Dzisiejszy dzień przebiegał
spokojnie. Nie poszłam do pracy, ze względu na to, że soboty mam wolne.
Śniadanie jak zwykle-owsianka.
Bez rewelacji, wręcz przeciwnie, nudno i spokojnie.
Natomiast przy obiedzie (stary
gulasz, wolę nie wiedzieć z czego-choć lepsze to, niż nic…) zaczęło się piekło.
Matka Sue odłożyła łyżkę i powiedziała stanowczym głosem:
-Sue, przemyślałam sprawę. Myślę,
że w tym roku powinnaś zgłosić się na trybuta Głodowych Igrzysk, aby przynieść
chlubę matce i dystryktowi.
Zakrztusiłam się gulaszem. Sue
odebrało mowę. Roy wyglądał na przerażonego.
„Ta kobieta jest
psychiczna”-przemknęło mi przez głowę.-„Co z tego, że mnie przygarnęła, dała mi
dach nad głową i jedzenie… ona chce wysłać własną córkę na pewną śmierć!”
-A co się stanie, jeśli wcale nie
chcę dać się zabić?-zaoponowała Sue. Wyglądała na jednocześnie zszokowaną,
przerażoną i wściekłą. Widać, że walczyła ze sobą, żeby matki nie uderzyć.
Natomiast jej matka rozciągnęła
usta w diabelskim uśmiechu i powiedziała:
-Jeśli się nie zgłosisz, zamknę
Cię w pokoju, do którego tylko ja będę miała wstęp. Na Igrzyskach możesz
przeżyć. Nawet jeśli zginiesz, to będzie to szybsza śmierć, niż śmierć głodowa,
którą ci zaplanuję, jeżeli się nie zgłosisz. A wy-tu wskazała na mnie i Roy’a-macie
trzymać dzioby na kłódkę. Kto się nie dostosuje będzie głodował razem z nią.
Spojrzałam na Sue. Teraz już nie walczyła
ze łzami, otwarcie szlochała.
-Jesteś potworem!-wrzasnęła.
Byłam całym sercem z nią.
Nagle dziewczyna poderwała się z
miejsca i wybiegła na dwór. Wściekła powstrzymałam się od jakichkolwiek
komentarzy w stosunku do jej matki, bo wiedziałam, że nie ujdzie mi to na
sucho. Po prostu wybiegłam za nią.
Nie założyłam butów. Moje stopy
potwornie piekły, szczypały i krwawiły. Nie zważałam na ból. Biegłam
najszybciej jak potrafiłam przed siebie. W końcu zamajaczyła przede mną
sylwetka Sue. Zwolniłam.
Zatrzymałam się przy brzozie,
przy której bawiłyśmy się z Sue, kiedy miałyśmy może ze dwanaście lat.
Teraz przyjaciółka wyglądała
koszmarnie, w jej oczach widać było strach i łzy. Wyglądała nie na lat
szesnaście, lecz czterdzieści.
-Chcę być sama-powiedziała
ostatkiem sił.
Już wtedy wiedziałam, co trzeba
zrobić, ale nie przyjmowałam do siebie tej myśli.
Posłuchałam. Odeszłam.
Szłam powoli kopiąc kamyki.
Śpiewałam. Najtragiczniejsze i najsmutniejsze piosenki jakie znałam. Inne nie
chciały przejść mi przez gardło. Miałam wrażenie, że mój głos słychać wszędzie.
Kosogłosy powtarzały kolejne melodie, tworząc ich piękne interpretacje.
Musiałam się wykrzyczeć.
Śpiewałam coraz głośniej, mimo, że mój głos był coraz bardziej ochrypły.
I nagle poczułam, jak ktoś
zasłania mi oczy. W pierwszym momencie chciałam krzyknąć, ale zdałam sobie
sprawę, że to Sam Evoy. Poznawałam już ciepło jego ciała. Nie mogłam go pomylić
z nikim innym.
Odsłonił mi oczy.
-Chodź-skinął zachęcająco.
Podążyłam za nim. Przedzierałam się przez chaszcze i drzewa. W
końcu stanęliśmy nad urwiskiem.
-Coś się stało?-bardziej
stwierdził, niż spytał.
Skinęłam głową. Nie nalegał,
żebym mówiła więcej, więc nie było takiej potrzeby.
-Właściwie po co mnie tu
zaciągnąłeś?-zmrużyłam powieki.
-Wykrzycz się. To pomaga.
Spojrzałam na niego z
powątpiewaniem, ale usłuchałam.
O dziwo, pomogło.
Nawet nie zauważyłam, kiedy
opowiedziałam mu o wszystkich moich strachach, kłopotach, lękach. Wiedział o
mnie już wszystko.
Poczułam się bezradna.
Opadłam na trawę i zaczęłam szlochać.
Poczułam, jak Sam obejmuje mnie.
Po chwili nasze usta zetknęły się.
Nareszcie poczułam się
szczęśliwa. Kochałam go jak nigdy. Teraz, gdy poczułam smak jego ust, nic
innego się nie liczyło.
Odsunęłam się od niego.
-I co ja mam teraz zrobić?-wyszeptałam
jak małe, bezbronne dziecko.
-Zrób to co uważasz za słuszne.
Idź za głosem serca.
Rozstaliśmy się w milczeniu.
Gdy dotarłam do domu umyłam się i
bez kolacji położyłam się do łóżka. Po godzinie bezskutecznych prób zaśnięcia,
usłyszałam jak Sue cicho wślizguje się do łóżka.
Patrzyłam potem jeszcze tępo w
sufit aż w końcu zasnęłam.
Widziałam to. Widziałam Sue na
Igrzyskach. Jej ciało. Zmaltretowane. Sponiewierane. Puste gałki oczne.
Obudziłam się. Pościel była
śliska od mojego potu. Krzyczałam. Wiedziałam to. Sue tylko udawała, że śpi,
żebym nie martwiła się tym, że ją obudziłam. Poczekałam chwilę. W końcu
usłyszałam równy, głęboki oddech, tym razem nie udawany. Wyszłam na palcach z
łóżka i bezszelestnie udałam się do pokoju matki Sue.
Zapukałam cicho.
-Wejdź-usłyszałam lodowaty głos.
Uchyliłam drzwi. Skrzypnęły
cicho.
Wzdrygnęłam się-kobieta wyglądała
jak widmo, jak trup.
-Czego chcesz?-spytała ozięble.
Uśmiechnęłam się bezczelnie.
-Może trochę milszym tonem?
Prychnęła.
-Nie zmieniaj tematu.
I wtedy, przełykając ślinę, wypowiedziałam słowa,
które od dawna kołatały mi gdzieś głęboko w głowie:
-To ja będę trybutem. Ja zgłoszę
się do Igrzysk zamiast Sue.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz