wtorek, 3 września 2013

40.

- Nie płacz, córeczko. To był tylko sen. 
Mam pięć lat. Siedzę zapłakana wtulając się w mamę. Za niedługo urodzi mi braciszka. 
- Mamusiu, nazwijmy go Roy, od Joy… - mówię znienacka. Mama uśmiecha się, całuje mnie w główkę. Zgadza się. Nawet nie pamiętam, że to ja wymyślałam imię brata. Nie pamiętałam, dlaczego mi się to imię tak podobało.
Wspomnienie zmienia się. Tata uczy mnie strzelać z procy…
Mama płacze i tuli mnie do siebie. Stoimy na pogrzebie taty w czarnych ubraniach. Nie bardzo rozumiem, dlaczego to robimy…
Trzyletni Roy goni kolorowego motyla.
Siedzę z Sue i obgadujemy dziewczynę, która zrobiła przykrość mojej przyjaciółce. 
Potem razem z Sue przekradamy się do stadniny koni i przez chwilę je głaszczemy. Szybko uciekamy…
Stoję i krzyczę nad urwiskiem. Sam całuje mnie po raz pierwszy.
Dożynki. Igrzyska. Oświadczyny. Ślub. Boże Narodzenie. Wydarzenia pojawiają się w mojej głowie i szybko się rozmywają. Przypominam sobie życie. Czyżby już nadszedł dla mnie czas? Nie mogę teraz odejść… Nie mogę zostawić dzieci. 
Mam wrażenie, że po moim policzku spływa łza. Czuję potworny ból fizyczny. Mimo, że nie potrafię otworzyć oczu, wokół panuje nieprawdopodobna jasność. 
Nagle do mojego łóżka podchodzi mama. 
- To był tylko sen, skarbie. Tylko jakiś koszmar. Nie płacz już.
- Mamusia… kocham cię, mamo… Dziękuję. - szepczę ochrypłym głosem. 
Mama nic nie mówi. Kładzie mi na kolanach podarek i rozmywa się we mgle. 
Z wielkim trudem podnoszę się do siadu i drżącymi dłońmi sięgam po prezent. Jest opakowany w byle jaki, szary papier poklejony taśmą klejącą.
Udaje mi się rozerwać opakowanie. 
Ze środka wypada czarna, koronkowa suknia. 
Suknia do trumny. 
Mama miała ją na sobie… gdy ją chowali.
Zaczynam krzyczeć i młócić rękami w powietrze, jakbym się topiła. Zachłystuję się, i zauważam, że wróciłam ze świata fikcji do rzeczywistości. Nie widzę nic, wciąż mam zamknięte oczy, ale kontaktuję, orientuję się, że muszę leżeć w szpitalu. Słyszę piszczenie i dziwne brzęczenie jakichś urządzeń, przyciszone głosy…
- O… Spójrz, zakrztusiła się. Jesteś pewien, że ona nic nie słyszy?
Ktoś mruczy potakująco.
- Jest w śpiączce, nie kontaktuje.
Zamieram. Całą siłą woli powstrzymuję się od otwarcia oczu. Poznaję obu rozmówców. 
Snow. I Rapahello Monti, Główny Organizator Igrzysk.
- To dobrze. 
Przez chwilę obaj milczą.
- To już pewne, tak? Jutro będą tu jej mąż i przyjaciółka z mężem? Sam Evoy, Sue i Dave Martin?
- Owszem.
Znów chwila ciszy.
- Zapłaci karę.
- Czemu ich wszystkich jeszcze nie zabiłeś?
- Ludzie zaczęliby gadać. A to nam nie na rękę. Jeszcze powstania nam brakowało na karku, jakby sytuacja nie była wystarczająco kłopotliwa. Narobiła nam kłopotów. 
- To co w takim razie zrobisz?
Powstrzymuję łzy.  Przez głowę znów przebiega mi całe życie. Czekam z zapartym tchem na wyrok.
- Nic.
Głucha cisza.
Nie wierzę. Coś tu śmierdzi. Musi być jakiś haczyk. Zbyt proste, zbyt niemożliwe. Nie pasuje mi do Snowa.
- Corolianusie… Jak to nic?- Monti jest wstrząśnięty równie mocno jak ja.
Snow śmieje się cicho.
- Nic. Po prostu. Będę czekał. Myślę, że wszystko wyjaśni się w swoim czasie.
Drżę na dźwięk słów, które niedawno mnie tak przeraziły.
Słyszę kroki. Snow do czegoś podchodzi.
- Spójrz. To jej diagnoza. 
Zapada chwila ciszy. Teraz jestem już pewna, że otrzymam wyrok.
Raphaello jeszcze przez chwilę czyta.
Głos mu drży, gdy zadaje Snowowi pytanie:
- Więc dlatego czekałeś…?
- Tak. Dlatego. - po jego głosie słyszę, że jest uśmiechnięty. Do moich uszu dobiega dźwięk odsuwanego krzesła. Raphaello Monti opada na nie i wzdycha. Chyba wciąż nie może się pozbierać, po tym, co przeczytał.
- A dzieciaki? - pyta niepewnie. Już chyba wiem, jaki jest finał tego wszystkiego.
- Przeżyją. Może. - bierze wdech, i uroczystym głosem, jakby co najmniej ogłaszał Ćwierćwiecze Poskromienia, wreszcie wypowiada te słowa:
 - Na szczęście Amy Evoy nie ma szans na przeżycie tego porodu.

6 komentarzy:

  1. Uduszę cię, w takiej chwili przerwać?!

    A tak ogólnie to rozdział świetny, przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi tam na początku XD
    Pozdrawiam i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany... No nieźle... Ale jak to? Amy musi żyć, chyba, nie? O^O
    Rany, czekam na next *3*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Przeczytałam od początku i jestem po wrażeniem! Super piszesz,naprawde. Czekam na następny :)

    "Mam na imię Amy, choć inni mówią na mnie też Liszka. Mieszkam w Piątym Dyskrykcie. Nie mam przyjaciół, chłopaka. Szukam miłości, ale jej nie znajduję. Nie mam prawie nikogo.
    Jest ciężko. Co roku moje życie jest zagrożone.
    Pewnego dnia dzieję się to, czego tak się boję.
    Trafiam na arenę.
    Zapraszam : http://liszka-hunger-games.blogspot.com/"

    Moja opowieść również jest o Amy, ale nie myśl proszę, że to imię skopiowałam od Ciebie:3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny *_* po prostu świetny! Wspomnienia i ta rozmowa... genialne! :D
    Wybacz jeśli nie zawsze na czas przeczytam Twoje rozdziały, ale ginę od nawału nauki :<
    Pozdrawiam i życzę weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś nominowana do Liebster Award, szczegóły tutaj: http://67hunger-games.blogspot.com/2013/09/liebster-award.html ;)

    OdpowiedzUsuń