Uwaga, rozdział zawiera treści erotyczne. Sami zdecydujcie, czy chcecie czytać, ale z góry ostrzegam, że jestem beznadziejna xD. Po prostu nie potrafię pisać takich rzeczy...
Kobieta najpierw roześmiała się w
głos, a później jej wargi wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu.
-Ty? A co ja z tego niby będę
miała?!-zakpiła. Spodziewałam się tego pytania, więc miałam przygotowane
argumenty.
-Postaram się wygrać. I wygram.
Wszyscy poznają historię biednych dwóch sierot, które przygarnęła cudowna,
litościwa kobieta, a jedno z tych dzieci zgłasza się na Igrzyska, żeby
przynieść chwałę dystryktowi i podziękować… macosze-to słowo z trudem przeszło
mi przez gardło-Kapitol zachwyci się pani dobrocią, tłumy będą szalały. I
myślę, że na mnie zależy pani jeszcze mniej niż na córce. Z tego ma pani o
wiele więcej korzyści.
Kobieta wpatrywała się we mnie z
otwartymi ustami. Wiedziałam, że użyłam trafnych argumentów.
-No dobra. Niech ci będzie. Ale
zasady te same-nie zgłosisz się-głodówka. Myślę, że jeśli zabraknie Ci odwagi,
twój brat też będzie musiał głodować.
Skinęłam głową.
-Ale Sue o niczym nie wie. Jutro,
w obecności mojej i Roy’a powie jej pani, że nie musi się zgłaszać. O tym, że
to ja będę trybutem nie może wiedzieć. Jasne?-powiedziałam z naciskiem.
Przytaknęła.
-A teraz idź już spać i nie zawracaj
mi głowy.
Poszłam do pokoju rozdzierana
między dwoma uczuciami-bezgranicznym strachem i bezdenną radością, że ocalę
życie Sue.
Tej nocy nie spałam-tylko
wpatrywałam się tępo w sufit.
Bałam się zasypiać.
Rano zeszłam na śniadanie
zmęczona i pozbawiona jakichkolwiek chęci do życia. Nie tknęłam nawet owsianki.
Poszłam umyć się do strumienia. Z
wody spoglądała dziewczyna, która miała trupiobladą twarz, ogromne cienie pod
oczami i rozczochrane włosy.
Była przerażająca.
Była moim odbiciem.
To czyniło, że była dla mnie
jeszcze straszniejsza.
Obmyłam powoli twarz i całe
ciało. Narzuciłam na siebie brązową, podniszczoną sukienkę.
Wróciłam do domu.
Usiadłam przy harfie. Próbowałam
coś zagrać, ale moje palce wyginały się pod dziwnym kątem, nie umiałam
prawidłowo szarpać strun, moje ręce się trzęsły.
„Nic z tego nie
będzie”-pomyślałam i poszłam do pokoju.
Sue siedziała na swoim łóżku.
Odwróciła się. Wyglądała, jakby płakała, czemu zresztą się nie dziwię.
-Koszmarnie
wyglądasz-stwierdziła.
-Martwię się o ciebie.
Odwróciła wzrok.
Prawie niesłyszalnie wyszeptała:
-Będzie dobrze.
Bardzo bym chciała w to wierzyć.
Usiadłam koło niej i objęłam ją
ramieniem.
Siedziałyśmy tak długo, może ze
dwie, trzy godziny, aż z dołu dobiegło wołanie:
-Obiad!
Zeszłyśmy po schodach.
Na stole podany był parujący
gulasz, ten sam, co wczoraj. Skrzywiłam się. Już dawno stał się najbardziej
znienawidzoną przeze mnie potrawą, a wspomnienia z wczoraj jeszcze dopełniły
całości.
Matka Sue zastukała widelcem w
stary, wyszczerbiony kubek.
-Sue, przemyślałam
sprawę…-zaczęła tak jak wczoraj-i myślę, że bardzo głupio się zachowałam. Nie
powinnaś zgłaszać się na trybuta. Naprawdę cię kocham i nie chcę cię stracić.
Nie wiem, co wczoraj mną kierowało, ale zapomnij o tym.
Atmosfera przy stole zmieniła się
z bardzo napiętej na radosną.
Uczestniczyłam w ogólnej wrzawie,
choć w środku czułam paraliżujący strach.
Byłam nieprawdopodobnie
szczęśliwa, ze względu na Sue, ale jednocześnie się bałam.
Po obiedzie odstawiłam naczynia i
pobiegłam do lasu.
Miałam nadzieję, że spotkam Sama.
Nie pomyliłam się.
Czekał przy pierwszym rozwidleniu
ścieżek.
Nie rozmawialiśmy. Po prostu
wziął mnie za rękę i zaprowadził na jakąś polanę.
-To ty się zgłosisz?-znów
bardziej stwierdził niż spytał.
Skinęłam głową.
-Wiedziałem. Nie należysz do
osób, które patrzą biernie na krzywdę innych.
Byliśmy sami.
Siedzieliśmy dłuższą chwilę
wpatrując się w niebo.
A później Sam powiedział:
-Chciałbym się z tobą pożegnać.
Należycie.
I rozpiął guzik mojej sukienki.
Przez głowę przeleciało mi milion
myśli.
Z jednej strony czułam pożądanie,
ogromne pożądanie, a z drugiej bałam się. Jednak po chwili zastanowienia
stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia. Nawet jeśli zajdę w ciążę, to
zgłaszam się przecież na Głodowe Igrzyska. Jeśli zginę, zabiorę ze sobą sekret
o dziecku do grobu. Jeśli przeżyję, w co wątpiłam, Kapitol pewnie wyprawi mi
huczne wesele i zapomni o nieślubnym dziecku, które zwykle było hańbą.
Zwycięzcom zapomina się wszystko. Kilka dziewcząt w moim wieku ma już mężów, więc kolejna nie byłaby
niespodzianką…
W końcu ja też zaczęłam go
rozbierać.
Po chwili wszystkie nasze ubrania
leżały gdzieś na wilgotnej trawie, nieważne. Dla mnie w tym momencie liczył się
Sam, tylko on.
Pieścił delikatnie moje piersi,
całował namiętnie moją szyję.
Czułam bezgraniczną rozkosz.
Przycisnął moje ciało do trawy.
Nagle poczułam jak wchodzi we
mnie delikatnie.
Myślałam, że rozpłynę się ze
szczęścia, ciche jęki wydobywały się z mojego gardła. Euforia jeszcze bardziej
mnie rozpaliła.
Zaczęłam całować jego gładki,
nagi, umięśniony tors.
Śmiałam się w głos, jakbym
straciła zmysły.
Spojrzałam na Sama. Był
zarumieniony. Miał lekko rozchylone usta, jakby żądał więcej pieszczot, więcej
pocałunków.
Postawiłam mu jeden warunek.
-Obiecaj, że pod żadnym pozorem
nie zgłosisz się na trybuta.
Gdy przytaknął, zaczęłam z nim
jeszcze namiętniej igrać. Nasze ciała stykały się, nie chciałam kończyć zabawy.
Nie liczyło się dla mnie to, że
najprawdopodobniej za jakiś miesiąc będę już martwa.
Miałam przy sobie Sama. Było
dobrze.
Chciałam, żeby ta chwila trwała
wiecznie.
Niestety, najpiękniejsze momenty
w naszym życiu szybko się kończą.
Ubraliśmy się i pożegnaliśmy.
Rozeszliśmy się i od czasu
tamtych wydarzeń nie rozmawialiśmy ze sobą.
Gdy nasze oczy spotykały się,
odwracaliśmy wzrok.
Nie chcieliśmy dać sobie powodów,
aby tęsknić jeszcze mocniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz