niedziela, 10 marca 2013

5.


Uwaga, rozdział zawiera treści erotyczne. Sami zdecydujcie, czy chcecie czytać, ale z góry ostrzegam, że jestem beznadziejna xD. Po prostu nie potrafię pisać takich rzeczy...

Kobieta najpierw roześmiała się w głos, a później jej wargi wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu.
-Ty? A co ja z tego niby będę miała?!-zakpiła. Spodziewałam się tego pytania, więc miałam przygotowane argumenty.
-Postaram się wygrać. I wygram. Wszyscy poznają historię biednych dwóch sierot, które przygarnęła cudowna, litościwa kobieta, a jedno z tych dzieci zgłasza się na Igrzyska, żeby przynieść chwałę dystryktowi i podziękować… macosze-to słowo z trudem przeszło mi przez gardło-Kapitol zachwyci się pani dobrocią, tłumy będą szalały. I myślę, że na mnie zależy pani jeszcze mniej niż na córce. Z tego ma pani o wiele więcej korzyści.
Kobieta wpatrywała się we mnie z otwartymi ustami. Wiedziałam, że użyłam trafnych argumentów.
-No dobra. Niech ci będzie. Ale zasady te same-nie zgłosisz się-głodówka. Myślę, że jeśli zabraknie Ci odwagi, twój brat też będzie musiał głodować.
Skinęłam głową.
-Ale Sue o niczym nie wie. Jutro, w obecności mojej i Roy’a powie jej pani, że nie musi się zgłaszać. O tym, że to ja będę trybutem nie może wiedzieć. Jasne?-powiedziałam z naciskiem.
Przytaknęła.
-A teraz idź już spać i nie zawracaj mi głowy.
Poszłam do pokoju rozdzierana między dwoma uczuciami-bezgranicznym strachem i bezdenną radością, że ocalę życie Sue.
Tej nocy nie spałam-tylko wpatrywałam się tępo w sufit.
Bałam się zasypiać.
Rano zeszłam na śniadanie zmęczona i pozbawiona jakichkolwiek chęci do życia. Nie tknęłam nawet owsianki.
Poszłam umyć się do strumienia. Z wody spoglądała dziewczyna, która miała trupiobladą twarz, ogromne cienie pod oczami i rozczochrane włosy.
Była przerażająca.
Była moim odbiciem.
To czyniło, że była dla mnie jeszcze straszniejsza.
Obmyłam powoli twarz i całe ciało. Narzuciłam na siebie brązową, podniszczoną sukienkę.
Wróciłam do domu.
Usiadłam przy harfie. Próbowałam coś zagrać, ale moje palce wyginały się pod dziwnym kątem, nie umiałam prawidłowo szarpać strun, moje ręce się trzęsły.
„Nic z tego nie będzie”-pomyślałam i poszłam do pokoju.
Sue siedziała na swoim łóżku. Odwróciła się. Wyglądała, jakby płakała, czemu zresztą się nie dziwię.
-Koszmarnie wyglądasz-stwierdziła.
-Martwię się o ciebie.
Odwróciła wzrok.
Prawie niesłyszalnie wyszeptała:
-Będzie dobrze.
Bardzo bym chciała w to wierzyć.
Usiadłam koło niej i objęłam ją ramieniem.
Siedziałyśmy tak długo, może ze dwie, trzy godziny, aż z dołu dobiegło wołanie:
-Obiad!
Zeszłyśmy po schodach.
Na stole podany był parujący gulasz, ten sam, co wczoraj. Skrzywiłam się. Już dawno stał się najbardziej znienawidzoną przeze mnie potrawą, a wspomnienia z wczoraj jeszcze dopełniły całości.
Matka Sue zastukała widelcem w stary, wyszczerbiony kubek.
-Sue, przemyślałam sprawę…-zaczęła tak jak wczoraj-i myślę, że bardzo głupio się zachowałam. Nie powinnaś zgłaszać się na trybuta. Naprawdę cię kocham i nie chcę cię stracić. Nie wiem, co wczoraj mną kierowało, ale zapomnij o tym.
Atmosfera przy stole zmieniła się z bardzo napiętej na radosną.
Uczestniczyłam w ogólnej wrzawie, choć w środku czułam paraliżujący strach.
Byłam nieprawdopodobnie szczęśliwa, ze względu na Sue, ale jednocześnie się bałam.
Po obiedzie odstawiłam naczynia i pobiegłam do lasu.
Miałam nadzieję, że spotkam Sama.
Nie pomyliłam się.
Czekał przy pierwszym rozwidleniu ścieżek.
Nie rozmawialiśmy. Po prostu wziął mnie za rękę i zaprowadził na jakąś polanę.
-To ty się zgłosisz?-znów bardziej stwierdził niż spytał.
Skinęłam głową.
-Wiedziałem. Nie należysz do osób, które patrzą biernie na krzywdę innych.
Byliśmy sami.
Siedzieliśmy dłuższą chwilę wpatrując się w niebo.
A później Sam powiedział:
-Chciałbym się z tobą pożegnać. Należycie.
I rozpiął guzik mojej sukienki.
Przez głowę przeleciało mi milion myśli.
Z jednej strony czułam pożądanie, ogromne pożądanie, a z drugiej bałam się. Jednak po chwili zastanowienia stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia. Nawet jeśli zajdę w ciążę, to zgłaszam się przecież na Głodowe Igrzyska. Jeśli zginę, zabiorę ze sobą sekret o dziecku do grobu. Jeśli przeżyję, w co wątpiłam, Kapitol pewnie wyprawi mi huczne wesele i zapomni o nieślubnym dziecku, które zwykle było hańbą. Zwycięzcom zapomina się wszystko. Kilka dziewcząt w  moim wieku ma już mężów, więc kolejna nie byłaby niespodzianką…
W końcu ja też zaczęłam go rozbierać.
Po chwili wszystkie nasze ubrania leżały gdzieś na wilgotnej trawie, nieważne. Dla mnie w tym momencie liczył się Sam, tylko on.
Pieścił delikatnie moje piersi, całował namiętnie moją szyję.
Czułam bezgraniczną rozkosz.
Przycisnął moje ciało do trawy.
Nagle poczułam jak wchodzi we mnie delikatnie.
Myślałam, że rozpłynę się ze szczęścia, ciche jęki wydobywały się z mojego gardła. Euforia jeszcze bardziej mnie rozpaliła.
Zaczęłam całować jego gładki, nagi, umięśniony tors.
Śmiałam się w głos, jakbym straciła zmysły.
Spojrzałam na Sama. Był zarumieniony. Miał lekko rozchylone usta, jakby żądał więcej pieszczot, więcej pocałunków.
Postawiłam mu jeden warunek.
-Obiecaj, że pod żadnym pozorem nie zgłosisz się na trybuta.
Gdy przytaknął, zaczęłam z nim jeszcze namiętniej igrać. Nasze ciała stykały się, nie chciałam kończyć zabawy.
Nie liczyło się dla mnie to, że najprawdopodobniej za jakiś miesiąc będę już martwa.
Miałam przy sobie Sama. Było dobrze.
Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.
Niestety, najpiękniejsze momenty w naszym życiu szybko się kończą.
Ubraliśmy się i pożegnaliśmy.
Rozeszliśmy się i od czasu tamtych wydarzeń nie rozmawialiśmy ze sobą.
Gdy nasze oczy spotykały się, odwracaliśmy wzrok.
Nie chcieliśmy dać sobie powodów, aby tęsknić jeszcze mocniej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz