-Wstawaj, słońce już
wyszło!-Diana budzi mnie melodyjnym głosem. Uśmiecham się i podnoszę obolałe
ciało z ziemi.-Zostało ci jakieś jedzenie, czy mam zapolować? Ja mam tylko
kawałek spleśniałego sera. Nie radzę go jeść, bo możesz się pochorować.
Przytaknęłam.
-Mi została jedna konserwa z mięsem
i trzy jabłka. Trzeba by było rzeczywiście zapolować, ale na mnie nie licz. Nie
zabiję w życiu zwierzęcia. Mogę pozbierać jakieś rośliny jadalne, bo znam się
na tym.
Diana kiwa głową.
-To dobrze. Ja jestem z tego
kompletną nogą. Potrafię tylko polować. To może najpierw zjedzmy po jabłku, a
potem pójdziemy? Konserwą możemy podzielić się na kolację.
-Okej.
Pomyślałam sobie, że Diana, jeśli
telewizja transmitowała właśnie naszą rozmowę, właśnie przyznała się do
nielegalnego polowania. Chociaż ona jest z Dwunastki. Głoduje. W sumie nie
dziwię się jej.
W milczeniu chrupiemy soczyste
jabłka, potem idę do źródełka napełnić lodowatą wodą mój termos i butelkę
Diany.
-To co?-spytałam-Idziemy?-Diana
kiwnęła głową i wyszłyśmy z jaskini.
Rozdzieliłyśmy się przy jednym z
charakterystycznych drzew. Spoglądam uważnie pod nogi i staram się rozróżniać
jadalne rośliny. Jest bardzo mało prawdziwych, wszystkie genetycznie
zmodyfikowane. Boję się ich dotykać.
W końcu jednak natrafiłam na małą
polankę, na której rosły grzyby i chowam do plecaka może z tuzin dorodnych
borowików. Znajduję też kilka krzewów poziomkowych i jagody. Po chwili czuję,
że więcej mi się nie zmieści do plecaka, więc wracam do jaskini. Unosi się tam
aromatyczna woń pieczonego mięsa.
-Mmm… Cóż za zapach-wzdycham, a
Diana śmieje się. Wyciągam wszystkie zapasy na kamień a dziewczyna kiwa głową z
uznaniem.
Po chwili raczymy się jakimś
ptakiem ociekającym tłuszczem. Pychota… Po posiłku czuję jednak suchość w
gardle, więc piję kilkanaście dużych łyków wody, a Diana idzie w moje ślady.
-Lepko mi jakoś-wzdycham i idę do
źródełka umyć się. Diana przytakuje i mówi, żebym nie siedziała tam za długo.
Zrzucam ubrania i w bieliźnie
wchodzę do zimnej wody. Czuję, jak przyjemny chłód rozchodzi się po moim ciele.
Czuję się rozkosznie. Zaczynam
nucić pod nosem jakąś wesołą piosenkę i wkrótce ogarnia mnie beztroska.
Zaczynam chlapać wodą, kręcę piruety, chichoczę i zachowuję się jak mała
dziewczynka. I wtedy przypomina mi się, że kiedyś chodziłam nad staw w lesie razem
z Royem i zaczynam płakać. W tym momencie kompletnie nie rozumiem swojej
psychiki i nastroju. Zanurzam się w wodzie całkowicie dławiąc szloch i wynurzam
się dopiero, gdy brakuje mi powietrza.
Huk armaty przywołuje mnie do
porządku. Narzucam ubranie na mokre ciało i wracam do jaskini.
-Diana?-pytam niepewnie.
-Spokojnie, żyję-odpowiada.-Już
się martwiłam, że to ty.
Kręcę głową i przytulam ją do
siebie. Między nas wsuwa się mięciutki drzewiak. Wokół jest już ciemno. Nie
wiem, co mną kierowało, ale zaintonowałam starą pieśń, której nauczyła mnie
mama, kiedy żyła:
Zamknij już oczka,
Pożegnaj łzy.
Dzieci już śpią,
Więc zaśnij i ty.
Mama nad tobą pochyli się,
Wyszepta cicho, że kocha Cię.
Problemy, łzy
Znikną już.
Słodki świat snów
Jest tuż, tuż!
Mama nad tobą pochyli się,
Wyszepta cicho, że kocha Cię.
Diana zasnęła mocno we mnie
wtulona. Głaskałam ją chwilę po wychudzonej twarzyczce, a potem przerwałam, bo
rozbrzmiały dźwięki hymnu Panem.
Na niebie pojawiło się dziś tylko
zdjęcie Brada z Dziesiątki. Skreślając na ręce literkę „B” przy Dziesiątce
uświadomiłam sobie, że jedynymi parami, które pozostały przy życiu są pary z
Dwójki i Czwórki, czyli zawodowcy. Dochodzi do nich jeszcze Marion.
Chwilę później zmorzył mnie sen.
Chwała Bogu, nic mi się nie śniło.
Ale nie była to spokojna noc, ani spokojny ranek.
Najpierw poczułam, że drzewiak
wysuwa się spomiędzy nas i znika głębiej w jaskini, potem podłożem zawibrowało
niepokojące drżenie.
-Diana, wstawaj-mruknęłam.
Dziewczyna natychmiast otworzyła oczy i poderwała się z miejsca. Bez słów
zrozumiałyśmy się-przebywanie w jaskini podczas trzęsienia ziemi nie jest
najmądrzejszym pomysłem. Zgarnęłyśmy więc cały nasz dobytek i skierowałyśmy niepewne
kroki ku wyjściu.
Nagle cofamy się przerażone.
Z góry sypie się lawina kamieni,
ziemi, roślin, wszystkiego.
Przez wyjście nie przebija się
ani jedna smuga światła.
Znalazłyśmy się w pułapce.