poniedziałek, 20 maja 2013

24.


To niemożliwe. Ja przecież muszę żyć. Oddycham, serce mi bije, czuję ból, gdy wbijam sobie paznokcie w nogę do żywego mięsa. Moja krew, moje ciało jest ciepłe. Dotykam językiem skrwawionych palców i czuję nieprzyjemny smak. Żyję. Widzę, słyszę.
To ich błąd.
To w Kapitolu ktoś się pomylił.
Spodziewałam się, że zaraz zabrzmią trąbki i głos Claudiusa Templesmitha wyjaśni błąd. Czekałam nieruchomo przez kilka sekund z zapartym tchem, ale nic się nie stało.
To oznacza, że mam przewagę.
O ile arena wcześniej była dla mnie czymś surrealistycznym, nieprawdopodobnym, to teraz wydaje mi się jeszcze bardziej nierealna. Przez chwilę byłam pewna, że nie żyję.
Wyobrażam sobie jaka kara spotyka w tym momencie tego, kto zawinił. Kochany prezydent Snow musi szaleć. Pewnie będą to ostatnie Igrzyska, których Głównym Organizatorem jest Raphaello Monti.
Ciekawe, czy zostanie awoksem, czy zostanie publicznie zastrzelony, powieszony, ubiczowany? A może Snow będzie chciał zachować jego śmierć w tajemnicy, by uniknąć nieprzyjemnych pytań?
A człowiek, który wcisnął zły przycisk? Jak okrutna kara spotka jego?
Otrząsam się z rozmyślań, bo słyszę szaleńczy śmiech Evanne. Brzmi, jakby dopiero wypuścili ją z psychiatrii.
-Wygrałam!!!!-wrzeszczy.-Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaak!!!
Takich przerażających wrzasków w życiu nie słyszałam. Brzmiała gorzej niż Chelsea rozszarpywana przez zmiechy, niż Diana rozpuszczana przez żrący kwas… Myślałam, że gorzej być nie może, a jednak.
Obłąkana.
Jedyne słowo, które mi się nasuwa.
Ona nic nie wie.
Chyba właśnie się o tym dowiedziała. Słyszę najpierw długą ciszę, później szpetne przekleństwo i krzyk:
-Zabierzcie mnie stąd!
Słychać w nim niemal rozpacz.
W ciemności jej krzyki brzmią jeszcze straszniej.
Proszę, proszę, nasza zatwardziała zwyciężczyni chce płakusiać? Może do mamusi?
Gdy ginął chłopak z jej dystryktu nie uroniła łzy, wredne babsko, a teraz jej głos łamie się, jakby zaraz miała się poryczeć.
Och, proszę, zapomnieli, że jest jeszcze jedna dziewczynka na arenie, musi po nią przecież przylecieć poduszkowiec.
Tchórzliwa suka. Nienawidzę jej.
Idę za jej głosem. Poruszam się po drzewach. Bezszelestnie, powoli, dziewczyna nic nie robi, tylko dalej wrzeszczy:
-Czemu mnie stąd nie zabierzecie, do cholery, o co wam chodzi, wy kapitolińskie zasrańce?!
O, przyznaję, ten jeden tekst, tak brawurowy, wulgarny, obelżywy, skierowany do Kapitolu sprawił, że nabrałam trochę szacunku do Evanne przed jej śmiercią.
Pewnie przysporzyła ludziom w Kapitolu sporo kłopotów. Pewnie teraz produkują się, by wyciąć jej wypowiedź i nie podupaść na honorze. A mają przecież takie łatwe wyjście-powiedzieć, że żyję. Nie rozumiem, dlaczego tego nie robią.
Może chcą, żebym to ja wygrała?
Czemu to robią?
Czy to przypadek, że arena w tym roku wyglądała jak las?
To akurat w sumie musiał być przypadek. Areny są tworzone na długo przed Igrzyskami.
Ale teraz? Chyba komuś wyraźnie zależy na tym, żebym wygrała, nieważne, jakie poniesie konsekwencje.
Chyba wpadłam na pomysł.
Bunt.
Mój mały braciszek oddał za mnie życie a Kapitol nie ułatwiłby mi zdobycia zwycięstwa? Och, to by było takie okrutne i straszne, ludziom na pewno by się nie podobało. Roy chyba nieźle napsuł krwi Kapitolińczykom.
Tylko nie rozumiem dlaczego tym kolorowym, modnym i dziwnym istotom podoba się wysyłanie dzieciaków na pewną śmierć?
Znów mam odpowiedź. Show.
Historia chłopaka czekającego wiernie w dystrykcie, brata kochającego siostrę tak, że oddaje za nią życie i sojusz z dziewczyną z innego dystryktu na arenie nie dla zysku, ale dla przyjaźni. Tak, show to dobre słowo.
Kapitolińczycy muszą mnie kochać.
Wzdycham. Po cholerę mi to? Mogłam sobie spokojnie umrzeć.
Krzyki są coraz bliżej. Słyszę ją pod sobą. Spoglądam w dół.
Tak, jej jasne włosy wyraźnie odcinają się od ciemności. Lśnią w blasku księżyca niczym srebro.
Rozgląda się niepewnie.
I nagle brzmią trąbki. Kapitol chyba się wkurzył.
Nie mam za dużo czasu.
Podejmuję spontaniczną decyzję.
Zanim Claudius Templesmith zdołał wypowiedzieć pierwsze słowo: „Uwaga”, zeskoczyłam z gałęzi prosto na Evanne i przygwoździłam ją do ziemi.
Ogłoszenie urywa się. Słychać jeszcze bardzo ciche echo, niemal szept, które zawisło niczym klątwa  nad areną: „uwaga”.
-Uwaga-powtarzam.-Śmierć nadeszła.

6 komentarzy:

  1. ^^ ale superowe... xD działa człowiekowi na psychikę. Świetne, a końcówka makabryczna, czyli taka jak Alicja w Krainie Czarów lubi najbardziej! :)
    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Końcówka genialna, rozdział niesamowity :D
    pięknie, pięknie rozegrane, naprawdę ^_^
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się niedługo
    And may the odds be ever in your favor! :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy wolisz pod rozdziałem czy gdzie indziej, ale piszę to tutaj :)
    Bardzo dziękuję Ci za nominację do Liebster Blog Award i Versatile Blogger Award ;*
    Jestem w szoku,że w ogóle znalazłaś mojego bloga, bo dopiero niedawno go założyłam i mam dopiero prolog i 1 rozdział.

    Bardzo dziękuję i gorąco pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. >>Uwaga! spam. c:<<
    http://panem.forumpl.net/

    Serdecznie zapraszamy na forum pbf dotyczące Igrzysk Śmierci, na którym możesz wcielić się w wykreowaną przez siebie postać i wraz z innymi walczyć o sprawiedliwość w Panem lub wręcz przeciwnie - pomóc w wykreowaniu areny czy zostać członkiem rządu.

    Forum, które przez siedem ostatnich miesięcy twardo trzymało się w PBF-owym świecie, przeniosło się na nowy serwer, a co ważniejsze - odświeżyło fabułę, tworząc idealną sposobność do przywitania nowej, świeżej krwi. Startujemy od nowa, z czystym kontem, pełni zapału i pomysłów.

    "Kraj podnosi się z gruzów po długiej i wyniszczającej wojnie. Alma Coin, prezydent Trzynastego Dystryktu, zajęła Kapitol, wprowadzając tam swoich żołnierzy. Jeśli jednak ktokolwiek miał nadzieję, że zakończy to ciężki dla kraju okres, to nie mógł się bardziej pomylić.
    Rdzenni Kapitolińczycy, wysiedleni ze swoich domów i upchnięci w ogrodzonym murem gettcie, zostali pozbawieni większości środków do życia. Otrzymują pomoc od zbuntowanych rebeliantów, którzy nie potrafią pogodzić się z faktem, że wolność, o którą tak długo walczyli, otrzymali kosztem niewinnych ludzi. Dystrykty, które nie zostały jeszcze zmiecione z powierzchni ziemi, starają się odbudować swoje tereny, ale niepodległa stolica wciąż skąpi pomocy. Część mieszkańców osiedla się w zniszczonym mieście, gnana pogonią za lepszym jutrem - o takowe w Kapitolu wciąż jednak ciężko, gdyż metropolia, ogarnięta wewnętrznymi sporami i rosnącym niezadowoleniem, nie należy do najbezpieczniejszych miejsc, a zagrażający pozycji nowej pani prezydent, znikają w dziwnych okolicznościach.
    A kiedy wydaje się, że już gorzej być nie może, Panem wstrząsa nowe postanowienie Almy Coin: Siedemdziesiąte Piąte Głodowe Igrzyska nie tylko się odbędą, ale wezmą w nich udział dotychczasowi Kapitolińczycy. Dwanaścioro krewnych urzędników państwowych oraz dwanaścioro wylosowanych z getta dzieciaków, weźmie udział w turnieju na śmierć i życie, który zwycięży ostatnia osoba, zdolna ustać na własnych nogach."

    Jeszcze raz serdecznie zapraszamy!

    OdpowiedzUsuń
  5. A więc:
    - Przecztalam calego Twojego bloga;
    - Potrafisz trzymac w napięciu, to bardzo dobrze;
    - Kocham to opowiadanie;
    - Z niecierpliwoscia czekam na ciag dalszy.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń