-Roy, posłuchaj mnie!-od jakiejś
godziny usiłowałam dostać się do przedziału brata w pociągu. Łomotałam z całej
siły w drzwi.-Musisz mnie wysłuchać, tylko wtedy zrozumiesz dlaczego to
zrobiłam!
Drzwi odsunęły się. Roy trochę
złagodniał widząc moją zapłakaną twarz.
-Właź-powiedział oschłym tonem.
Usiedliśmy obok siebie na łóżku.
-To zabolało-powiedział mój
brat.- Jeśli nie zgłosiłabyś się, to miałbym szansę po wygranej wrócić do domu
i zastać tam ciebie. Szczęśliwą, że przeżyłem. Teraz nawet, jeśli któreś z nas
wróci do domu, to bez tego drugiego. Albo po prostu oboje umrzemy. Nie
rozumiem, dlaczego to zrobiłaś, przecież Lilly nie była dla ciebie nikim
ważnym.
Odetchnęłam.
-Lilly nie. Ale Sue tak.
Roy wzruszył ramionami.
-A co do tego wszystkiego niby
miałaby mieć Sue?
-Pamiętasz, kiedy przy obiedzie
mama Sue powiedziała, że Sue musi zgłosić się na ochotnika? Zmieniła zamiar
tylko dlatego, że to ja poszłam do niej i powiedziałam, żeby pozwoliła mi
zastąpić Sue. Pamiętasz, że Sue nam kiedyś uratowała życie? Chciałam się jej
odpłacić tym samym.
Nareszcie Roy mnie zrozumiał.
Przytulił mnie i przez łzy wyszeptał:
-Przepraszam.
Te słowa rozlały się jak balsam
po moim sercu. Stwierdziłam, że skoro powiedziałam już część prawdy, to
powinnam być szczera całkowicie.
-Roy…-zaczęłam.-Obiecaj, że to,
co zaraz usłyszysz, zachowasz tylko dla siebie. Że nie powiesz tego nikomu.
Przytaknął. Westchnęłam.
-Jestem w ciąży. Tak mi się
wydaje.
Popatrzył na mnie okrągłymi ze
zdumienia oczyma.
-Ale… jak to możliwe?
Zarumieniłam się.
-No wiesz… jak chłopak i
dziewczyna ten…-wykonałam jakieś dziwne ruchy rękami.
Roy zgromił mnie wściekłym, choć
lekko rozbawionym spojrzeniem.
-Wiem na czym to polega! Ale
kiedy ty… I w ogóle z kim?
Zdałam sobie sprawę, że Roy nie
jest już dzieckiem i, że palnęłam głupotę.
Zarumieniłam się.
-No… znasz Sama Evoya?
-Tak-powiedział, wyraźnie
rozbawiony.
Wypuściłam powietrze.
-My… ten… kiedy zdecydowałam, że
pójdę na Igrzyska.
Pokręcił głową.
-Zrobiłaś głupotę. Pod wpływem
strachu zrobiłaś rzecz katastrofalną w skutkach…-tu wskazał na mój brzuch.
Mówił całkiem poważnie, bez tej nuty rozbawienia w głosie.
-Też tak uważam-powiedziałam, nie
wierząc, że mając dwanaście lat, Roy miał więcej zdrowego rozsądku, niż ja.
Podrapał się po głowie,
zamyślony.
-Jeśli zginiesz, to nikt się o
tym nie dowie, ale jeśli nie, to po prostu powinnaś wziąć ślub z Samem. Takie
jest moje zdanie-powiedział.
Kiwnęłam głową.
Na kolację poszliśmy w zgodzie.
Nigdy nie jadłam takich pysznych rzeczy, jak kapitolińskie specjały, jednak
zaraz, gdy skończyłam, pobiegłam do toalety i zwróciłam wszystko, co zjadłam,
choć byłam pewna, że to nie wina mojego żołądka.
Roy, który wiedział o co chodzi,
przyniósł mi mokry ręcznik. Przyłożyłam go do czoła. Głowa pękała mi z bólu.
-Wszystko dobrze, kochana?-zza
drzwi odezwał się przesycony słodyczą głos Shinny Richards.
-Tak, po prostu jeszcze nigdy nie
jadłam tylu pyszności, ile teraz-skłamałam.
Po chwili usłyszałam oddalające
się kroki.
Roy poklepał mnie po ramieniu i
wyszedł. Zostałam sama. Zaczęłam płakać.
Po godzinie, umyta w lodowatej wodzie, położyłam się do łóżka z nadzieją, że
uda mi się zasnąć.
Nadzieja matką głupich.
_____________________________________
Ugh... zdupiłam tego bloga x.x Ale myślę, że część, kiedy będą szkolenia, prezentacje itp., no i oczywiście same Igrzyska, spodoba się Wam bardziej...
PS: Nie wiedziałam, której mapce wierzyć, więc załóżmy, że pociąg z Siódemki do Kapitolu powinien dotrzeć w godzinach porannych XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz