie-próbuję przekonać Shinny, że nic mi nie jest, kiedy zostaję ocucona.
Ta patrzy na mnie nieufnie i odchodzi. Tak naprawdę czuję się fatalnie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zdejmuję ubranie, szybko wchodzę
pod prysznic i spłukuję się lodowatą wodą. Pobudza mi krążenie krwi i odświeża
mnie, ale nadal mam wrażenie, jakbym zaraz miała zemdleć. Myję zęby, ubieram
piżamę i szybko kładę się do łóżka.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zasypiam, znów dręczą mnie
koszmary, jeszcze gorsze, niż ostatniej nocy, lecz mimo to udaje mi się dotrwać
w stanie snu do rana i jestem odrobinę bardziej wypoczęta, ale to, że śniłam
koszmary nie służy mojej urodzie. A dzisiaj ma się odbyć wywiad.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Paul gdy mnie widzi, załamuje
ręce. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Czy ty zdajesz sobie sprawę, że
o drugiej masz być na wizji?! </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Milczę potulnie i poddaję się
wszystkim niezbędnym zabiegom kosmetycznym, między innymi maskowaniu worów pod
oczami i przyciemnianiu karnacji, bo ponoć jestem blada jak trup. Nie
protestuję. Po kilku godzinach pracy Paula i ekipy wyglądam znośnie. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-To na razie stan bazowy zero,
seksbombę jeszcze z ciebie zrobimy, nie martw się.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jęknęłam. Teraz w ruch poszły przeróżne
cienie, brokaty, szminki, kredki, eyelinery… od początku przygotowań do Igrzysk
wzbogaciłam się przynajmniej o tę wiedzę- jak nazywają się te wszystkie rzeczy,
których w Siódemce nie widzieliśmy na oczy. Nie wiem, po jaką cholerę była mi
ona potrzebna, ale w każdym razie wiedziałam. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Staram się nie zasypiać. Używam
do tego całej mojej silnej woli. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W końcu Paul zapina zamek mojej
sukienki, upina ostatnie pasma moich włosów. Wkładam szpilki i jestem gotowa.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Paul trzyma się koncepcji lasu,
drzew. Tym razem nie wyglądam jak bogini, bardziej jak elf. Mam zwiewną,
zieloną sukienkę przed kolana, włosy obsypane obficie brokatem, makijaż w
kolorach zieleni, usta pomalowane na jasny róż. Ramiona także obsypane są
brokatem, a z tyłu sukienki zwieszają się dwa jedwabne pasy w jaśniejszym
odcieniu zieleni, więc rzeczywiście wyglądam trochę magicznie, a jednocześnie
śmiesznie i dziecinnie jak wróżka z bajek. Pasuje to jednak do mnie i całość
wygląda nieźle, więc się nie sprzeciwiam.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Stoję za kulisami i słyszę jak rozlega
się burza oklasków. Hymn Panem brzmi chyba w całym Kapitolu, czuję wibracje pod
stopami. W końcu, po jego zakończeniu, Ceasar zaprasza mnie na scenę. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Piski i wrzaski ogłuszają mnie.
Uśmiecham się, macham do tłumu, idę na drżących nogach i siadam na kanapie obok
Ceasara.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Moje nogi strasznie cierpią w
przyciasnych szpilkach.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zrzucam je, a Ceasar patrzy na
mnie ze zdumieniem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Przepraszam-syczę z bólu.-Po
prostu po arenie moje nogi nie są jeszcze w pełni sprawne i ciężko mi się w
czymś takim chodzi, mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Ależ skąd-Ceasar puszcza do mnie
oczko, choć widzę, że powstrzymuje się od zrobienia jakiegoś grymasu. No tak,
Kapitol.-No dobrze, Amy, powiedz mi, jak się czujesz.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chichoczę histerycznie. Głupota i
egoizm tych ludzi są wprost zaskakujące.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-A odpowiedz sobie na pytanie:
jakbyś się czuł po Głodowych Igrzyskach, na których zginął twój brat, przyjaciółka,
na których stałeś się mordercą, wyjadałeś surowe mięso z martwych zwierząt
napotkanych po drodze?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ceasar milczy. Mam szansę.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Ludzie, proszę was-biorę oddech
i odwracam się do publiczności.-To tylko Igrzyska. Nie zmienią wam życia. Ale
innym mogą je odebrać. I nie mówię tutaj tylko o trybutach. Mówię o ich
rodzinach, przyjaciołach, miłościach, dla których życie bez tych dzieciaków nie
jest życiem. Zresztą to nie są dzieciaki. Od dwunastego roku życia wszyscy
obywatele Panem są brutalnie wprowadzani w świat dorosłości i okrucieństwa. Co
roku ten sam strach na Dożynkach, ba, nawet nie strach, tylko śmiertelne
przerażenie. I histeria i beznadziejne poczucie zbliżającej się śmierci wśród
wylosowanych. Ja zgłosiłam się na Igrzyska tylko dlatego, że niektórych ludzi w
dystryktach ogarnął taki szał na punkcie Igrzysk jak was i musiałam uratować
przyjaciółkę. Zabijałam tylko dlatego, żeby nie zawieść Roya. Żeby pomścić jego
i Dianę. Ale co my zrobiliśmy? Za co ta kara?-unoszę w górę lewą rękę. Na
przedramieniu pysznią się blizny.-Tyle dzieciaków przez was zginęło.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dopiero gdy skończyłam brawurową
przemowę zorientowałam się, że po słowie „odebrać” wyłączono mi mikrofon, a
dookoła kamery. Zaklęłam. Ludzie wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem. Tylko
Ceasar, który jako jedyny słyszał całość przemówienia wpatrywał się we mnie z
mieszanką przerażenia i podziwu. Zrozumiałam, że popełniłam głupotę. Władze nie
dadzą mi spokoju. Poczułam, że żołądek podchodzi mi do gardła.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ceasar opanował się i zmienił
temat.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Amy, na arenie także śpiewałaś.
Wszyscy tęsknią już za twoim głosem, błagam, zaśpiewaj dla nas coś ładnego. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Uśmiechnęłam się. Zrozumiałam jego strategię. Teraz mam wzruszyć i doprowadzić do tego, by zapomniano o moich słowach. W środku byłam
jednocześnie zmęczona, wściekła i zbulwersowana. Mam śpiewać dla takich podłych
kreatur, które zorganizowały te cholerne Igrzyska?! </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No dobrze, najgorszą rzeczą,
którą mogłam zrobić w tym momencie, to zaśpiewanie pieśni powstańczej.
Postanowiłam zaśpiewać starą balladę, którą śpiewała mi mama. O miłości.
Otworzyłam usta i wydobyłam z siebie kantylenowy sopran, który niósł się echem
po pomieszczeniu.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Gdzie on jest?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Ten jedyny?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Ten, co go kocham<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Nad życie.<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Gdzie on jest? <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Czy znalazł inną?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Czy wciąż mnie kocha?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Czy ty wiesz?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Och błagam powiedz!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Błagam wskaż mi go!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Powiedz, jak się ma…<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Bo już tęsknię…<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Czy myśli o mnie czasem?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Gdzie jest?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Gdzie on jest?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Powiedz mi…<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Och, Boże, powiedz mi…<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Czy on dalej żyje na ziemi?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>A może już odszedł?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Skoro nie ma go przy mnie…<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Gdzie mam go szukać?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Czy wśród nas?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Czy wśród cmentarnych kamieni?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Och błagam powiedz!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Błagam wskaż mi go!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Powiedz, jak się ma…<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Bo tęsknię już…<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Czy myśli o mnie czasem?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Gdzie jest?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Gdzie on jest?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Skończyłam. Całą piosenkę
myślałam o Samie. Ta treść tak bardzo do nas pasowała… Tak bardzo tęskniłam… </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Poczułam ukłucie w sercu, bo nikt
nie zaczął bić braw. Wszyscy siedzieli osłupiali, ze łzami w oczach. Zabawne.
Udało mi się wzruszyć miliony osób, którym nawet się serce nie ścisnęło, gdy
umierało dwadzieścia troje dzieci. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Tutaj jestem-usłyszałam głos z
tyłu. Był znajomy. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nagle przeraziłam się, ktoś
obejmował mnie od tyłu i przycisnął delikatnie swoje usta do mojej szyi. W
tłumie dało się wyczuć napięcie. Przeszedł mnie gorący, przyjemny dreszcz.
Boże, czy to możliwe?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Odwróciłam się. Oczy miałam już
pełne łez. Sam. Sam tu jest. Ubrany w elegancki garnitur, ale poza tym taki…
normalny. Taki, jakiego kocham.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przed chwilą mnie obejmował, a
teraz ukląkł na jedno kolano i wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko w kształcie
serca obite czerwonym aksamitem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To niemożliwe.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To zbyt piękne, żeby było
prawdziwe.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Sam był wyraźnie zestresowany. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Amy… czy…. Czy wyjdziesz za
mnie?-zapytał, oblany rumieńcem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie zastanawiałam się nawet przez
sekundę. Byłam szczęśliwa jak nigdy, a jednocześnie zrobiło mi się smutno na
myśl, że nie mogę się tą radością w żaden sposób podzielić z Royem i Dianą. Przełknęłam
łzy i bez wahania wyszeptałam:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Tak.</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-48452935087339665502013-06-13T21:00:00.004+02:002013-06-13T21:00:50.950+02:0027.<div style="text-align: justify;">
Wstaję z łóżka koło ósmej nad ranem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Shinny przygląda mi się bacznie, gdy przychodzę na śniadanie i stwierdza, że ceremonia może się dziś odbyć. Rany zniknęły a ja, przynajmniej według niej, ochłonęłam. Tak naprawdę to czuję w środku kompletną rozsypkę. Mam ochotę zaszyć się gdzieś samotnie i nie przestawać płakać, ale nie. Zwyciężczyni nie wolno. Zwyciężczyni musi olśniewać swym urokiem i chodzić z podniesioną głową. Kiwam więc tylko potulnie głową i zabieram się do skończenia posiłku, a rozentuzjazmowana Shinny biegnie po Paula i ekipę przygotowawczą. Czekają mnie te same zabiegi co przed Ceremonią Otwarcia Igrzysk, bo przecież tak długo nie byłam przez nikogo pielęgnowana. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ekipa dalej trajkocze o Igrzyskach, choć sprawiają wrażenie, jakby los trybutów niewiele ich obchodził. </div>
<div style="text-align: justify;">
Paul przygląda się efektom ich pracy. Kiwa głową. Tym razem też mam robione loki, identyczne jak przed Paradą. Powieki mam delikatnie muśnięte złotobrązowym cieniem, rzęsy tuszem. Niedaleko kącika oka Paul umieścił mi mały, złoty kamień szlachetny. Zrozumiałam, że moja dzisiejsza kreacja będzie właśnie wpasowana w złoto, tak, abym kojarzyła się z tryumfem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wreszcie jestem gotowa. Z trudem naciągam na siebie suknię. Wychudzone ramiona męczą się przy każdym ruchu. Paul wręcza mi sandały ze złotej skóry. Staję przed lustrem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Sukienka jest niemal identyczna, jak ta z Parady. Różni się tylko kolorem. Zamiast zieleni jest biały przechodzący w kremowy ze złotymi akcentami- pasem i zapięciem na ramieniu. Tym razem nie mam wieńca na głowie. Wydaje mi się, że Paul chce, żeby zapamiętano mnie jako boginię. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie protestuję. Nie mam nawet na to siły. </div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu jestem całkowicie przygotowana. Idziemy z ekipą do windy, jedziemy na niski poziom. Tradycją jest, że spod sceny wyłania się najpierw kadra-ekipa przygotowawcza, opiekun, stylista i mentor, którego nie miałam, bo Siódemka póki co nie dorobiła się zwycięzcy Głodowych Igrzysk, a którego obowiązki pełniła Shinny, moja opiekunka. Ja idę na sam koniec. </div>
<div style="text-align: justify;">
Czuję, że mi słabo. Nogi się pode mną uginają, pocą mi się dłonie, boli mnie głowa. Mam ochotę zwymiotować. W końcu nie wytrzymuję, nachylam się, by nie pobrudzić sukni i wymiotuję obok tarczy mającej wynieść mnie na scenę na podłogę, która już i tak wystarczająco śmierdzi pleśnią. </div>
<div style="text-align: justify;">
Słyszę, że hymn się zaczyna. Ryk tłumu i te dźwięki ogłuszają mnie, po kilku chwilach jednak milkną. Caesar wita serdecznie publiczność i zaprasza na scenę moją ekipę przygotowawczą. Słyszę wiwaty, oklaski, a ja się coraz gorzej czuję. Xymenne, Eleonora i Archibald muszą być strasznie dumni, słyszę ich przesłodzone głosy nad głową i aż mnie ciarki przechodzą. Usłyszałam aplauz, a później na scenie pojawiła się Shinny. Staram się jej nie słuchać, ale niektóre stwierdzenia docierają do moich uszu i drażnią mnie. Cały czas trajkocze z kapitolińskim akcentem rzeczy pozbawione najmniejszego sensu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nadeszła kolej na Paula. O ile to możliwe, otrzymał jeszcze większe oklaski niż Shinny i ekipa. Mówi o tym jak wielką przyjemnością było przygotowywanie mi kreacji podkreślających moją urodę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Boże, czuję jak tarcza wynosi mnie na scenę. Ryk tłumu jeszcze bardziej mnie ogłusza, światła oślepiają. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wymuszam sztuczny uśmiech i macham do publiki. Shinny obejmuje mnie w pasie i prowadzi na fotel zwycięzcy. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Panie i panowie, oto zwyciężczyni Czterdziestych Głodowych Igrzysk, Amy McClove!-Caesar jest przeszczęśliwy. Rzuca kilka komplementów i kiepskich dowcipów a potem zapada ciemność i rozpoczyna się trzygodzinne podsumowanie Igrzysk. Na ekranie najpierw widnieje przez chwilę godło Panem, a potem rozpoczyna się film. Boję się, że to co zobaczę, jeszcze bardziej mnie zdołuje.</div>
<div style="text-align: justify;">
W pierwszej scenie na początku słyszę ciche: „A dlaczegóż to?” i widzę swoją twarz. Jakże zmieniłam się od tamtego czasu…</div>
<div style="text-align: justify;">
„-Bo zgłaszam się na trybuta.”-krzyczę w kierunku Shinny.Później zostaje wylosowany mój brat. Tylko nasze Dożynki pokazane są mniej więcej w całej okazałości, z pozostałych widzę tylko przebitki na twarze trybutów, niektórych nawet pominięto. </div>
<div style="text-align: justify;">
Później widzę przejazd rydwanów. Pokazane są wszystkie stroje po kolei, bez żadnych wyróżnień, czy pominięć. Największa uwaga poświęcona jest jednak przemówieniu prezydenta Snowa. </div>
<div style="text-align: justify;">
I znów moja twarz. I płonąca jedenastka obok niej. Wyniki szkolenia. Oprócz mnie pokazali jeszcze tylko osoby, które miały wynik ośmiu punktów lub wyższy, czyli zawodowców, mojego brata i Diany, która zdobyła właśnie ósemkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Zabiję wszystkich. Wygram!-piękna Evanne nie wygląda na morderczynię, czy też psychopatkę, a jak się później okazało, jednak nią była. Widok jej zimnych oczu przyprawia mnie o dreszcz. Mam wrażenie, że teraz jest gdzieś w pobliżu i zrobi wszystko żeby się zemścić. Nie daje mi spokoju. </div>
<div style="text-align: justify;">
Prezentacje pozostałych zawodowców też sprowadzają się do gróźb, żaden z nich nie wyróżnia się niczym szczególnym. I nagle odmiana w postaci mojego delikatnego sopranu. Moje oczy wyglądają, jakby były napełnione łzami, jestem sentymentalna, tęsknię za chłopakiem… </div>
<div style="text-align: justify;">
Prezentację Roya pokazują w większej części, później pokazany już jest tylko fragment prezentacji Diany. Gdy chyli się ku końcowi, w tle rozbrzmiewa odliczanie i nagle przenosimy się na arenę. Zamykam oczy i kulę się w fotelu, bo wiem, co zaraz nastąpi. Słyszę huk i swój własny wrzask, dalej nie ośmielam się otworzyć oczu. Łzy zbierają się, a z mojego gardła wydobywa się cichy jęk. </div>
<div style="text-align: justify;">
Weźcie mnie stąd! Nie chcę patrzeć na te cholerne Igrzyska! </div>
<div style="text-align: justify;">
Odważyłam się otworzyć oczy. Trwa krwawa jatka, zabijam bez opamiętania, wokół Rogu jest morze krwi. Widok samej siebie w takiej sytuacji całkiem zaburzył moje trzeźwe myślenie. Niby wiem, że ich zabiłam, ale teraz to do mnie dotarło tak naprawdę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Później biegnę do kryjówki, pokazane są obozy innych, Diana szuka mnie. Nasza przyjaźń i sojusz pokazane są całkowicie, z przebitkami na inne zdarzenia. Pokazana jest śmierć dwóch trybutów z Ósemki. Zawodowcy napadli na nich. Dziewczyna zginęła na miejscu a chłopaka zostawili konającego i zmarł dopiero po kilku godzinach. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pokazane jest też trzęsienie ziemi. Ciała przygniecione przez skały, drzewa, osuwającą się ziemię…</div>
<div style="text-align: justify;">
Później wędrówka po jaskini, znalezienie wyjścia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Znów zamykam oczy. Syki, wrzaski i jęki mieszają się w mojej głowie tworząc jakąś upiorną mieszaninę. Śmierć Diany. Najboleśniejsza śmierć na arenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pokazują mnie salutującą. Później koncentrują się na zawodowcach, bo ja, ogłupiała po stracie snuję się tylko bez celu po arenie. Powracają do mnie dopiero, gdy zabijam Leslie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Później następuje zdrada zawodowców przez Chelsea, jej śmierć i śmierć Michaela. Zostajemy z Evanne we dwie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Boże, czy ta dziewczyna, którą oglądam na ekranie to rzeczywiście ja? Wydaje mi się to niemożliwe. </div>
<div style="text-align: justify;">
Moje zdjęcie na niebie. Później już wszystko toczy się szybko. Zostaję zwyciężczynią.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czuję się fatalnie. Mam ochotę płakać, iść gdzieś daleko od wszystkich, popełnić samobójstwo, czy coś… </div>
<div style="text-align: justify;">
Na końcu widzę przebitkę na własną twarz. Naprawdę tak teraz wyglądam? Jednocześnie tak piękna i zrozpaczona do granic możliwości? Moje oczy wpatrują się pusto w jakiś odległy punkt, usta lekko rozchylają się. W oczach zgromadzone jest jezioro łez, walczę, żeby ich nie uronić. Policzki mam zaczerwienione, a po szyi spływa kilka kropel potu.</div>
<div style="text-align: justify;">
I znów brzmi hymn. Na scenę wchodzi Coriolanus Snow z towarzyszącą mu dziewczynką, która jak zwykle trzyma koronę na poduszce. Zauważam, że to identyczny wieniec, jak ten z Parady Trybutów, tylko wykonany ze szczerego złota. Teraz już rozumiem konwencję Paula. </div>
<div style="text-align: justify;">
Prezydent gratuluje mi, jeszcze raz macham do tłumu, a potem Caesar żegna mnie i zostaję przewieziona na bankiet zwycięstwa. Zmuszam się do uśmiechów, wszyscy chcą moje zdjęcia, autografy, ale wymawiam się tym, że muszę iść do toalety, gdzie rzeczywiście kieruję swoje kroki. Klękam przy muszli i wymiotuję. Nie mogę tego znieść. Teraz wizje z areny są jeszcze bardziej realne i przerażające. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wychodzę ze sztucznym uśmiechem na twarzy i wracam do robienia sobie zdjęć z ważnymi osobistościami, jednak Shinny widząca ból, strach i zmęczenie na mojej twarzy, zabiera mnie stamtąd szybko. </div>
<div style="text-align: justify;">
Z ulgą wchodzę do mojego tymczasowego pokoju, chcę jak najszybciej umyć się, przybrać z tej eleganckiej sukni i pójść spać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie zdążam. Osuwam się na podłogę i przestaję kontaktować ze światem. </div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-76886958507298734352013-06-09T17:01:00.007+02:002013-06-09T17:01:39.902+02:0026.<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie wiem, co się ze mną dzieje.
Od momentu, w którym zabrzmiała armata zwiastująca śmierć Evanne zdarzyło się
mnóstwo rzeczy. Nie ogarnęłam większości z nich. Najpierw zabrzmiały fanfary,
Claudius Templesmith ogłosił moje zwycięstwo i nadleciały dwa poduszkowce. Z
jednego wysunęły się szczypce i zabrały ciało Evanne, a z drugiego wysunęła się
drabinka, na którą weszłam. Od razu coś mnie sparaliżowało, nie potrafiłam
wykonać ruchu, sprawność odzyskałam dopiero na pokładzie pojazdu. Przylecieliśmy
na dach Ośrodka Szkoleniowego, po czym zostałam zaprowadzona na sam dół, do
Centrum Odnowy. Od razu zdjęli ze mnie całe ubranie i poprosili, żebym weszła
do jakiejś wanny. Czułam jak odkleja się ode mnie brud, jak moje ciało się
oczyszcza… jednak te dni na arenie zrobiły swoje. Widziałam wszystko przez
mgłę, dźwięki były jakieś przytłumione, nierzeczywiste. Cały czas ktoś mi
gratulował. Później wysuszono moje włosy oraz ciało i kazano mi iść do jakiegoś
pomieszczenia, w którym znajdowało się tylko łóżko szpitalne, jakiś ekran i
różne dziwne kabelki i urządzenia. Muszą zbadać, czy jestem zdrowa i opatrzyć
moje rany. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mam ochotę przez cały czas
płakać, ale z racji tego, że jestem otoczona przez Kapitolińczyków powstrzymuję
się. Później do głowy przychodzi mi jedna myśl: co z dzieckiem? Czy możliwe
jest, aby przeżyło Igrzyska? Czy je straciłam? Nie chciałam do tego wcześniej
dopuścić, ale teraz poczułam się za nie odpowiedzialna. Może to dopiero mały embrion
w żadnym stopniu niepodobny do dziecka, ale jednak nie chcę go stracić. Boże,
ja się naprawdę martwię. I to mnie najbardziej niepokoi. Przecież nie chciałam
dziecka… </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nareszcie. Ludzie poszli, została
tylko jedna młoda lekarka, wyglądająca na miłą kobietę i nie mająca tych
wszystkich dziwacznych, kapitolińskich atrybutów. Pogratulowała mi, uśmiechnęła
się i zaczęła badać mnie wszystkimi tymi dziwacznymi urządzeniami i co chwila
zerkała na ekran. Nagle, gdy jeździła czymś po moim brzuch zdusiła krzyk,
wypuściła urządzenie z dłoni i wyszeptała:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-To niemożliwe. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Spojrzałam na nią pytającym
wzrokiem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Jesteś w ciąży, Amy. To
niemożliwe, że nie straciłaś dziecka na arenie. To cud. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Odetchnęłam. Utrzymałam ciążę.
Mam ochotę płakać z radości, ale przypominam sobie o obecności lekarki. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Wiem, zorientowałam się jeszcze
przed Igrzyskami. Słabo mi było i tydzień przed nimi zaczęłam wymiotować…
czułam się strasznie dziwnie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kobieta pokiwała głową.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Czy chcesz usunąć ciążę?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Krew zabulgotała mi w żyłach.
Wściekłam się. O ile wcześniej leżałam spokojnie i poddawałam się poleceniom
kobiety, to teraz poderwałam się do siadu i krzyknęłam na nią:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Nie! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?!
Myślałam, że jesteś inna od nich… wydawałaś się sympatyczna, a teraz widzę, że
jesteś tak samo zimna i pozbawiona uczuć jak oni!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kobieta zacisnęła wargi.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Amy, przepraszam, tylko pytałam,
miałam nadzieję, że odpowiesz przecząco… Ale musiałam wiedzieć, już uspokój się-zdałam
sobie sprawę, że cała jestem zlana potem. Lekarka pobiegła po jakiś ręcznik
zwilżony zimną wodą i zaczęła przykładać mi go do czoła. Ochłonęłam, ale
zaczęłam płakać.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Ja go nie chcę stracić…
Straciłam już mamę, tatę, brata, Dianę… nie chcę stracić jeszcze nienarodzonego
dziecka, nie pozwolę na to!-sama bym nie pomyślała, że kiedyś mi będzie tak na
nim zależeć.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kobieta usiadła obok mnie, objęła
mnie ramieniem i zaczęła mnie uspokajać. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Wszystko będzie dobrze, Amy. Co
miesiąc, a jeśli będzie potrzeba, to częściej, będę przyjeżdżać do Siódemki i
badać twój stan, ale jestem pewna, że wszystko pójdzie pomyślnie. Jesteś
zwyciężczynią Głodowych Igrzysk, władze nie pozwolą by coś stało się tobie, czy
twojemu dziecku. Będziesz miała najlepszą opiekę, gwarantuję. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To mnie uspokoiło. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-A tak w ogóle, to mów mi Chloe.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiwnęłam głową.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chloe wzięła jakiś słoik i kilka
strzykawek. Miałam wiele ran i zadrapań, które zaczęła smarować maścią. Przy
większości ran stupy odchodziły odsłaniając skórę koloru niemowlęcego różu. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Jutro nie będzie po nich śladu,
zobaczysz-zapewniała mnie kobieta. Czasem jednak rany były dość rozległe i
zamiast bladoróżowego widziałam bordowo-fioletowy. W tych przypadkach jednak
Chloe wbijała w ranę igłę strzykawki i wciskała tłoczek, co powodowało, że rana
przybierała kolor taki jak te mniej poważne. Mimo tego, że nienawidziłam
Kapitolu, po prostu nie mogłam uwierzyć w taką technikę. Jak oni to wynaleźli? </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Po paru godzinach prawie
wszystkie moje rany zostały wyleczone. Oprócz jednej, a właściwie wielu,
stanowiących jedną całość. Na przedramieniu dalej pozostały krwawe blizny
symbolizujące trybutów, żywych i umarłych. Chloe już miała przykładać do nich
palec unurzany w maści, ale w ostatniej chwili wykrztusiłam:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Nie. To zostaw.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Spojrzała na mnie zdziwiona.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-To będzie mój… znak
rozpoznawczy.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiwnęła głową.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Jak chcesz. Ale nie wiem, czy
twój stylista nie będzie miał do tego jakichś awersji. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Oj tam-kręcę głową. Nagle coś mi
się przypomniało.-Masz tu może jakiś nożyk? Nie martw się, nie chcę popełnić
samobójstwa. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chloe kiwa głową, podchodzi do
jednego ze stołów, bierze z niego mały nóż i wręcza mi go. Przekreślam literkę
„G” przy Czwórce, która symbolizuje Evanne. Już wszyscy. Zostałam tylko ja. To
mnie jakoś uspokoiło. Igrzyska się skończyły. Szkoda, że nie przeżył Roy, ani
Diana. Ale to już wreszcie koniec tej męki.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chloe odłożyła nóż, wytarła ranę
czystą chusteczką, dokończyła badania i mrugnęła do mnie. Ubrałam się i mogłam
iść. No, nie mogłam. Od razu zostałam wezwana do Paula i ekipy przygotowawczej.
Cały czas coś trajkotali, że to cudownie, że wygrałam, że mnie kochają i tak
dalej. Musiałam jeszcze raz wejść do wanny z tą dziwną substancją, a gdy
wyszłam, i moje włosy zostały doprowadzone do porządku i splecione w kłosa,
dostałam bieliznę, ubranie i miałam czekać na opiekunkę.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zżerał mnie głód. W końcu
nadeszła Shinny, wyściskała mnie, pogratulowała mi zwycięstwa i powiedziała, że
mogę iść do apartamentu, bo czeka tam na mnie kolacja.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dawno nie jadłam nic normalnego. W
ostatnich dniach moje posiłki składały się głównie z surowego mięsa. Było to
zresztą po mnie widać. Przez Igrzyska zostały ze mnie skóra i kości. Wyglądałam
tragicznie, jakbym zaraz miała umrzeć z głodu. Od razu więc, gdy przyszłam do
stołu, rzuciłam się łapczywie na potrawy. Zjadłam trzy razy więcej niż
przeciętny człowiek je w Kapitolu. Zaraz pobiegłam do łazienki i zwróciłam
praktycznie wszystko. Wróciłam jednak do stołu i znów jadłam, tym razem wolniej
i mniej, co poskutkowało. Jednocześnie byłam nasycona i udało mi się utrzymać
posiłek w żołądku. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Weszłam do pokoju. W pierwszym
odruchu rzuciłam się na łóżko i zaczęłam wpatrywać się załzawionymi oczyma w
sufit. Chwilę później pomyślałam, że to nieprawda. Wszystko. Roy żyje. Zaraz
pójdę do niego do pokoju, on tam będzie siedział i powita mnie uśmiechem… razem
pójdziemy na szkolenie, gdzie spotkamy Dianę… Igrzyska się jeszcze nie zaczęły.
To niemożliwe. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wstaję i mechanicznymi ruchami
kieruję się ku drzwiom. Niepewnie otwieram je i staję na korytarzu. Po chwili
namysłu ruszam do pokoju Roya. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Otwieram drzwi. Jest tu pusto.
Nie ma tego bałaganu, który mój brat zawsze wokół siebie zostawiał… Boże… </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Rzucam się bezradnie na jego
łóżko. Zaczynam płakać, krztuszę się własnymi łzami i szlocham, jak nigdy,
targają mną niekontrolowane drgawki i boli mnie głowa. On nie żyje. Diana też. Oni już nie wrócą. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mam ochotę popełnić
samobójstwo-wprawić w furię Kapitol i połączyć się z bratem, rodzicami,
przyjaciółką, ale przypominam sobie, że Roy oddał za mnie życie. Nie mogę
zmarnować takiej ofiary. No i jestem w ciąży. Popełniając samobójstwo zabiłabym
też dziecko.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie, nie mogę. Muszę się trzymać.
Ale… przecież oni nie żyją! </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ryczę przez kilka godzin, aż w
końcu zaczynam głodnieć. Z zaczerwienionymi i opuchniętymi oczami przychodzę do
stołu, na którym już czekają iście królewskie potrawy. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nasycam się i idę do łazienki.
Przez przypadek zaczynam cicho nucić pod nosem. Dźwięk mimo to pięknie odbija
się od płytek, tworząc niesamowite harmonie i echo. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nagle orientuję się, że melodia
zmienia się w żałobną pieśń, śpiewaną na każdym pogrzebie w naszym dystrykcie.
Jest niesamowicie piękna, ale zraziłam się do niej, od kiedy usłyszałam jej
wykonanie na pogrzebie taty. To było tak przejmujące, takie piękne, uduchowione,
a jednocześnie śpiewane dlatego, że mój ojciec zmarł. Na pogrzebie mamy też
brzmiała ta pieśń. Wtedy już do końca ją znienawidziłam.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wróciłam do pokoju, położyłam się
na łóżku i zaczęłam myśleć o przyszłości. No bo co teraz? Teraz pobiorę się z
Samem, zamieszkamy w Wiosce Zwycięzców, pół roku po Igrzyskach wyjadę na
Tournee Zwycięzców, urodzę dziecko (oby), zostanę mentorką i rok w rok będę
patrzyć na umierające dzieciaki do których się przywiązałam. Będę gwiazdą
Kapitolińczyków, będę śpiewać, tworzyć muzykę… każdy zwycięzca musi sobie
wybrać hobby, które rozwija zamiast obowiązkowej pracy czy nauki w szkole. W
moim przypadku wybór jest dość oczywisty.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Idę zjeść kolację. Staję w progu
kuchni widząc Shinny siedzącą przy stole.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Jeśli jutro wszystkie twoje rany
znikną, a ty ochłoniesz, odbędzie się ceremonia zwycięstwa-mówi mi
Shinny.-Musisz wiedzieć też parę spraw, o których nikt ci nie powiedział, a
które są bardzo ważne-patrzę na nią z wyczekiwaniem. Nie wiem, czego się
spodziewać.-Lepiej usiądź-robię to. Oczekuję z napięciem na jej słowa.-Matka
Sue nie żyje. Zmarła na zawał, gdy twoje zdjęcie pojawiło się na niebie.
Oglądała całe Igrzyska. Formalności są już załatwione. Ty zamieszkasz w Wiosce
Zwycięzców tylko z Samem, mimo, że Sue także przysługuje ten przywilej, skoro
mieszkałaś z nią. Po prostu Sue znalazła męża, który wspierał ją, gdy umierała
ze strachu patrząc na twoje zmagania na arenie i śmierć matki, więc zamieszka z
nim. To tyle. Pogrzeb Roya odbędzie się dzień po twoim przyjeździe do dystryktu.
Ślub Sue jakiś tydzień po, w sobotę. Byłoby cudownie, gdybyś tam zaśpiewała.
Pogrzeb matki Sue już się odbył. Sue jakoś szczególnie mocno nie cierpiała.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-A ty byś cierpiała, gdyby zmarła
osoba, która chciałaby cię wysłać na Igrzyska, a jeśli się nie zgłosisz,
zagłodziłaby cię na śmierć?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Shinny przełknęła ślinę i
zmieszała się. Mimo wszystko była dziwnie podniecona i podekscytowana. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-No nie. Ale teraz już idź spać,
bo jutro ważny dzień.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Myję się i ubieram piżamę.
Wchodzę do łóżka i kładę głowę na poduszce. Otulam się miękką, ciepłą i
przyjemnie pachnącą pościelą. Próbuję sobie wyobrazić, że jest dobrze, ale nie
jest. Dalej jestem zwyciężczynią Głodowych Igrzysk, moja rodzina dalej nie
żyje.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zamykam powieki. Odpływam do
krainy snu. Widzę wszystkich martwych trybutów. Nękają mnie, wyciągają po mnie
ręce, dosięgają mnie, tną mnie nożami, strzelają do mnie z łuków, wyrywają mi
włosy, nie chcą słyszeć o tym, żeby mnie puścić, nawet mój brat zatapia we mnie
swoje zęby, a Diana zawzięcie łamie mi kości siekierą.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Budzę się z wrzaskiem. Przychodzi
do mnie jakaś awoksa z chłodnym ręcznikiem i gładzi mnie po włosach. Ściskam
jej dłoń.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Dziękuję-szepczę. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Awoksa uśmiecha się, ale w jej
oczach widać łzy.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Po chwili dziewczyna wychodzi.
Zostaję sama. </div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tej nocy więcej nie udaje mi się
zasnąć.</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-71384407173741553602013-06-03T18:48:00.000+02:002013-06-03T18:48:40.976+02:0025.<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Jak ty, kurwa, ten…?-Evanne
wydarła się na mnie i spojrzała przeszywającym wzrokiem wyrażającym ogromny
ból, wściekłość i smutek prosto w moje oczy. Ból był oczywisty, gdy spadałam na
nią, musiałam jej pogruchotać kilka kości… Wściekłość, rozumiem. Ale smutek,
żal? Tak bardzo ludzkie uczucia w oczach i sercu Evanne? Dziewczyna chyba była
gotowa na śmierć, nawet nie próbowała się uwolnić, a może po prostu nie miała
siły?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Prychnęłam pogardliwie,
wyciągnęłam zza pasa nóż i powiedziałam:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Na twoim miejscu dobrałabym
elegantsze i ambitniejsze słowa na zakończenie życia, śmierć może będzie wtedy
wyglądać bardziej godnie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Zamknij się, suko. Odpowiadaj.
Jak to możliwe, że żyjesz, choć twoje zdjęcie było widoczne na niebie?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Najpierw kazałaś mi się zamknąć,
a teraz każesz mi odpowiadać na twoje pytanie?-starałam się ją rozwścieczyć,
sprawić, by przed śmiercią była jak
najbardziej upokorzona.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jęknęła przeraźliwym głosem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Odpowiadaj, do jasnej cholery!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chwilę milczałam.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Normalnie. Kochają mnie, ciebie
nie, wszyscy uważają cię za psychopatkę z historią życiową, która nie powali na
kolana Kapitolińczyków. Spójrz na mnie i porównaj się do mnie. Twoja uroda i
zdolności zabijania to twoja jedyna przewaga, nieprzydatna zresztą. Dziecko,
ogarnij się, tu chodzi o show.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Oczy Evanne napełniły się łzami. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Spierdalaj, dziwko, z tym swoim
głosem, intelektem, szybkością i celem. Idź w cholerę.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przesunęłam nożem po jej policzku
zostawiając na nim płynącą leniwie strużkę krwi.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Czy moje słowa czegoś cię nie
nauczyły? Nie? Dalej wyrażasz się jak pierwsza lepsza ulicznica. Dobra, ustalmy
jedną rzecz. Im bardziej będziesz przeklinać, tym bardziej będziesz cierpieć.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Twarz Evanne zsiniała. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Zabij mnie, TERAZ!-wrzasnęła.
Krew rozmazała jej się po twarzy, oddychała z coraz większym trudem. W końcu
przygważdżałam ją do ziemi.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Niby dlaczego?-zaczęła odzywać
się we mnie chęć zemsty. Nie wiem za co, po prostu od kiedy zobaczyłam tą
dziewczynę od razu zapałałam do niej nienawiścią. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jęknęła.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Ja pierdolę. Nie staraj się tak,
bo i tak będę miała na pewno lepszą śmierć od tego małego skurwiela- twojego
brata, i tej zdziry Diany.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zamarłam.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Po pierwsze-skąd wiesz jak
zginęła Diana? Po drugie-odszczekaj to. Będziesz cierpieć dopóki nie zginiesz.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Evanne zaśmiała się chrapliwym
śmiechem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Mam znajomości. Chelsea was widziała.
Od razu przyleciała powiedzieć, że zostałaś sama. A później zdradziła.
Pozostałam sama. Nie wiedziałam, czy sama dam radę cię zabić.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Miałaś jeszcze Michaela, którego
zabiłaś gołymi rękoma. A teraz odszczekaj to, co powiedziałaś.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Nie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wściekłam się. Jak ona śmie mówić
tak o ludziach, których kocham? </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Muszę sprawić by poczuła mój
gniew, zanim umrze.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wrzeszczy. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mój nóż kreśli krwawe kształty na
jej twarzy, tnę jej złociste loki, teraz przesiąknięte wilgocią i tłuszczem.
Teraz nie jest już taka piękna.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Odszczekaj to!
Przeproś!-wrzeszczę.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kręci głową. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pastwię się nad nią, rozcinam jej
skórę, dźgam nożem wrażliwe miejsca, aż po chwili twarzy Evanne nie da się
poznać. Wrzeszczy i krzyczy, ale ja nie odpuszczam. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Przeproś.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Odmawia. Rozrywam nożem jej
kurtkę. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czuję się jak artysta malujący na
płótnie, gdy wycinam misterne wzorki na jej ramionach. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Każdy normalny człowiek by się
poddał, ale nie Evanne. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pewnie chce zostać bohaterką w
ostatnich chwilach życia. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zastanawiam się, co zrobił ze mną
Kapitol.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przed Dożynkami w ogóle nie
pomyślałabym, że mogę kogoś zabić, a co dopiero zabić w tak bolesny sposób. Nie
jestem normalna. Jestem psychiczna. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Patrzę na swoje ręce zbroczone
krwią i przez moment mam ochotę wstać, podać rękę Evanne i popełnić
samobójstwo. Ale nie, muszę pomścić brata i Dianę. Ona jest tylko wredną suką,
nie szkoda mi jej. Przynajmniej tak sobie wmawiam, ale mam wrażenie, że moje
sumienie daje o sobie bardzo znać. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Cholera, nie mogę doprowadzić do
tego, żeby było mi żal Evanne.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Przeproś-dyszę ostatni raz.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Przepraszam-nie wierzę w to, co
mówi ostatkiem sił. Muszę przez parę sekund trawić tą informację, zanim do mnie
dotrze.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W jej oczach widzę niemy strach i
błaganie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
„Zabij mnie”.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Robię to. Unoszę nóż i zatapiam go
w jej serce.</div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wygrałam. A dobrzy ludzie nigdy nie
wygrywają Głodowych Igrzysk.</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-8730886012384367212013-05-20T22:00:00.001+02:002013-05-20T22:00:48.462+02:0024.<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To niemożliwe. Ja przecież muszę
żyć. Oddycham, serce mi bije, czuję ból, gdy wbijam sobie paznokcie w nogę do
żywego mięsa. Moja krew, moje ciało jest ciepłe. Dotykam językiem skrwawionych
palców i czuję nieprzyjemny smak. Żyję. Widzę, słyszę. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To ich błąd. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To w Kapitolu ktoś się pomylił.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Spodziewałam się, że zaraz
zabrzmią trąbki i głos Claudiusa Templesmitha wyjaśni błąd. Czekałam nieruchomo
przez kilka sekund z zapartym tchem, ale nic się nie stało.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To oznacza, że mam przewagę. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
O ile arena wcześniej była dla
mnie czymś surrealistycznym, nieprawdopodobnym, to teraz wydaje mi się jeszcze
bardziej nierealna. Przez chwilę byłam pewna, że nie żyję.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wyobrażam sobie jaka kara spotyka
w tym momencie tego, kto zawinił. Kochany prezydent Snow musi szaleć. Pewnie
będą to ostatnie Igrzyska, których Głównym Organizatorem jest Raphaello Monti. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ciekawe, czy zostanie awoksem,
czy zostanie publicznie zastrzelony, powieszony, ubiczowany? A może Snow będzie
chciał zachować jego śmierć w tajemnicy, by uniknąć nieprzyjemnych pytań?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
A człowiek, który wcisnął zły
przycisk? Jak okrutna kara spotka jego?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Otrząsam się z rozmyślań, bo
słyszę szaleńczy śmiech Evanne. Brzmi, jakby dopiero wypuścili ją z
psychiatrii.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Wygrałam!!!!-wrzeszczy.-Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaak!!!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Takich przerażających wrzasków w
życiu nie słyszałam. Brzmiała gorzej niż Chelsea rozszarpywana przez zmiechy,
niż Diana rozpuszczana przez żrący kwas… Myślałam, że gorzej być nie może, a
jednak.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Obłąkana.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jedyne słowo, które mi się
nasuwa.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ona nic nie wie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chyba właśnie się o tym
dowiedziała. Słyszę najpierw długą ciszę, później szpetne przekleństwo i krzyk:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Zabierzcie mnie stąd!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Słychać w nim niemal rozpacz. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W ciemności jej krzyki brzmią
jeszcze straszniej.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Proszę, proszę, nasza
zatwardziała zwyciężczyni chce płakusiać? Może do mamusi?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Gdy ginął chłopak z jej dystryktu
nie uroniła łzy, wredne babsko, a teraz jej głos łamie się, jakby zaraz miała
się poryczeć. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Och, proszę, zapomnieli, że jest
jeszcze jedna dziewczynka na arenie, musi po nią przecież przylecieć
poduszkowiec. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tchórzliwa suka. Nienawidzę jej.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Idę za jej głosem. Poruszam się
po drzewach. Bezszelestnie, powoli, dziewczyna nic nie robi, tylko dalej
wrzeszczy:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Czemu mnie stąd nie zabierzecie,
do cholery, o co wam chodzi, wy kapitolińskie zasrańce?!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
O, przyznaję, ten jeden tekst,
tak brawurowy, wulgarny, obelżywy, skierowany do Kapitolu sprawił, że nabrałam
trochę szacunku do Evanne przed jej śmiercią.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pewnie przysporzyła ludziom w
Kapitolu sporo kłopotów. Pewnie teraz produkują się, by wyciąć jej wypowiedź i
nie podupaść na honorze. A mają przecież takie łatwe wyjście-powiedzieć, że
żyję. Nie rozumiem, dlaczego tego nie robią.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Może chcą, żebym to ja wygrała?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czemu to robią?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czy to przypadek, że arena w tym
roku wyglądała jak las?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To akurat w sumie musiał być
przypadek. Areny są tworzone na długo przed Igrzyskami. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ale teraz? Chyba komuś wyraźnie
zależy na tym, żebym wygrała, nieważne, jakie poniesie konsekwencje.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chyba wpadłam na pomysł.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Bunt. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mój mały braciszek oddał za mnie
życie a Kapitol nie ułatwiłby mi zdobycia zwycięstwa? Och, to by było takie
okrutne i straszne, ludziom na pewno by się nie podobało. Roy chyba nieźle
napsuł krwi Kapitolińczykom. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tylko nie rozumiem dlaczego tym
kolorowym, modnym i dziwnym istotom podoba się wysyłanie dzieciaków na pewną
śmierć?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Znów mam odpowiedź. Show. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Historia chłopaka czekającego
wiernie w dystrykcie, brata kochającego siostrę tak, że oddaje za nią życie i
sojusz z dziewczyną z innego dystryktu na arenie nie dla zysku, ale dla
przyjaźni. Tak, show to dobre słowo.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kapitolińczycy muszą mnie kochać.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wzdycham. Po cholerę mi to?
Mogłam sobie spokojnie umrzeć.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Krzyki są coraz bliżej. Słyszę ją
pod sobą. Spoglądam w dół. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tak, jej jasne włosy wyraźnie
odcinają się od ciemności. Lśnią w blasku księżyca niczym srebro.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Rozgląda się niepewnie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I nagle brzmią trąbki. Kapitol
chyba się wkurzył.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie mam za dużo czasu.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Podejmuję spontaniczną decyzję.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zanim Claudius Templesmith zdołał
wypowiedzieć pierwsze słowo: „Uwaga”, zeskoczyłam z gałęzi prosto na Evanne i przygwoździłam
ją do ziemi.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ogłoszenie urywa się. Słychać
jeszcze bardzo ciche echo, niemal szept, które zawisło niczym klątwa nad areną: „uwaga”.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
-Uwaga-powtarzam.-Śmierć
nadeszła.</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8021533041456817243.post-8007667840439335272013-05-14T19:42:00.000+02:002013-05-14T19:42:35.610+02:0023.<div>
Mrok. Ciemność. Samotność.</div>
<div>
Ja.</div>
<div>
Evanne.</div>
<div>
Nieznane. </div>
<div>
To wszystko jest jak jakiś przerażający sen. Chcę się obudzić.</div>
<div>
Chcę otworzyć oczy, zobaczyć przy sobie zatroskaną mamę, głaszczącą mnie i mówiącą: Długo spałaś.</div>
<div>
Wstałabym, pobawiłabym się z Royem, tata przywitałby mnie całując mnie w czoło, później pobiegłabym do pracy, spotkałabym się z Sue, może pospacerowałabym chwilę z Samem, wymienilibyśmy kilka kradzionych pocałunków, wszystko byłoby pięknie…</div>
<div>
Tylko, że niestety tak nie jest.</div>
<div>
Mimo, że zaciskam powieki tak mocno, że łzawią, to za każdym razem, gdy je otwieram, widzę przed sobą arenę.</div>
<div>
Świadomość bezsilności przytłacza mnie.</div>
<div>
Chcę wrócić do domu. </div>
<div>
Ale nawet, jeśli wrócę, to co to będzie za życie. Nie będę miała Roya, będę żyła ze świadomością, że mordowałam niewinne dzieci, może sama urodzę dziecko, jeśli przez przeżycia na arenie go nie straciłam… Byłabym mentorką, szkoliłabym biedne dzieci na rzeź, co roku oglądałabym Igrzyska z beznadziejnym poczuciem, że tam walczą na śmierć i życie dzieci, które zdążyłam pokochać… </div>
<div>
Ale Roy nie dał mi wyboru. Muszę zabić Evanne. Muszę wrócić do domu.</div>
<div>
To jedyne wyjście z sytuacji.</div>
<div>
Zgłodniałam.</div>
<div>
Zeskoczyłam więc z drzewa i uzbrojona w noże rozpoczęłam polowanie.</div>
<div>
Upolowałam drzewiaka, obdarłam go ze skóry i rozpaliłam wielkie ognisko. Było mi wszystko jedno, czy Evanne przyjdzie, czy nie przyjdzie… Ech. </div>
<div>
Po chwili w powietrzu unosiła się apetyczna woń pieczonego mięsa.</div>
<div>
Gdy poczułam się już całkowicie nasycona, narzuciłam na ramię plecak i zaczęłam spacerować. Zebrałam jakieś jagody z pobliskiego krzaka. Widziałam jak jadła je kiedyś Diana… chyba to były te.</div>
<div>
Wokół mnie szeleściły liście, wiał przyjemny wiatr, czuło się piękny zapach drzew. </div>
<div>
To tworzyło fałszywe poczucie bezpieczeństwa. </div>
<div>
Na arenie nigdy nie można się czuć bezpiecznie.</div>
<div>
Nagle zachwiałam się i upadłam.</div>
<div>
Przed oczami znów ujrzałam Dianę, Roya, patrzyli na mnie z wyrzutem.</div>
<div>
-Przepraszam… Nie chciałam was zabić-wyszeptałam przez łzy.</div>
<div>
To moja wina, oboje zginęli przeze mnie. </div>
<div>
Próbowałam się podnieść z ziemi, ale cała się trzęsłam. W końcu zacisnęłam powieki, wsparłam się na drżących rękach i wstałam.</div>
<div>
Spacerowałam dalej, chwytając się pni i gałęzi drzew. Stawiałam każdy krok tak ostrożnie, jakbym na nowo zaczynała chodzić.</div>
<div>
Krew. </div>
<div>
Widziałam krew, kontrastującą z jasnością moich włosów. Lśniła na nich upiorną czerwienią. </div>
<div>
Skąd się tam wzięła?</div>
<div>
Jak to możliwe?… Przecież… nie walczyłam z żadnym trybutem od momentu, w którym zabiłam Leslie. Chociaż to w sumie nie była walka. Stała, gapiła się na mnie i czekała na śmierć. Łatwy mord.</div>
<div>
Czułam się jakoś dziwnie.</div>
<div>
Wszystko dookoła wirowało.</div>
<div>
Nie wiem co się stało, ale miałam wrażenie, że otaczają mnie wszyscy zmarli, których zamordowałam. Upadłam na kolana i zaczęłam szeptać pacierz. Czyniłam znaki krzyża. </div>
<div>
-Odejdźcie ode mnie-jęknęłam cicho. </div>
<div>
Zjawy usłuchały. Zostałam sama. </div>
<div>
Nagle w przebłysku zrozumienia zorientowałam się o co chodzi. Jagody. </div>
<div>
Trujące. Wywołujące halucynacje. </div>
<div>
Ostatkiem sił dobiegłam do strumienia i wypłukałam jamę ustną. Wsadziłam palec do ust i zmusiłam się do torsji. Wymiociny miały barwę krwi i wyglądały przerażająco, ale przynajmniej poczułam się lepiej, bo wydaliłam trochę trucizny z organizmu. </div>
<div>
-Teraz musisz dużo pić, żeby wydalić resztę-nakazałam sama sobie. Nie czułam się całkiem dobrze. Bolała mnie głowa, ale przynajmniej umiałam iść bez potykania się co dwa kroki.</div>
<div>
Doszłam jakoś do drzewa. Usadowiłam się na konarze i usłyszałam hymn.</div>
<div>
Wokół mnie panowały ciemności. </div>
<div>
Już miałam zamknąć oczy. </div>
<div>
Byłam pewna, że dziś na niebie nie pojawią się żadne twarze.</div>
<div>
Myliłam się.</div>
<div>
Najpierw poznałam charakterystyczne, ciemne brwi, potem pełne usta, jasne włosy.</div>
<div>
Poczułam się, jakby ktoś walnął mnie mocno w głowę. Zakrztusiłam się i złapałam mocno gałęzi, żeby nie spaść z drzewa.</div>
<div>
Na niebie wyświetlone jest moje zdjęcie.</div>
mockingjayonfirehttp://www.blogger.com/profile/16409254442022782507noreply@blogger.com5