czwartek, 13 czerwca 2013

27.

Wstaję z łóżka koło ósmej nad ranem.
Shinny przygląda mi się bacznie, gdy przychodzę na śniadanie i stwierdza, że ceremonia może się dziś odbyć. Rany zniknęły a ja, przynajmniej według niej, ochłonęłam. Tak naprawdę to czuję w środku kompletną rozsypkę. Mam ochotę zaszyć się gdzieś samotnie i nie przestawać płakać, ale nie. Zwyciężczyni nie wolno. Zwyciężczyni musi olśniewać swym urokiem i chodzić z podniesioną głową. Kiwam więc tylko potulnie głową i zabieram się do skończenia posiłku, a rozentuzjazmowana Shinny biegnie po Paula i ekipę przygotowawczą. Czekają mnie te same zabiegi co przed Ceremonią Otwarcia Igrzysk, bo przecież tak długo nie byłam przez nikogo pielęgnowana. 
Ekipa dalej trajkocze o Igrzyskach, choć sprawiają wrażenie, jakby los trybutów niewiele ich obchodził. 
Paul przygląda się efektom ich pracy. Kiwa głową. Tym razem też mam robione loki, identyczne jak przed Paradą. Powieki mam delikatnie muśnięte złotobrązowym cieniem, rzęsy tuszem. Niedaleko kącika oka Paul umieścił mi mały, złoty kamień szlachetny. Zrozumiałam, że moja dzisiejsza kreacja będzie właśnie wpasowana w złoto, tak, abym kojarzyła się z tryumfem. 
Wreszcie jestem gotowa. Z trudem naciągam na siebie suknię. Wychudzone ramiona męczą się przy każdym ruchu. Paul wręcza mi sandały ze złotej skóry. Staję przed lustrem. 
Sukienka jest niemal identyczna, jak ta z Parady. Różni się tylko kolorem. Zamiast zieleni jest biały przechodzący w kremowy ze złotymi akcentami- pasem i zapięciem na ramieniu. Tym razem nie mam wieńca na głowie. Wydaje mi się, że Paul chce, żeby zapamiętano mnie jako boginię. 
Nie protestuję. Nie mam nawet na to siły. 
W końcu jestem całkowicie przygotowana. Idziemy z ekipą do windy, jedziemy na niski poziom. Tradycją jest, że spod sceny wyłania się najpierw kadra-ekipa przygotowawcza, opiekun, stylista i mentor, którego nie miałam, bo Siódemka póki co nie dorobiła się zwycięzcy Głodowych Igrzysk, a którego obowiązki pełniła Shinny, moja opiekunka. Ja idę na sam koniec. 
Czuję, że mi słabo. Nogi się pode mną uginają, pocą mi się dłonie, boli mnie głowa. Mam ochotę zwymiotować. W końcu nie wytrzymuję, nachylam się, by nie pobrudzić sukni i wymiotuję obok tarczy mającej wynieść mnie na scenę na podłogę, która już i tak wystarczająco śmierdzi pleśnią. 
Słyszę, że hymn się zaczyna. Ryk tłumu i te dźwięki ogłuszają mnie, po kilku chwilach jednak milkną. Caesar wita serdecznie publiczność i zaprasza na scenę moją ekipę przygotowawczą. Słyszę wiwaty, oklaski, a ja się coraz gorzej czuję. Xymenne, Eleonora i Archibald muszą być strasznie dumni, słyszę ich przesłodzone głosy nad głową i aż mnie ciarki przechodzą. Usłyszałam aplauz, a później na scenie pojawiła się Shinny. Staram się jej nie słuchać, ale niektóre stwierdzenia docierają do moich uszu i drażnią mnie. Cały czas trajkocze z kapitolińskim akcentem rzeczy pozbawione najmniejszego sensu. 
Nadeszła kolej na Paula. O ile to możliwe, otrzymał jeszcze większe oklaski niż Shinny i ekipa. Mówi o tym jak wielką przyjemnością było przygotowywanie mi kreacji podkreślających moją urodę. 
Boże, czuję jak tarcza wynosi mnie na scenę. Ryk tłumu jeszcze bardziej mnie ogłusza, światła oślepiają. 
Wymuszam sztuczny uśmiech i macham do publiki. Shinny obejmuje mnie w pasie i prowadzi na fotel zwycięzcy. 
-Panie i panowie, oto zwyciężczyni Czterdziestych Głodowych Igrzysk, Amy McClove!-Caesar jest przeszczęśliwy. Rzuca kilka komplementów i kiepskich dowcipów a potem zapada ciemność i rozpoczyna się trzygodzinne podsumowanie Igrzysk. Na ekranie najpierw widnieje przez chwilę godło Panem, a potem rozpoczyna się film. Boję się, że to co zobaczę, jeszcze bardziej mnie zdołuje.
W pierwszej scenie  na początku słyszę ciche: „A dlaczegóż to?” i widzę swoją twarz. Jakże zmieniłam się od tamtego czasu…
„-Bo zgłaszam się na trybuta.”-krzyczę w kierunku Shinny.Później zostaje wylosowany mój brat. Tylko nasze Dożynki pokazane są mniej więcej w całej okazałości, z pozostałych widzę tylko przebitki na twarze trybutów, niektórych nawet pominięto. 
Później widzę przejazd rydwanów. Pokazane są wszystkie stroje po kolei, bez żadnych wyróżnień, czy pominięć. Największa uwaga poświęcona jest jednak przemówieniu prezydenta Snowa. 
I znów moja twarz. I płonąca jedenastka obok niej. Wyniki szkolenia. Oprócz mnie pokazali jeszcze tylko osoby, które miały wynik ośmiu punktów lub wyższy, czyli zawodowców, mojego brata i Diany, która zdobyła właśnie ósemkę. 
