Dzisiejszego dnia bałam się
najbardziej ze wszystkich dni przygotowań do Igrzysk.
Taratatatatatam-Proszę
państwa-gratulacje dla trybutki z Siódemki, która zrobi z siebie idiotkę na
prezentacji, bo jest w niej mniej wdzięku niż w pijanym hipopotamie.
Wisielczy humor towarzyszył mi od
poranka. Na pytanie Shinny, czy się stresuję, odpowiedziałam coś w stylu: „a
trumnę przygotowałaś?”, więc dąsała się na mnie i twierdziła, że jestem
bezczelna, dopóki jej nie przeprosiłam, a zrobiłam to tylko ze względu na to,
że nie chciałam, żeby była wściekła, kiedy będzie mnie uczyć sztuki poprawnej
prezentacji.
Naprawdę, przysięgam, że się
starałam, ale nie czułam się ani odrobinę pewniej po nauce, która polegała
mniej więcej na tym, że przyglądałam się Shinny paradującej w wysokich szpilach
i długich sukniach i próbowałam ją naśladować. Z mizernym skutkiem.
-Po prostu postaraj się nie
zrobić z siebie idiotki-stwierdziła bezradnie pod koniec szkolenia, tak, jakby
to było możliwe i wyszła zaparzyć sobie melisy. Oczywiście najlepszej,
kapitolińskiej, a jakże.
Później moja ekipa przygotowawcza
znowu umyła mnie jakimś świństwem i zabrała się za mój makijaż i fryzurę.
Teraz, gdy ciągną mnie za włosy,
zastanawiam się, po cholerę? Po cholerę starają się zrobić ze mnie piękność,
skoro pewnie i tak umrę? Taka jest prawda. Nikt nie depiluje ani nie maluje
prosięcia do zarżnięcia. Ci, którzy narazili się Kapitolowi, też nie są
dekorowani do egzekucji. A my?
W końcu my też jesteśmy ofiarami
za bunt dystryktów. Nie powinni o nas dbać.
Znalazłam odpowiedź.
Show.
Jęknęłam.
Ja z pewnością nie zapewnię żadnej
satysfakcji rozwrzeszczanemu tłumowi pragnącemu wrażeń. Pójdę w odstawkę,
żadnych sponsorów, żadnej litości.
-Panienko, nie jęcz, zobacz jak
pięknie wyglądasz-zwróciła się do mnie Xymenne, członkini mojej ekipy
przygotowawczej.
Spojrzałam w lustro. Znowu nie
poznawałam siebie.
Pełne, uwodzicielskie usta,
tajemnicze spojrzenie oczu pomalowanych delikatną warstwą srebrnego cienia,
wysoko upięty, duży kok, żadnej skazy na skórze. To nie byłam ja.
Wreszcie nadszedł Paul z sukienką
ukrytą pod czarnym materiałem.
-Zamknij oczy-polecił.
Posłuchałam.
Poczułam, że materiał jest zimny,
śliski i bardzo delikatny.
-Już-powiedział Paul, gdy zapiął
zamek i założył mi długie kolczyki. Otworzyłam oczy.
Sukienka była cała srebrna, do
ziemi, z długim rozcięciem u dołu.
Jeszcze raz spojrzałam w lustro.
Sam seksapil. Przynajmniej z wyglądu wypadnę dobrze. Nie wiem, co mnie do tego
pokusiło, ale pocałowałam Paula w policzek i wyszeptałam „dziękuję”. Widać
było, że jest zadowolony.
Wręczył mi buty-cieliste na
piętnastocentymetrowych szpilkach.
-No, a teraz leć. I niech los
zawsze ci sprzyja-odparł i popchnął mnie w kierunku sceny.
Uśmiechnęłam się i niepewnym
krokiem ruszyłam.
Zaczęło się od hymnu Panem.
Później po kolei wywoływano trybutów. Oglądaliśmy ceremonię na osobnym
telewizorze.
Caesar Flickermann był w swoim żywiole. W tym roku był cały
ubrany i pomalowany w zieleń. Co roku jest to inny kolor.
Pierwsza wyszła Marion.
Zachwycała publiczność wszystkim,
czym robiła. Każdym gestem, słowem.
Zresztą tak, jak pozostali
zawodowcy.
Miałam rację, Leanne wyglądała
pięknie, ale zrobiła z siebie kompletną idiotkę. Wypadła płytko i
beznadziejnie. Arthur też niczym się nie wyróżnił, tak jak pozostali trybuci z
biedniejszych dystryktów. I wreszcie zabrzmiał brzęczyk wywołujący mnie na
scenę.
Poczułam jak nogi się pode mną
uginają, ale zebrałam się w sobie i wyszłam pewnym krokiem na scenę. Ryk tłumu
oszołomił mnie. Poczułam niemiły ucisk w żołądku.
Cholera. I tak nie chcę przeżyć.
Po co mi dobrze wypaść?
Ta myśl dodała mi otuchy. Ucisk
zelżał i zmusiłam się do uśmiechu.
Usiadłam na miękkiej sofie obok
Caesara.
-Panno McClove! Jakaż radość!
Miałem ochotę cię poznać od kiedy zobaczyłem cię na Ceremonii Otwarcia.
Zwróciłaś moją uwagę też na Dożynkach. Dlaczego właściwie zgłosiłaś się na
trybuta?-zaczął.
Spodziewałam się tego pytania.
Postanawiam odpowiedzieć szczerze, ale dodać takie szczegóły, żeby zadowolić
matkę Sue.
-Zawsze chciałam być trybutem.
Ale zawsze brakowało mi odwagi. Teraz, gdy mama mojej najukochańszej przyjaciółki,
Sue, która pozwoliła mi i mojemu zamieszkać pod swoim dachem po śmierci naszych
rodziców, zaproponowała Sue, żeby ta zgłosiła się na trybuta. Stwierdziłam, że
kobieta ją kocha, a ja nie dość, że mogę przynieść chlubę jej i mojemu
dystryktowi, to pewnie nie jestem jej aż tak potrzebna. Chciałam się
odwdzięczyć za te wszystkie lata spędzone u niej. Chciałam, żeby była ze mnie
dumna.
-Na pewno jest-stwierdził
śmiertelnie poważnie Caesar.-A co powiedziała ci przyjaciółka na pożegnanie?
-Powiedziała, żebym jej obiecała,
że wygram.
Zapadła cisza.
-I obiecałaś?
-Tak. Ale naprawdę chcę, żeby
przeżył mój brat.
Z tłumu rozległ się aplauz.
Caesar pokiwał głową z uznaniem.
-Ambitna i szlachetna z ciebie
dziewczyna. Naprawdę. I do tego piękna. Pewnie masz jakiegoś wybranka
serca?-mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Uśmiechnęłam się. Sam. Chciałabym
pokazać mu jakoś, że go kocham.
-Tak-odparłam z pewnością siebie.
-Och…-Caesar wydał z siebie coś
na kształt szlochu.-Pewnie za nim tęsknisz.
-Bardzo-powiedziałam łamiącym się
głosem.
-Chciałabyś mu coś powiedzieć na
wszelki wypadek, gdybyś… zginęła?
Wiedziałam, co zrobić.
-Tak. Ale nie koniecznie
powiedzieć.
Wstałam i otworzyłam usta. Słowa
same płynęły z moich ust. Mój głos niósł się pięknym vibrato po ogromnej sali.
O miłości moja…
Tak tęsknię, tak pragnę Ciebie!
Spraw, abym ja,
Stała się piękniejszą
Od prawdziwej siebie,
Odziana w twe szkarłaty
I róże…
Choć czasem i czernie…
Spraw to, nie stój biernie…
Bo ja cię kocham,
O, życiodajny wodospadzie…
Ty sprawiasz, że me życie,
Jest w ładzie i składzie,
Że problemy pryskają,
Niczym bańka mydlana…
A ja myślę o Tobie.
Od rana, do rana.
A gdy już Ciebie
Przy mnie zabraknie…
Albo gdy ja odejdę daleko…
Dalej niż północ od południa…
Spraw, byśmy razem
Płynęli niebiańską rzeką…
W jednej łodzi
Dalej żywi… Dalej młodzi.
Zapanowała absolutna cisza.
Po chwili kilka osób zaczęło
klaskać. Później dołączały się kolejne. Na sali nie było osoby, która by nie
klaskała.
Skłoniłam się lekko i zeszłam ze
sceny, bo właśnie rozległ się brzęczyk, sygnalizujący, że mój czas się
skończył.
Oglądałam występ Roya na
telewizorze. Było gadanie o niczym, ale on wypadł uroczo. Na koniec powiedział
słowa, które sprawiły, że się rozpłakałam:
-Jestem dumny z mojej siostry.
Ja też jestem z niego dumna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz