wtorek, 14 maja 2013

23.

Mrok. Ciemność. Samotność.
Ja.
Evanne.
Nieznane. 
To wszystko jest jak jakiś przerażający sen. Chcę się obudzić.
Chcę otworzyć oczy, zobaczyć przy sobie zatroskaną mamę, głaszczącą mnie i mówiącą: Długo spałaś.
Wstałabym, pobawiłabym się z Royem, tata przywitałby mnie całując mnie w czoło, później pobiegłabym do pracy, spotkałabym się z Sue, może pospacerowałabym chwilę z Samem, wymienilibyśmy kilka kradzionych pocałunków, wszystko byłoby pięknie…
Tylko, że niestety tak nie jest.
Mimo, że zaciskam powieki tak mocno, że łzawią, to za każdym razem, gdy je otwieram, widzę przed sobą arenę.
Świadomość bezsilności przytłacza mnie.
Chcę wrócić do domu. 
Ale nawet, jeśli wrócę, to co to będzie za życie. Nie będę miała Roya, będę żyła ze świadomością, że mordowałam niewinne dzieci, może sama urodzę dziecko, jeśli przez przeżycia na arenie go nie straciłam… Byłabym mentorką, szkoliłabym biedne dzieci na rzeź, co roku oglądałabym Igrzyska z beznadziejnym poczuciem, że tam walczą na śmierć i życie dzieci, które zdążyłam pokochać… 
Ale Roy nie dał mi wyboru. Muszę zabić Evanne. Muszę wrócić do domu.
To jedyne wyjście z sytuacji.
Zgłodniałam.
Zeskoczyłam więc z drzewa i uzbrojona w noże rozpoczęłam polowanie.
Upolowałam drzewiaka, obdarłam go ze skóry i rozpaliłam wielkie ognisko. Było mi wszystko jedno, czy Evanne przyjdzie, czy nie przyjdzie… Ech. 
Po chwili w powietrzu unosiła się apetyczna woń pieczonego mięsa.
Gdy poczułam się już całkowicie nasycona, narzuciłam na ramię plecak i zaczęłam spacerować. Zebrałam jakieś jagody z pobliskiego krzaka. Widziałam jak jadła je kiedyś Diana… chyba to były te.
Wokół mnie szeleściły liście, wiał przyjemny wiatr, czuło się piękny zapach drzew. 
To tworzyło fałszywe poczucie bezpieczeństwa. 
Na arenie nigdy nie można się czuć bezpiecznie.
Nagle zachwiałam się i upadłam.
Przed oczami znów ujrzałam Dianę, Roya, patrzyli na mnie z wyrzutem.
-Przepraszam… Nie chciałam was zabić-wyszeptałam przez łzy.
To moja wina, oboje zginęli przeze mnie. 
Próbowałam się podnieść z ziemi, ale cała się trzęsłam. W końcu zacisnęłam powieki, wsparłam się na drżących rękach i wstałam.
Spacerowałam dalej, chwytając się pni i gałęzi drzew. Stawiałam każdy krok tak ostrożnie, jakbym na nowo zaczynała chodzić.
Krew. 
Widziałam krew, kontrastującą z jasnością moich włosów. Lśniła na nich upiorną czerwienią. 
Skąd się tam wzięła?
Jak to możliwe?… Przecież… nie walczyłam z żadnym trybutem od momentu, w którym zabiłam Leslie. Chociaż to w sumie nie była walka. Stała, gapiła się na mnie i czekała na śmierć. Łatwy mord.
Czułam się jakoś dziwnie.
Wszystko dookoła wirowało.
Nie wiem co się stało, ale miałam wrażenie, że otaczają mnie wszyscy zmarli, których zamordowałam. Upadłam na kolana i zaczęłam szeptać pacierz. Czyniłam znaki krzyża. 
-Odejdźcie ode mnie-jęknęłam cicho. 
Zjawy usłuchały. Zostałam sama. 
Nagle w przebłysku zrozumienia zorientowałam się o co chodzi. Jagody. 
Trujące. Wywołujące halucynacje. 
Ostatkiem sił dobiegłam do strumienia i wypłukałam jamę ustną. Wsadziłam palec do ust i zmusiłam się do torsji. Wymiociny miały barwę krwi i wyglądały przerażająco, ale przynajmniej poczułam się lepiej, bo wydaliłam trochę trucizny z organizmu. 
-Teraz musisz dużo pić, żeby wydalić resztę-nakazałam sama sobie. Nie czułam się całkiem dobrze. Bolała mnie głowa, ale przynajmniej umiałam iść bez potykania się co dwa kroki.
Doszłam jakoś do drzewa. Usadowiłam się na konarze i usłyszałam hymn.
Wokół mnie panowały ciemności. 
Już miałam zamknąć oczy. 
Byłam pewna, że dziś na niebie nie pojawią się żadne twarze.
Myliłam się.
Najpierw poznałam charakterystyczne, ciemne brwi, potem pełne usta, jasne włosy.
Poczułam się, jakby ktoś walnął mnie mocno w głowę. Zakrztusiłam się i złapałam mocno gałęzi, żeby nie spaść z drzewa.
Na niebie wyświetlone jest moje zdjęcie.

5 komentarzy:

  1. :o
    czytam to i czytam po raz nie wiadomo który tą końcówkę i nie mogę otrząsnąć się z szokowania, tak zaskoczyć to mało kto umie
    Co to ma być?! Boże, no nie mogę... daj teraz, natychmiast kolejny rozdział, bo nie wytrzymam!
    Ten jest genialny, taki, że aż... no nie wytrzymam :< proszę, nie każ mi za długo czekać...
    Weny! Mnóstwo weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. O_o nie wiem co powiedzieć (no, ok napisać)... Rozdział przeczytałam na jednym tchu, a końcówkę nawet kilka razy. WOW!!!
    Czekam na next! Oby był jak najszybciej, bo nie wyrobie!
    Pozdrawiam i weny życzę jak największej :)
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominuję Cię do Liebster Award, więcej na http://zero-strachu.blogspot.com/2013/05/liebster-award.html :D

      Usuń
  3. Ohhhhhh...
    Nic innego nie umiem powiedzieć.
    Super, po prostu boskie.
    Czekam na ciąg dalszy
    Pozdrawiam i dużo weny życzę,
    Ala.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję wszystkim, może jeszcze dziś dodam nową notkę ^^

    OdpowiedzUsuń