-Zabiję wszystkich. Wygram!-piękna Evanne nie wygląda na morderczynię, czy też psychopatkę, a jak się później okazało, jednak nią była. Widok jej zimnych oczu przyprawia mnie o dreszcz. Mam wrażenie, że teraz jest gdzieś w pobliżu i zrobi wszystko żeby się zemścić. Nie daje mi spokoju. 
Prezentacje pozostałych zawodowców też sprowadzają się do gróźb, żaden z nich nie wyróżnia się niczym szczególnym. I nagle odmiana w postaci mojego delikatnego sopranu. Moje oczy wyglądają, jakby były napełnione łzami, jestem sentymentalna, tęsknię za chłopakiem… 
Prezentację Roya pokazują w większej części, później pokazany już jest tylko fragment prezentacji Diany. Gdy chyli się ku końcowi, w tle rozbrzmiewa odliczanie i nagle przenosimy się na arenę. Zamykam oczy i kulę się w fotelu, bo wiem, co zaraz nastąpi. Słyszę huk i swój własny wrzask, dalej nie ośmielam się otworzyć oczu. Łzy zbierają się, a z mojego gardła wydobywa się cichy jęk. 
Weźcie mnie stąd! Nie chcę patrzeć na te cholerne Igrzyska! 
Odważyłam się otworzyć oczy. Trwa krwawa jatka, zabijam bez opamiętania, wokół Rogu jest morze krwi. Widok samej siebie w takiej sytuacji całkiem zaburzył moje trzeźwe myślenie. Niby wiem, że ich zabiłam, ale teraz to do mnie dotarło tak naprawdę. 
Później biegnę do kryjówki, pokazane są obozy innych, Diana szuka mnie. Nasza przyjaźń i sojusz pokazane są całkowicie, z przebitkami na inne zdarzenia. Pokazana jest śmierć dwóch trybutów z Ósemki. Zawodowcy napadli na nich. Dziewczyna zginęła na miejscu a chłopaka zostawili konającego i zmarł dopiero po kilku godzinach. 
Pokazane jest też trzęsienie ziemi. Ciała przygniecione przez skały, drzewa, osuwającą się ziemię…
Później wędrówka po jaskini, znalezienie wyjścia. 
Znów zamykam oczy. Syki, wrzaski i jęki mieszają się w mojej głowie tworząc jakąś upiorną mieszaninę. Śmierć Diany. Najboleśniejsza śmierć na arenie. 
Pokazują mnie salutującą. Później koncentrują się na zawodowcach, bo ja, ogłupiała po stracie snuję się tylko bez celu po arenie. Powracają do mnie dopiero, gdy zabijam Leslie. 
Później następuje zdrada zawodowców przez Chelsea, jej śmierć i śmierć Michaela. Zostajemy z Evanne we dwie. 
Boże, czy ta dziewczyna, którą oglądam na ekranie to rzeczywiście ja? Wydaje mi się to niemożliwe. 
Moje zdjęcie na niebie. Później już wszystko toczy się szybko. Zostaję zwyciężczynią.
Czuję się fatalnie. Mam ochotę płakać, iść gdzieś daleko od wszystkich, popełnić samobójstwo, czy coś… 
Na końcu widzę przebitkę na własną twarz. Naprawdę tak teraz wyglądam? Jednocześnie tak piękna i zrozpaczona do granic możliwości? Moje oczy wpatrują się pusto w jakiś odległy punkt, usta lekko rozchylają się. W oczach zgromadzone jest jezioro łez, walczę, żeby ich nie uronić. Policzki mam zaczerwienione, a po szyi spływa kilka kropel potu.
I znów brzmi hymn. Na scenę wchodzi Coriolanus Snow z towarzyszącą mu dziewczynką, która jak zwykle trzyma koronę na poduszce. Zauważam, że to identyczny wieniec, jak ten z Parady Trybutów, tylko wykonany ze szczerego złota. Teraz już rozumiem konwencję Paula. 
Prezydent gratuluje mi, jeszcze raz macham do tłumu, a potem Caesar żegna mnie i zostaję przewieziona na bankiet zwycięstwa. Zmuszam się do uśmiechów, wszyscy chcą moje zdjęcia, autografy, ale wymawiam się tym, że muszę iść do toalety, gdzie rzeczywiście kieruję swoje kroki. Klękam przy muszli i wymiotuję. Nie mogę tego znieść. Teraz wizje z areny są jeszcze bardziej realne i przerażające. 
Wychodzę ze sztucznym uśmiechem na twarzy i wracam do robienia sobie zdjęć z ważnymi osobistościami, jednak Shinny widząca ból, strach i zmęczenie na mojej twarzy, zabiera mnie stamtąd szybko. 
Z ulgą wchodzę do mojego tymczasowego pokoju, chcę jak najszybciej umyć się, przybrać z tej eleganckiej sukni i pójść spać. 
Nie zdążam. Osuwam się na podłogę i przestaję kontaktować ze światem. 

3 komentarze:

  1. Ale mi żal Amy. Nie wiem jakbym to zniosła...
    Strasznie się cieszę, że nie skończyłaś tej historii od razu po Igrzyskach ;)
    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Och jak cudownie piękne. Kocham <3
    Mam nadzieje, że opiszesz także jej dalsze losy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna :< Tyle przeżyć i jeszcze musieć to oglądać
    Rozdział super, świetnie to wszystko opisujesz
    Czekam na kolejny rozdział i serdecznie pozdrawiam ^_^
    Weny!

    OdpowiedzUsuń