piątek, 9 sierpnia 2013

37.

- Chyba nie ma żadnych komplikacji. - słyszę. Wzdycham z ulgą. Już od jakiegoś czasu czuję delikatne ruchy dziecka, co wprawia mnie w dziwny nastrój, smutek przemieszany ze szczęściem. I czuję z nim coraz większą więź.
 Lekarka wciąż jeździ dziwnym urządzeniem po moim brzuchu i wpatruje się w ekranik położony na jej kolanach. Po chwili przygląda się mi i Samowi trzymającemu mnie za rękę i pyta: - Chcecie poznać płeć dziecka? 
Patrzymy na siebie z wahaniem, ale po chwili oboje przytakujemy. Kobieta uśmiecha się tajemniczo .
- Na kogo stawiacie? - pyta. 
- Chłopiec. - mówię w tym samym momencie, w którym z ust Sama wydobywa się słowo „dziewczynka”.
Śmiejemy się i spoglądając sobie w oczy słyszymy:
- Chłopiec… i dziewczynka. 
Spoglądamy na kobietę zaskoczeni. 
- Pani Evoy, urodzi pani bliźnięta. 
Płaczę ze szczęścia, a Sam całuje mnie uradowany. Bliźnięta! Podwójne szczęście… Piękny prezent na miesiąc przed świętami Bożego Narodzenia.
Dni mijają w błyskawicznym tempie. Skoro już wiemy, że urodzę bliźnięta, decydujemy się z Samem przyszykować im pokój. Niestety, szybko się męczę, muszę robić przerwy w pracy, a Sam pracuje, więc robota idzie topornie. Malujemy pokoik na zielono, na kolor nadziei. Montujemy po kolei wszystkie urządzenia, wybieramy klosz lampy, dobieramy meble. Oczywiście mogliby to za nas zrobić ludzie z Kapitolu, poszłoby dziesięć razy szybciej, ale chcemy, żeby nasze dzieci miały pokój przygotowany kochającą, rodzicielską ręką, nie przez obcych, wyrachowanych, eleganckich ludzi. 
-Chcę się uwinąć przed Tournee Zwycięzców. - mówię, gdy opadam zmęczona na kanapę. Czas szybko mija, od niespodziewanej wiadomości błyskawicznie mijają dwa miesiące, obfitujące w cudowne wydarzenia, między innymi pierwsze moje Boże Narodzenie spędzone wspólnie z Samem, i Tournee zbliża się wielkimi krokami. Ale pokój jest już prawie gotowy. Nawet szafa jest już pełna dziecięcych ubranek, czekająca, aż jakieś małe istotki je na siebie założą. Na dworze sypie śnieg, migając srebrzystymi płatkami. 
Wystarczy tylko postawić jakieś kwiatki na parapecie, jednocześnie ożywiając pomieszczenie.
Tak też robimy. Pokój jest ukończony dokładnie na dwa tygodnie przed Tournee. Spędzam je szczęśliwa, spacerując z mężem po lesie, pisząc piosenki, jedząc pyszne rzeczy, czyli po prostu obijając się. No cóż, usprawiedliwiam się tym, że jestem w ciąży i trochę relaksu mi się należy. Ale tak naprawdę nigdy nie jestem do końca zrelaksowana. Gdzieś w mojej podświadomości wciąż prześladują mnie wspomnienia z areny. W dodatku czuję jakiś dziwny niepokój związany z ciążą. Coś jest nie tak. Boję się. 
Gdy przyjeżdża moja drużyna, najpierw wszyscy ściskamy się entuzjastycznie, a potem stoję ze spuszczoną głową i wysłuchuję narzekań na temat mojego wyglądu. Faktycznie. Wyglądam na chorą i zmęczoną. Jestem blada, mam ciemne cienie pod oczami, bardzo schudłam i mimo wystającego, wielkiego brzucha, widać mi kości. Nie wyglądam na kilkanaście lat, lecz na trzydzieści. Siadam na fotelu przed lustrem gotowa na kilkugodzinną mordęgę.
- Słoneczko, uśmiechnij się! Tak lepiej. Ślicznie! Ale zróbcie coś z tymi worami pod oczami i z tą bladą cerą. Nie może się przecież pokazać przed kamerami blada jak trup. 
Jęczę. Shinny Richards snuje się w podskokach po moim domu i chichocze, wydając polecenia mi i Ekipie Przygotowawczej. Widać, że kobieta jest w swoim żywiole. Teraz taksuje mnie spojrzeniem od stóp do głów. Ekipa przyciemniła moją trupiobladą skórę odrobiną pudru, wory pod oczami zostały zamaskowane, więc Shinny uśmiecha się z aprobatą. Widać, że Ekipa stara się być dla mnie szczególnie miła, wszyscy zapewniają, że wyglądam pięknie. Myślę, że chcą mnie po prostu trochę podbudować. Widzę w ich oczach troskę o mnie, co jest niesamowicie miłe. Natomiast Shinny jakoś nie zwraca na moje uczucia szczególnej uwagi.
- Ale nie martw się kochanieńka, to dopiero tak zwany „Stan Bazowy Zero”. Jeszcze zrobimy z ciebie bóstwo. - Ekipa obdarza ją nieprzychylnym spojrzeniem, które najwyraźniej źle odczytuje, bo mówi:- Znaczy… oni zrobią z ciebie bóstwo. Postanawiam zacisnąć zęby i wytrzymać długi proces upiększania mnie. Trochę pociesza mnie świadomość, że tym razem nie cierpię sama. Na fotelach obok przygotowywani są Sam, Sue i Dave, rodzice Sama oraz mała Faith. Wszyscy są oszołomieni i raczej nie sprawia im to przyjemności, tylko Faith jest niesamowicie podekscytowana i nie potrafi się doczekać występu w telewizji. 
- Będę wyglądać ślicznie! - stwierdza po przejrzeniu się w lustrze. 
- Ależ ty zawsze wyglądasz ślicznie!- protestuję, ale mała Faith nie słucha mnie. Wpatruje się w Xymenne, która prezentuje jej, jak brokat magicznie błyszczy na jej skórze.
Dzisiaj mam wystąpić przed kamerami. Wywiadów udzielą także moi bliscy. Zaraz później wsiadamy do pociągu i wyjeżdżam do Dwunastki. Mam opowiadać głównie o moim hobby, czyli muzyce. Wybijam sobie z głowy pomysł z pieśniami powstańczymi, który mimo wszystko kołacze się niespokojnie gdzieś w moich myślach. Postanawiam zaśpiewać kilka własnych kompozycji i dać sobie spokój. Prezydent Snow powinien być zadowolony. 
W końcu jestem dostatecznie przygotowana na spotkanie z Paulem, który każdemu daje inny strój. Dostaję zwiewną sukienkę, która optycznie zmniejsza mój brzuch. Wyglądam jak zdrowa, szczęśliwa osoba. Najpierw przeprowadzane są wywiady z innymi, a ja odpoczywam. Potem, gdy przychodzi kolej na mnie, wstaję i oddaję się całkowicie muzyce. Wiem, że nagranie wychodzi świetne. Później odpowiadam jeszcze na parę pytań z życia prywatnego, dotyczących głównie małżeństwa i dziecka. Pokazujemy się przed kamerą razem z Samem.
- Piękna z nich para, nieprawdaż? - trajkocze Shinny, a my szepczemy sobie czułe słówka i chichoczemy. Tego nie można nazwać miłością. To jest na pokaz. Miłość jest między nami, gdy wszelkie kamery znikają z pola widzenia, gdy zostajemy sami, lub z bliskimi. Zero udawania. Cieszę się już na czas, gdy tą miłością będziemy mogli podzielić się z dziećmi. 
Niestety. Przychodzi czas pożegnania. Przebieram się w ciepłe, wygodne rzeczy i narzucam na siebie gruby, zimowy, elegancki płaszcz. Czas znów dostosować się do standardów Kapitolu.
- Będę tęsknić. - ukrywając łzy, obejmuję najpierw Sama, potem Sue, jej męża, rodziców Sama i Faith, no i oczywiście samą Faith, a później wychodzę na mróz. Od razu wsiadam do auta i jedziemy ku stacji kolejowej. Wsiadamy do rozgrzanego pociągu i kierujemy się ku Dwunastemu Dystryktowi. dystryktowi Diany.
Moment, w którym będę musiała spojrzeć w oczy jej bliskim, napawa mnie strachem. 

6 komentarzy:

  1. Hmmm... Rozdział bez fajerwerków, wybuchów i pościgów a mimo to podczas czytania cały czas czuje się niepokój. Chwała ci za to. Nic się właściwie nie wydarzało, akcja specjalnie nie ruszyła, ale... jest coś, co sprawia, że się wie, że ten fragment jest ważny. No i, Boru, bliźnięta! To się nazywa szczęście w nieszczęściu. Będą... dobrymi rodzicami , tak myślę :)
    Dużo chęci do dalszego pisania życzę! Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  2. Po przeczytaniu tego rozdziału czuję taki niepokój...
    Bliźnięta - Łiiii... ale zaraz, chwileczkę, zatrzymać konie! A jeśli oboje zostaną wylosowani O^O
    *pozycja embrionalna* "Nie myśl tak, będzie dobrze" będzie dobrze, prawda?? Musi być O^O
    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko. Z 2 dni temu natrafiłam na twojego bloga, czytam, czytam i nie mogę się oderwać. Ta historia mną zawładnęła. Powiem ci, że masz prawdziwy talent. Przy śmierci Roya się popłakałam. Ten dzieciak był taki fajny! Pieśni powstańcze, genialny pomysł. Dużym plusem u ciebie jest to, że sprawiasz, że czytelnik niemal wciela się w postać Amy. Piszesz tak lekko, przyjemnym językiem. Aż łatwo się to czyta. Po raz pierwszy czytam bloga o tematyce Igrzyska Śmierci. Jako, że dopiero zaczynam czytać "W pierścieniu ognia", jestem właśnie na etapie Tournee Zwycięzców. Drugi wielki plus, to to, że twoja bohaterka nie jest w żadnym stopniu zbliżona do postaci Katniss Everdeen. Matko, bliźniaki... Coś na 100% Będzie nie tak. Zapowiadam ci to.
    Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz prawo mnie zabić. Tyle mnie tu nie było, że masz do tego pełne prawo.
    Każdy rozdział u Ciebie jest mistrzostwem, piszesz świetnie i jesteś geniuszem (wiem, że się powtarzam, ale to prawda!)
    Odważny pomysł z tymi piosenkami powstańczymi. Odważny i głupi ze względu na to, jak Kapitol zareaguje, gdy się dowie. Wzruszyły mnie te pamiętniki, bardzo dobry pomysł
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę duuuużoooo weny :>

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta pani wyżej ma 100% racji nic dodać nic ująć :)
    Zapraszam Cię na nowy rozdział :)
    http://67igrzyskaoczamijulites.blogspot.com
    Pozdrawiam
    J

    OdpowiedzUsuń
  6. Bliźniaki? :O No to będzie miała masę roboty przy dzieciach. Podwójny płacz, podwójne zmienianie pieluch. Raj! :D
    Rozdział nie okazał się bombą z opóźnionym zapłonem, ale zegar tykał, więc czułam napięcie towarzyszące słowom wylanym w tym fragmencie. Zastanawia mnie jednak, ile Ty rozdziałów zrobisz do tej części, czy od początku tak planowałaś, że nie będziesz tego dzielić na ileś tam, tylko to będzie się ciągnęło do 100, czy 200 :D
    Takie tam moje wysilanie mózgu...
    Dobra, nie przedłużam. Życzę weny, która pozwoli ci napisać taki rozdział, że mi kopara opadnie z wrażenia i nie dam rady jeździć samochodem :D
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń