Sześćdziesiąt sekund.
Tyle trybuci mają czasu, zanim
rozpocznie się rzeź. Nim rozpoczną się Pięćdziesiąte Dziewiąte Głodowe
Igrzyska.
Wydaje się, że te sekundy płyną
wolno, leniwie, lecz dla każdego trybuta są one nieubłaganie szybkie, zbliżają
błyskawicznie do śmierci.
Ale dlaczego?
To pytanie zadaje sobie wiele
osób. Tego nie wie nikt. Nikt nie wie, dlaczego Kapitol krzywdzi innych,
dlaczego co roku tłumy muszą patrzeć na rzeź niewiniątek?
W tych sześćdziesięciu sekundach
w całym kraju zostaje uronionych wiele łez, wyszeptanych wiele słów. W tych
sześćdziesięciu sekundach mieści się cierpienie, rozpacz i tęsknota.
Dla Diany Evoy ten czas to moment
na wspomnienia. Przeżywa życie na nowo. Wspomnienia odtwarzają się w jej głowie
jak film. Każdej zmianie wspomnienia towarzyszy tępy ból i huk armaty, jakby
właśnie umierał trybut.
Widzi przed sobą brata. Prowadzą
ich do jakiegoś pokoju w Domu Sierot. Informują ich, że ich mama zmarła przy
porodzie, a ojciec zaginął, gdy mieli trzy lata.
Bum. Sceneria się zmienia.
Diana leży na podłodze, nie
potrafi wstać, głód przezwycięża wszystko inne... dziewczyna ma ochotę
umrzeć...
Bum.
Ktoś kopie ją, spluwa na nią...
Bum.
Słowa "jesteś córką
zwyciężczyni" obijają się echem po jej głowie.
Bum.
Krew rozbryzguje się na ścianie,
pierwszy raz ktoś broni dziewczynę przed napaściami rówieśników...
Bum.
Roy, brat Diany trafia na
Igrzyska w wieku piętnastu lat... wygrywa...
Bum.
Diana klęczy przy łóżku w Wiosce
Zwycięzców i próbuje uspokoić brata miotającego się przez sen...
Bum.
Pierścionek zaręczynowy otrzymany
od Alexa Irvinga pięknie błyszczy na słońcu.
Bum.
Dwie karteczki. Dwa nazwiska.
Koniec marzeń o szczęściu w przyszłości i byciu razem. Diana i Alex trafiają na
arenę.
Bum.
Suknia z liści szeleści
przyjemnie w dłoniach dziewczyny...
Bum.
Palce Alexa błądzą po jej
delikatnej skórze, usta spotykają usta...
Bum.
Awoks, jego zielone oczy. Blond
włosy. Mógłby być jej rodziną. A właściwie... dlaczego w ostatnich chwilach
przed śmiercią Diana wspomina akurat tego awoksa?
Z zamyślenia wyrywa ją dźwięk
gongu.
Machinalnie rusza. Nie zdąża
nawet dobiec do Rogu, gdy w jej szyję wbija się nóż i pada bez życia. Gdy widzi
to Alex, od razu podbiega do mordercy i zabija go jednym ciosem.
Błyskawicznie dopada martwego
ciała Diany. Przytula ją do siebie, choć dziewczyna już nic nie może czuć, i
krzyczy, płacze. Nic nie widzi przez łzy. Czuje tylko ból i rozpacz. Pragnie
umrzeć.
Jego życzenie jest spełnione
przez szesnastolatkę, która posyła strzałę prosto w jego szyję.
Dwa martwe ciała nic nie znaczą
dla trybutów wokół. Przestały istnieć z momentem, w którym uleciało z nich
życie...
***
...Szklanka rozpryskuje się w
drobny mak, gdy z hukiem uderza o podłogę. Roy nie powstrzymuje emocji. Płacze
za siostrą.
Blight, który również przeżył
Igrzyska, zostawia go z samym sobą. Wie, co to znaczy cierpieć po stracie
bliskiego.
W pomieszczeniu panuje nieznośna
cisza. Przerywa ją krzyk Roy'a, który słychać w całym budynku.
Jedno słowo.
NIE.
Ona NIE MOGŁA umrzeć.
Przecież ona żyje, prawda?
Musi żyć.
Rzeź przy Rogu skończyła się.
Słychać armatnie wystrzały, które sprawiają, że Roy wpada w rozpacz.
Żyje, musi żyć!!!
A jeśli... jeśli jednak nie? Czy
życie jeszcze jest coś warte bez siostry?
Nie zastanawia się ani chwili.
Sięga po nóż, leżący na stole. Przełyka ślinę i przystawia zimną stal do klatki
piersiowej.
Jeden, stanowczy ruch.
Wolność. Ucieczka.
Odlicza w głowie... 3, 2, 1...
W momencie, gdy nóż ma przebić
skórę, ktoś odciąga ostrze od chłopaka.
Roy spogląda w oczy awoksa, który
jawił się we wspomnieniach jego siostry w ostatnich chwilach jej życia.
- Dlaczego to zrobiłeś? -pyta.-
Czemu chcesz ocalić nic niewartego mnie?
Awoks bierze kartkę i długopis.
Pisze kilka słów, które zmieniają wszystko:
Bo jesteś moim synem.
Roy nagle przypomina sobie jakieś
niewyraźne obrazy, które kiedyś go męczyły. Ojciec zniknął, gdy razem z Dianą
mieli po trzy lata, więc go nie pamiętali.
Jest zszokowany, ale uświadamia
sobie prawdę.
- Oni... oni nam cię zabrali...
Tato.
Z oczu mężczyzny płyną łzy. Skrzą
się delikatnie w jego oczach, tak podobnych do oczu Roy'a. Przytula do siebie
syna i płaczą. Płaczą nad losem. Nad złym losem, który spotkał ich, który
spotkał Dianę, który spotkał wszystkich obywateli Panem.
Strażnicy Pokoju wpadają do
pomieszczenia. Sam Evoy wskazuje na syna i na swoje serce. Kocham
cię - to chce przekazać. Roy to rozumie i odpowiada tym samym. Po chwili
Sam pada martwy, zabity strzałem z karabinu jednego ze Strażników. Jego krew
tworzy kałużę na podłodze, na ustach jednak błąka się uśmiech. W ostatnich
chwilach życia doświadczył szczęścia i miłości syna, czegoś, czego nie było
dane mu czuć od piętnastu lat...
Roy rzuca się na kolana i płacze
nad kolejną osobą, która odeszła. Został na świecie sam.
Opuściła go nawet nadzieja na
lepszą przyszłość.
Opuściła go wiara.
Nie pozostało już nic, dla czego byłby w stanie żyć.
___________________________
Wiem, zmaściłam tym epilogiem. ._. Nie bijcie, proszę... Miałam od początku zaplanowane zakończenie, ale nie miałam pojęcia jak ubrać je w słowa. Wyszło z tego coś takiego, z czego nie jestem zadowolona, ale pisałam to po raz 1234567890098765432112345676543234, więc stwierdziłam, że to i tak najlepsza wersja ._.
Nie porzucam tego bloga, będę co jakiś czas (emm... co jakieś 2 miesiące XD?) wrzucać miniaturki. Mam nadzieję, że od czasu do czasu ktoś tu będzie zaglądać i nie zostanę zapomniana :P Tymczasem zapraszam na http://artist-hill-montmartre.blogspot.com/, który jest obecnie moim głównym blogiem. Mam pomysły na trzy inne, ale mniejsza o to XD Musiałabym trochę przysiąść i pozakuwać historii. Jak coś nowego się pojawi to dam Wam znać.
Dobrze... a teraz wypadałoby podziękować paru osobom. Dziękuję Avadzie, która zostawiła tu pierwszy komentarz, Julcexxd, która zrobiła to jako druga. Dziękuję Lily Nimrodiell, dzięki której blog zaczął żyć. I SERDECZNIE DZIĘKUJE WSZYSTKIM CZYTAJĄCYM I KOMENTUJĄCYM! Ku mojej radości, wymienianie wszystkich zajęłoby dużo czasu, więc tylko chcę Wam powiedzieć, że wywoływaliście uśmiech na mojej twarzy, dodawaliście mi sił i motywacji.
Jesteście cudowni!
Dziękuję wszystkim jeszcze raz.
Szczęśliwych Głodowych Igrzysk i niech los zawsze Wam sprzyja.
Pozdrawiam, Mockingjay on Fire.
Głodowe Igrzyska uważam za zakończone.
A więc koniec... Ech...
OdpowiedzUsuńŚwietny epilog tak jak i każdy rozdział (^_^)
Dziękuję ^_^
UsuńO MÓJ BOŻE!
OdpowiedzUsuńTo było... to... och, jak mogłaś...? To było piękne, ale prawie się nie popłakałam, bo to było tragiczne. Nie wiem jak byś mogła to lepiej napisać, naprawdę. Nie wiem, czy KTOKOLWIEK napisałby to lepiej od Ciebie. Serio, Collins powinna Ci zazdrościć talentu.
Czytałam to i czytałam, i wciąż nie mogłam uwierzyć, że to już naprawdę koniec. Śmierć Amy - ale będą przecież bliźniaki i Sam, śmierć Sama - bliźniaki, Diana - ale jest jeszcze Roy, prawda...? I nagle Sam. I znów nadzieja. I znów ją zburzyłaś. I koniec. Naprawdę koniec.
Piękne, naprawdę piękne
Dziękuję za podziękowania ^ ^ czuję się zaszczycona c:
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę bardzo dużo weny na kolejne blogi i historie, które będziesz chciała nam opowiedzieć :D
Co do Collins zazdroszczącej mi talentu to miałabym wątpliwości. A co do burzenia nadziei to jestem mistrzynią, polecam się na przyszłość i pozdrawiam ;3
UsuńI oczywiście dziękuję za komentarz ;D
JAK MOGŁAŚ ZABIĆ DIANĘ???
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzieć, jesteś okropna! (ale piszesz świetnie)
Nawet nie umiem wyrazić słowami, co czuję.
To już koniec... (nie ma już nic xd)
Koniec. Nie ma Amy, zabiłaś też jej dziecko i męża. ; -;
A Roy... on chociaż wygrał. Ale na co mu wygrana, jak nie ma rodziny?
Piękne. Piękne i tragiczne.
Nie mogę uwierzyć, że to już koniec Twojego bloga. :/
Ale jest jeszcze Michelle :)
Pozdrawiam i czekam na Wzgórze artystów :D
N10
Jestem bezlitosną morderczynią ;P takie niestety są fakty :c
UsuńPiszę tutaj trzeci raz komentarz. Jeżeli tym razem się nie doda to zmuszę blogspot do usunięcia playlisty! :P
OdpowiedzUsuńWcześniej napisałam tutaj tak długi komentarz, że po prostu żałuję, że się on nie dodał. Był on w formie recenzji, której na nowo nie chce mi się pisać, ale powiem coś o epilogu.
Twój epilog mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się happy end'u, ale takiego zakończenia też nie. Roy zostaje sam ze wszelkimi koszmarami, bólem, tęsknotą i jakoby pretensjami do całego świata. Traci wszystkich, którzy wiele znaczą dla niego. Jest to najgorszy scenariusz, jaki można napisać. Ale nie potępiam Twojej twórczości. Miało być tak - trzeba to uszanować. I ja to robię. Szacunek.
Teraz nie pozostaje nic innego jak czekać na niespodzianki z Twojej strony.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym blogowaniu. :)
Rozumiem i dziękuję ;)
UsuńD: Czemu tu nie ma mojego komentarza?!
OdpowiedzUsuńCzemu nie ma tutaj mojego przerażenia, wzruszenia i żalu i zdołowania?!
Nie spodziewałam się happy endu.
Ale... ;_;
AHGR! Ja poproszę o alternatywne zakończenie. Radosne i urocze.
Nad zakończeniem pomyślę ;)
UsuńSprawdź 19 lutego (?) ;)