sobota, 13 kwietnia 2013

12.


Nadszedł wreszcie trzeci dzień szkolenia, kiedy prezentowaliśmy organizatorom nasze umiejętności.
Podczas lunchu wywoływano nas w kolejności chłopak, dziewczyna od Jedynki do Dwunastki.
Nikt nie wracał z powrotem.
Pierwszy z jadalni wyszedł Edward. Szedł szybkim, stanowczym krokiem, z podniesioną głową. Po nim wywołano Marion.
Patrzyłam na trybutów po kolei opuszczających salę. W ich oczach dostrzegałam czasem pewność, częściej strach. Niektórzy, gdy usłyszeli swoje nazwisko drgali niespokojnie, niektórzy ze łzami w oczach nie ruszali się z miejsca.
-Roy McClove-usłyszałam metaliczny głos.
Roy uśmiechnął się blado, pewnie wstał z miejsca, mrugnął do mnie i wyszedł z pomieszczenia.
Przez dwadzieścia minut siedziałam tępo wpatrując się w skrawek podłogi. Nagle zasłoniły mi go czyjeś buty. Podniosłam wzrok. Przede mną stała uśmiechnięta Diana.
-Powodzenia-powiedziała i zaraz potem wywołano mnie. Wymruczałam krótkie „nawzajem” i szybkim krokiem wyszłam z jadalni.
Weszłam do sali treningowej.
-Witam, Amy McClove z Siódemki.
Główny Organizator skinął głową.
Właściwie, to nie wiedziałam, co mam robić.
Podniosłam z ziemi nożyk, najprawdopodobniej leżący tam od pokazu jakiegoś innego trybuta. I wtedy do głowy przyszedł mi pomysł.
Wzięłam ze stanowiska, na którym uczyliśmy się zapalać ogniska (choć żyjąc w Siódemce, mam tą umiejętność we krwi), kawałek drewna i obróciłam go w dłoni.
Zaczęłam kawałek po kawałku strugać go na kształt litery „y”. Drzazgi i wióry opadały na zimną podłogę.
Po kilku minutach uzyskałam to, co chciałam. Wystrugałam też małe drewniane siodełko.
Podeszłam do stanowiska z węzłami i zaczęłam przebierać wśród sznurków. Ręce mi drżały, zostało mi najwięcej dziesięć minut. W końcu znalazłam w miarę elastyczny sznurek, nawlekłam na niego „siodełko” i przywiązałam go na dwóch ramionach litery „y”.
Tak powstała proca.
Uniosłam ją wysoko w górę, tak, żeby organizatorzy ją widzieli. Usłyszałam pomruk aprobaty, co dało mi wielką satysfakcję.
Opuściłam rękę i podeszłam do stanowiska kamuflażu.
Zauważyłam tam jagody z krwistoczerwonym miąższem, idealne do mojego celu.
Wzięłam całą miskę, postawiłam ją na ziemi, a ja sama stanęłam naprzeciwko ściany, kilka metrów od niej.
Przykucnęłam.
Sięgnęłam po pierwszą jagodę. Moje dłonie wyglądały jak zbroczone krwią. Czułam, że organizatorzy są bardzo zaciekawieni. Wpatrywali się w moje poczynania z uwagą i nie śmieli nawet głębiej odetchnąć. I właśnie o to mi chodziło.
Nałożyłam jagodę w odpowiednie miejsce. Moje oczy wpatrywały się w jeden punkt z taką intensywnością, że aż zaszły łzami.
Wystrzeliłam.
Krwawy sok rozprysnął się po ścianie tworząc mroczne plamy. Czarna skórka jagody przylepiła się w jedno miejsce. Taki efekt planowałam.
Wystrzeliwałam kolejne jagody, tworząc litery. Duże. Takie, żeby organizatorzy dobrze je widzieli.
Wiedziałam, że mój czas właściwie się skończył, ale organizatorzy nie przerywali mojego występu. I bardzo dobrze. Mogłam się rozluźnić i skoncentrować. Wymagało to niesamowitej precyzji.
DIS…
Na ścianie pojawiały się kolejne litery. Jagód ubywało.
DISTRICT…
Moje dłonie wyglądały jakby wręcz spływały krwią.
DISTRICT 7…
Poszłam do stanowiska kamuflażu po kolejną miskę. Organizatorzy nadal siedzieli cicho.
DISTRICT 7 HAVE…
Wiedziałam, że jestem już blisko końca, ale oczy łzawiły, a dłonie bolały niemiłosiernie…
DISTRICT 7 HAVE A…
„Nie poddasz się, to już koniec!”-myślałam gorączkowo, mimo, że chciałam już wyjść, umyć lepkie od soku dłonie, położyć się w łóżku i zasnąć…
DISTRICT 7 HAVE A WINNER.
Taki napis pozostał na ścianie. Tworzyły go czarne jagody. Zbryzgany był krwią.
-Może Pani wyjść, Panno McClove-powiedział oszołomiony Główny Organizator.
Dygnęłam i wyszłam.
Wsiadłam do windy. Wcisnęłam przycisk łokciem nie chcąc go zbrudzić. Drzwi otworzyły się. Otarłam pot z czoła.
-Boże!-Roy wrzasnął na mój widok. Od razu przybiegła do mnie Shinny Richards. Wydała z siebie cichy pisk. Zdziwiłam się.
-Co do…
I wtedy uświadomiłam sobie, że muszę wyglądać strasznie, cała w tym krwistym soku.
-Nie martwcie się, to tylko jagody-zaśmiałam się.
Odetchnęli.
Poszłam do łazienki umyć się. Zauważyłam, że rozmazałam sobie trochę miąższu na czole.
Wyszłam już w normalnym stanie, choć wyszorowanie ciała zajęło mi dużo czasu.
-Co przedstawiłaś?-spytał Roy. Opowiedziałam mu i Shinny o moim występie. Miała dość nietęgą minę. Może to zbyt zalatywało buntem?
-A ty?-zwróciłam uwagę na Roya, żeby Shinny przestała się we mnie badawczo wpatrywać.
Muszę przyznać, że pomysł Roya był świetny. Trochę spiłował jakieś bale drewna i zrobił szczudła. Roy w Siódemce pracuje z piłą.  Później zrobił na szczudłach kilka rundek po pomieszczeniu. Uśmiechnęłam się. Pamiętam, że nasz dziadek, rok przed śmiercią mamy, nauczył mnie chodzić na szczudłach, które sam zrobił. Później ja nauczyłam Roya chodzić na tych samych. Niestety jedno złamało się później, ale Roy, zaraz, gdy dostał pracę, zrobił swoje własne. I dalej chodził. Cieszyłam się, że znalazł sobie zajęcie poza pracą. Wiele dzieci z Siódemki nie ma w ogóle możliwości zabawy. Mimo, iż nie było to jakieś szczególne zajęcie, to jednak dawało mu nijaką frajdę, a ja cieszyłam się z tego powodu.
Wieczorem usiedliśmy przed telewizorem. Ogłaszane były wyniki, w takiej kolejności, w jakiej byli wywoływani trybuci.
Zawodowcy-oczywiście-od ośmiu do dziesięciu punktów. Reszta bez rewelacji.
W końcu przychodzi nasza kolej.
Pojawia się twarz Roya.
I pojawia się cyfra dziewięć.
-Rewelacja!-krzyczę. Oszołomiony Roy kręci głową, ale mówi:
-Ty na pewno będziesz lepsza.
Miał rację.
Mój wynik to jedenaście punktów.
Cieszę się, ale zdrowy rozsądek mówi, żeby się nie cieszyć zbyt mocno.
Tylko kilka osób we wszystkich czterdziestu latach Głodowych Igrzysk zdobyło jedenastkę. Może były to ze trzy, dwie osoby… i ja.
Te osoby zwykle zwyciężały.
A to oznacza, że mnie pierwszą obiorą za cel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz