poniedziałek, 4 marca 2013

4.


Dzisiejszy dzień przebiegał spokojnie. Nie poszłam do pracy, ze względu na to, że soboty mam wolne.
Śniadanie jak zwykle-owsianka. Bez rewelacji, wręcz przeciwnie, nudno i spokojnie.
Natomiast przy obiedzie (stary gulasz, wolę nie wiedzieć z czego-choć lepsze to, niż nic…) zaczęło się piekło. Matka Sue odłożyła łyżkę i powiedziała stanowczym głosem:
-Sue, przemyślałam sprawę. Myślę, że w tym roku powinnaś zgłosić się na trybuta Głodowych Igrzysk, aby przynieść chlubę matce i dystryktowi.
Zakrztusiłam się gulaszem. Sue odebrało mowę. Roy wyglądał na przerażonego.
„Ta kobieta jest psychiczna”-przemknęło mi przez głowę.-„Co z tego, że mnie przygarnęła, dała mi dach nad głową i jedzenie… ona chce wysłać własną córkę na pewną śmierć!”
-A co się stanie, jeśli wcale nie chcę dać się zabić?-zaoponowała Sue. Wyglądała na jednocześnie zszokowaną, przerażoną i wściekłą. Widać, że walczyła ze sobą, żeby matki nie uderzyć.
Natomiast jej matka rozciągnęła usta w diabelskim uśmiechu i powiedziała:
-Jeśli się nie zgłosisz, zamknę Cię w pokoju, do którego tylko ja będę miała wstęp. Na Igrzyskach możesz przeżyć. Nawet jeśli zginiesz, to będzie to szybsza śmierć, niż śmierć głodowa, którą ci zaplanuję, jeżeli się nie zgłosisz. A wy-tu wskazała na mnie i Roy’a-macie trzymać dzioby na kłódkę. Kto się nie dostosuje będzie głodował razem z nią.
Spojrzałam na Sue. Teraz już nie walczyła ze łzami, otwarcie szlochała.
-Jesteś potworem!-wrzasnęła.
Byłam całym sercem z nią.
Nagle dziewczyna poderwała się z miejsca i wybiegła na dwór. Wściekła powstrzymałam się od jakichkolwiek komentarzy w stosunku do jej matki, bo wiedziałam, że nie ujdzie mi to na sucho.  Po prostu wybiegłam za nią.
Nie założyłam butów. Moje stopy potwornie piekły, szczypały i krwawiły. Nie zważałam na ból. Biegłam najszybciej jak potrafiłam przed siebie. W końcu zamajaczyła przede mną sylwetka Sue. Zwolniłam.
Zatrzymałam się przy brzozie, przy której bawiłyśmy się z Sue, kiedy miałyśmy może ze dwanaście lat.
Teraz przyjaciółka wyglądała koszmarnie, w jej oczach widać było strach i łzy. Wyglądała nie na lat szesnaście, lecz czterdzieści.
-Chcę być sama-powiedziała ostatkiem sił.
Już wtedy wiedziałam, co trzeba zrobić, ale nie przyjmowałam do siebie tej myśli.
Posłuchałam. Odeszłam.
Szłam powoli kopiąc kamyki. Śpiewałam. Najtragiczniejsze i najsmutniejsze piosenki jakie znałam. Inne nie chciały przejść mi przez gardło. Miałam wrażenie, że mój głos słychać wszędzie. Kosogłosy powtarzały kolejne melodie, tworząc ich piękne interpretacje.
Musiałam się wykrzyczeć. Śpiewałam coraz głośniej, mimo, że mój głos był coraz bardziej ochrypły.
I nagle poczułam, jak ktoś zasłania mi oczy. W pierwszym momencie chciałam krzyknąć, ale zdałam sobie sprawę, że to Sam Evoy. Poznawałam już ciepło jego ciała. Nie mogłam go pomylić z nikim innym.
Odsłonił mi oczy.
-Chodź-skinął zachęcająco.
Podążyłam za nim.  Przedzierałam się przez chaszcze i drzewa. W końcu stanęliśmy nad urwiskiem.
-Coś się stało?-bardziej stwierdził, niż spytał.
Skinęłam głową. Nie nalegał, żebym mówiła więcej, więc nie było takiej potrzeby.
-Właściwie po co mnie tu zaciągnąłeś?-zmrużyłam powieki.
-Wykrzycz się. To pomaga.
Spojrzałam na niego z powątpiewaniem, ale usłuchałam.
O dziwo, pomogło.
Nawet nie zauważyłam, kiedy opowiedziałam mu o wszystkich moich strachach, kłopotach, lękach. Wiedział o mnie już wszystko.
Poczułam się bezradna.
Opadłam na trawę i zaczęłam szlochać.
Poczułam, jak Sam obejmuje mnie. Po chwili nasze usta zetknęły się.
Nareszcie poczułam się szczęśliwa. Kochałam go jak nigdy. Teraz, gdy poczułam smak jego ust, nic innego się nie liczyło.
Odsunęłam się od niego.
-I co ja mam teraz zrobić?-wyszeptałam jak małe, bezbronne dziecko.
-Zrób to co uważasz za słuszne. Idź za głosem serca.
Rozstaliśmy się w milczeniu.
Gdy dotarłam do domu umyłam się i bez kolacji położyłam się do łóżka. Po godzinie bezskutecznych prób zaśnięcia, usłyszałam jak Sue cicho wślizguje się do łóżka.
Patrzyłam potem jeszcze tępo w sufit aż w końcu zasnęłam.
Widziałam to. Widziałam Sue na Igrzyskach. Jej ciało. Zmaltretowane. Sponiewierane. Puste gałki oczne.
Obudziłam się. Pościel była śliska od mojego potu. Krzyczałam. Wiedziałam to. Sue tylko udawała, że śpi, żebym nie martwiła się tym, że ją obudziłam. Poczekałam chwilę. W końcu usłyszałam równy, głęboki oddech, tym razem nie udawany. Wyszłam na palcach z łóżka i bezszelestnie udałam się do pokoju matki Sue.
Zapukałam cicho.
-Wejdź-usłyszałam lodowaty głos.
Uchyliłam drzwi. Skrzypnęły cicho.
Wzdrygnęłam się-kobieta wyglądała jak widmo, jak trup.
-Czego chcesz?-spytała ozięble.
Uśmiechnęłam się bezczelnie.
-Może trochę milszym tonem?
Prychnęła.
-Nie zmieniaj tematu.
I wtedy, przełykając ślinę, wypowiedziałam słowa, które od dawna kołatały mi gdzieś głęboko w głowie:
-To ja będę trybutem. Ja zgłoszę się do Igrzysk zamiast Sue.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz