Szkolenie trochę przypominało mi
Sprawdziany Umiejętności-chodzenie od stanowiska do stanowiska i prezentowanie
ludziom swoich umiejętności. Różnica była taka, że na szkoleniu można było się
uczyć. Sprawdzian można było przejść tylko raz w życiu.
Z satysfakcją stwierdziłam, że
dobrze sobie radzę z nożem, łukiem i procą. Umiałam wiązać węzły, zastawiać
pułapki, rozpoznawać jadalne rośliny i zwierzęta.
Tym, czego się najbardziej bałam,
było zabijanie. I ludzi i zwierząt. Nie chciałam tego, lecz takie są reguły
gry. To są Głodowe Igrzyska.
Jakiś zawodowiec, chyba z Czwórki
szturchnął mnie łokciem i zaproponował wyścig na 600 m.
Przełknęłam ślinę.
Nie mogłam od razu odmówić.
Wyśmiano by mnie, a tak chociaż mam szansę nie upokorzyć się aż tak bardzo.
Stanęliśmy na bieżni.
Obok nas ustawiła się dziewczyna,
też zawodowiec, z Dwójki i wydawała komendy.
-Gotowi…
Spojrzałam na nią.
-Do startu…
Wyprostowałam zgiętą nogę.
-START!
Błyskawicznie poderwałam się do
biegu, ale i tak spóźniłam lekko start. Byłam z chłopakiem na równi.
Przez pierwsze dwieście metrów
nic się nie działo, lecz zaraz potem zaczęłam tracić.
Nie poddałam się jednak i, krok
po kroku, zaczęłam odrabiać straty.
Sto metrów przed metą znowu się
zrównaliśmy.
„Cholera, Amy! Dasz
radę!”-pomyślałam i przyspieszyłam.
Linia mety zbliżała się, a ja
dalej byłam z nim równo. Jednak przy samej mecie zrobiłam wielki wykrok tak, że
przekroczyłam ją sekundę wcześniej.
Padłam zmęczona na podłogę.
Wygrałam.
Podeszli do mnie całą grupą.
-Nie jesteś taka zła-stwierdzili.
Wymusiłam sztuczny uśmiech.-Co ty na sojusz?
Ściągnęłam twarz.
-Nie-odparłam stanowczo.-W życiu.
Nawet gdybyście mnie mieli pociąć-zaśmiałam się. Rozbawiła mnie ta gra słów.
Dziewczyna z Dwójki, ta sama,
która wydawała nam komendy, zaśmiała się szyderczo i powiedziała:
-Jak chcesz. Ale musisz wiedzieć,
że takich propozycji nie powinno się odrzucać.
Przełknęłam głośno ślinę.
Zrozumiałam, że nagrabiłam sobie.
Będę ich pierwszym celem na
arenie.
-Jasne-powiedziałam, udając
opanowanie. Podniosłam się z ziemi i bez wahania wzięłam łuk i ustrzeliłam
sześć worków z piaskiem zwisających z sufitu. Po kolei. Równo.
Sześciu. Tyle było zawodowców.
Unieśli brwi. Odwróciłam się na
pięcie i poszłam.
-Grabisz sobie-stwierdziła ta
dziewczyna z Dwunastki, z którą mam ochotę zawrzeć sojusz.
-Wiem i nie obchodzi mnie
to-powiedziałam wściekła i odruchowo rzuciłam nożem prosto w serce kukły.
Dziewczyna pokiwała głową.
-Diana-wyciągnęła do mnie rękę.
-Amy-odpowiedziałam bez
zastanowienia.
Diana uśmiechnęła się.
Przez cały trening ćwiczyłyśmy
razem na tych samych stanowiskach, lecz nie zamieniłyśmy już słowa.
Zrobiłam krótki rachunek swoich
możliwości w zestawieniu z innymi trybutami. Starałam się dowiedzieć o nich
wszystko.
Najpierw utworzyłam w głowie
listę pt. „Ludzie z biedniejszych dystryktów, takich jak mój”: Z Trójki Leanne
i Arthur, z Piątki Kim i Patrick, z Szóstki Veronica i Robert, mój brat, z
Ósemki Roxanne i Charlie, z Dziewiątki Michelle i William, z Dziesiątki Leslie
i Brad, z Jedenastki Sylvia i Max, natomiast z Dwunastki Diana i Jack.
Z Royem i Dianą chcę zawrzeć
sojusz. Byłabym potworem, gdybym nie zawarła go z własnym bratem. Chcę, żebyśmy
wytrwali razem jak najdłużej, a potem… zobaczy się. Choć wolałabym żeby przeżył
on. Nie chciałam przeżyć, nie chciałam tego całego szumu z mediami, pewnie
pobralibyśmy się z Samem na hucznej imprezie w Kapitolu i urodziłabym dziecko…
Nie chciałam tego. Chociaż z drugiej strony chciałam przeżyć, wrócić do Sama i
Sue. Żyć. Lecz co by to było za życie bez Roy’a i w dodatku po Igrzyskach?
Życie w otępieniu, z koszmarami, życie trwające od wywiadu, do wywiadu. Byłabym
mentorką. Nie chciałabym patrzeć jak dzieciaki, które uczę, do których się
przywiązuję giną na arenie.
Jeśli chodzi o Dianę, to po
prostu ma w sobie coś takiego, że jej ufam. I jest bardzo inteligentna. Może
być pomocna.
Z pozostałych trybutów, raczej
nikt się nie wyróżnia. Większość ma pospolitą urodę i przeciętne umiejętności.
Sponsorzy może zainteresowaliby się Leanne, Maxem, Jackiem i Leslie ze względu
na wygląd, jednak z rozmów, które z nimi prowadziłam, wywnioskowałam, że są
totalnymi kretynami.
Może miałabym niezłe szanse.
Lecz są jeszcze zawodowcy. Z
Jedynki Marion i Edward, z Dwójki Chelsea i Michael, z Czwórki Evanne i David.
Nie mam z nimi najmniejszych
szans. Umiem posługiwać się nożem, strzelać z łuku i procy, biegać i znam się
na lesie, ale w walce wręcz jestem bez szans. Ich waga, mięśnie i wzrost mnie
przerażają. Na pewno będą mieli też dużo więcej sponsorów. Są bezczelni,
potrafią zachwycać, ociekają seksem. Wszyscy.
Marion to przepiękna mulatka, o
niemal czarnych oczach i włosach. Natomiast Chelsea i Evanne, blondynki o
różanej cerze, wyglądają prawie jak siostry. Wszystkie trzy mają rewelacyjną
figurę i pokaźny biust.
Edward-brunet o fiołkowych oczach
(same oczy są niesamowite, w życiu nie widziałam oczu w takim kolorze, choć
podejrzewam, że to szkła kontaktowe z Kapitolu), typowy łamacz serc, Michael ma
kasztanowe włosy i złoto-orzechowe oczy, wygląda, jakby nieźle znał się do
rzeczy, a dziewczyny same się do niego kleiły, a David to chłopak ze złotymi
włosami, które związuje w kucyk. Ma
kilka kolczyków i tatuaż. Bardzo odpowiada Kapitolińczykom. Muskulatura tych
chłopaków sprawia, że dziewczęta w Kapitolu i nie tylko dosłownie mdleją na ich
widok.
Założę się, że będą zasypywani
podarunkami.
Dodatkowo są nastawieni przeciwko
mnie, bo wzbudziłam ich chorobliwą zawiść niebanalnymi umiejętnościami. Teraz żałowałam,
że nie udawałam słabeuszki. Moja chora ambicja kiedyś była moją dumą. Ale teraz
przyjdzie mi za to zapłacić karę.
Podsumowując-jestem już trupem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz