niedziela, 28 kwietnia 2013

17.


-Wstawaj, słońce już wyszło!-Diana budzi mnie melodyjnym głosem. Uśmiecham się i podnoszę obolałe ciało z ziemi.-Zostało ci jakieś jedzenie, czy mam zapolować? Ja mam tylko kawałek spleśniałego sera. Nie radzę go jeść, bo możesz się pochorować.
Przytaknęłam.
-Mi została jedna konserwa z mięsem i trzy jabłka. Trzeba by było rzeczywiście zapolować, ale na mnie nie licz. Nie zabiję w życiu zwierzęcia. Mogę pozbierać jakieś rośliny jadalne, bo znam się na tym.
Diana kiwa głową.
-To dobrze. Ja jestem z tego kompletną nogą. Potrafię tylko polować. To może najpierw zjedzmy po jabłku, a potem pójdziemy? Konserwą możemy podzielić się na kolację.
-Okej.
Pomyślałam sobie, że Diana, jeśli telewizja transmitowała właśnie naszą rozmowę, właśnie przyznała się do nielegalnego polowania. Chociaż ona jest z Dwunastki. Głoduje. W sumie nie dziwię się jej.
W milczeniu chrupiemy soczyste jabłka, potem idę do źródełka napełnić lodowatą wodą mój termos i butelkę Diany.
-To co?-spytałam-Idziemy?-Diana kiwnęła głową i wyszłyśmy z jaskini.
Rozdzieliłyśmy się przy jednym z charakterystycznych drzew. Spoglądam uważnie pod nogi i staram się rozróżniać jadalne rośliny. Jest bardzo mało prawdziwych, wszystkie genetycznie zmodyfikowane. Boję się ich dotykać.
W końcu jednak natrafiłam na małą polankę, na której rosły grzyby i chowam do plecaka może z tuzin dorodnych borowików. Znajduję też kilka krzewów poziomkowych i jagody. Po chwili czuję, że więcej mi się nie zmieści do plecaka, więc wracam do jaskini. Unosi się tam aromatyczna woń pieczonego mięsa.
-Mmm… Cóż za zapach-wzdycham, a Diana śmieje się. Wyciągam wszystkie zapasy na kamień a dziewczyna kiwa głową z uznaniem.
Po chwili raczymy się jakimś ptakiem ociekającym tłuszczem. Pychota… Po posiłku czuję jednak suchość w gardle, więc piję kilkanaście dużych łyków wody, a Diana idzie w moje ślady.
-Lepko mi jakoś-wzdycham i idę do źródełka umyć się. Diana przytakuje i mówi, żebym nie siedziała tam za długo.
Zrzucam ubrania i w bieliźnie wchodzę do zimnej wody. Czuję, jak przyjemny chłód rozchodzi się po moim ciele.
Czuję się rozkosznie. Zaczynam nucić pod nosem jakąś wesołą piosenkę i wkrótce ogarnia mnie beztroska. Zaczynam chlapać wodą, kręcę piruety, chichoczę i zachowuję się jak mała dziewczynka. I wtedy przypomina mi się, że kiedyś chodziłam nad staw w lesie razem z Royem i zaczynam płakać. W tym momencie kompletnie nie rozumiem swojej psychiki i nastroju. Zanurzam się w wodzie całkowicie dławiąc szloch i wynurzam się dopiero, gdy brakuje mi powietrza.
Huk armaty przywołuje mnie do porządku. Narzucam ubranie na mokre ciało i wracam do jaskini.
-Diana?-pytam niepewnie.
-Spokojnie, żyję-odpowiada.-Już się martwiłam, że to ty.
Kręcę głową i przytulam ją do siebie. Między nas wsuwa się mięciutki drzewiak. Wokół jest już ciemno. Nie wiem, co mną kierowało, ale zaintonowałam starą pieśń, której nauczyła mnie mama, kiedy żyła:
Zamknij już oczka,
Pożegnaj łzy.
Dzieci już śpią,
Więc zaśnij i ty.
Mama nad tobą pochyli się,
Wyszepta cicho, że kocha Cię.
Problemy, łzy
Znikną już.
Słodki świat snów
Jest tuż, tuż!
Mama nad tobą pochyli się,
Wyszepta cicho, że kocha Cię.
Diana zasnęła mocno we mnie wtulona. Głaskałam ją chwilę po wychudzonej twarzyczce, a potem przerwałam, bo rozbrzmiały dźwięki hymnu Panem.
Na niebie pojawiło się dziś tylko zdjęcie Brada z Dziesiątki. Skreślając na ręce literkę „B” przy Dziesiątce uświadomiłam sobie, że jedynymi parami, które pozostały przy życiu są pary z Dwójki i Czwórki, czyli zawodowcy. Dochodzi do nich jeszcze Marion.
Chwilę później zmorzył mnie sen.
Chwała Bogu, nic mi się nie śniło. Ale nie była to spokojna noc, ani spokojny ranek.
Najpierw poczułam, że drzewiak wysuwa się spomiędzy nas i znika głębiej w jaskini, potem podłożem zawibrowało niepokojące drżenie.
-Diana, wstawaj-mruknęłam. Dziewczyna natychmiast otworzyła oczy i poderwała się z miejsca. Bez słów zrozumiałyśmy się-przebywanie w jaskini podczas trzęsienia ziemi nie jest najmądrzejszym pomysłem. Zgarnęłyśmy więc cały nasz dobytek i skierowałyśmy niepewne kroki ku wyjściu.
Nagle cofamy się przerażone.
Z góry sypie się lawina kamieni, ziemi, roślin, wszystkiego.
Przez wyjście nie przebija się ani jedna smuga światła.
Znalazłyśmy się w pułapce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz