sobota, 23 marca 2013

8.


-Roy, posłuchaj mnie!-od jakiejś godziny usiłowałam dostać się do przedziału brata w pociągu. Łomotałam z całej siły w drzwi.-Musisz mnie wysłuchać, tylko wtedy zrozumiesz dlaczego to zrobiłam!
Drzwi odsunęły się. Roy trochę złagodniał widząc moją zapłakaną twarz.
-Właź-powiedział oschłym tonem.
Usiedliśmy obok siebie na łóżku.
-To zabolało-powiedział mój brat.- Jeśli nie zgłosiłabyś się, to miałbym szansę po wygranej wrócić do domu i zastać tam ciebie. Szczęśliwą, że przeżyłem. Teraz nawet, jeśli któreś z nas wróci do domu, to bez tego drugiego. Albo po prostu oboje umrzemy. Nie rozumiem, dlaczego to zrobiłaś, przecież Lilly nie była dla ciebie nikim ważnym.
Odetchnęłam.
-Lilly nie. Ale Sue tak.
Roy wzruszył ramionami.
-A co do tego wszystkiego niby miałaby mieć Sue?
-Pamiętasz, kiedy przy obiedzie mama Sue powiedziała, że Sue musi zgłosić się na ochotnika? Zmieniła zamiar tylko dlatego, że to ja poszłam do niej i powiedziałam, żeby pozwoliła mi zastąpić Sue. Pamiętasz, że Sue nam kiedyś uratowała życie? Chciałam się jej odpłacić tym samym.
Nareszcie Roy mnie zrozumiał. Przytulił mnie i przez łzy wyszeptał:
-Przepraszam.
Te słowa rozlały się jak balsam po moim sercu. Stwierdziłam, że skoro powiedziałam już część prawdy, to powinnam być szczera całkowicie.
-Roy…-zaczęłam.-Obiecaj, że to, co zaraz usłyszysz, zachowasz tylko dla siebie. Że nie powiesz tego nikomu.
Przytaknął. Westchnęłam.
-Jestem w ciąży. Tak mi się wydaje.
Popatrzył na mnie okrągłymi ze zdumienia oczyma.
-Ale… jak to możliwe?
Zarumieniłam się.
-No wiesz… jak chłopak i dziewczyna ten…-wykonałam jakieś dziwne ruchy rękami.
Roy zgromił mnie wściekłym, choć lekko rozbawionym spojrzeniem.
-Wiem na czym to polega! Ale kiedy ty… I w ogóle z kim?
Zdałam sobie sprawę, że Roy nie jest już dzieckiem i, że palnęłam głupotę.
Zarumieniłam się.
-No… znasz Sama Evoya?
-Tak-powiedział, wyraźnie rozbawiony.
Wypuściłam powietrze.
-My… ten… kiedy zdecydowałam, że pójdę na Igrzyska.
Pokręcił głową.
-Zrobiłaś głupotę. Pod wpływem strachu zrobiłaś rzecz katastrofalną w skutkach…-tu wskazał na mój brzuch. Mówił całkiem poważnie, bez tej nuty rozbawienia w głosie.
-Też tak uważam-powiedziałam, nie wierząc, że mając dwanaście lat, Roy miał więcej zdrowego rozsądku, niż ja.
Podrapał się po głowie, zamyślony.
-Jeśli zginiesz, to nikt się o tym nie dowie, ale jeśli nie, to po prostu powinnaś wziąć ślub z Samem. Takie jest moje zdanie-powiedział.
Kiwnęłam głową.
Na kolację poszliśmy w zgodzie. Nigdy nie jadłam takich pysznych rzeczy, jak kapitolińskie specjały, jednak zaraz, gdy skończyłam, pobiegłam do toalety i zwróciłam wszystko, co zjadłam, choć byłam pewna, że to nie wina mojego żołądka.
Roy, który wiedział o co chodzi, przyniósł mi mokry ręcznik. Przyłożyłam go do czoła. Głowa pękała mi z bólu.
-Wszystko dobrze, kochana?-zza drzwi odezwał się przesycony słodyczą głos Shinny Richards.
-Tak, po prostu jeszcze nigdy nie jadłam tylu pyszności, ile teraz-skłamałam.
Po chwili usłyszałam oddalające się kroki.
Roy poklepał mnie po ramieniu i wyszedł.  Zostałam sama. Zaczęłam płakać. Po godzinie, umyta w lodowatej wodzie, położyłam się do łóżka z nadzieją, że uda mi się zasnąć. 
Nadzieja matką głupich.
_____________________________________
Ugh... zdupiłam tego bloga x.x Ale myślę, że część, kiedy będą szkolenia, prezentacje itp., no i oczywiście same Igrzyska, spodoba się Wam bardziej...
PS: Nie wiedziałam, której mapce wierzyć, więc załóżmy, że pociąg z Siódemki do Kapitolu powinien dotrzeć w godzinach porannych XD


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz