niedziela, 14 kwietnia 2013

13.


Dzisiejszego dnia bałam się najbardziej ze wszystkich dni przygotowań do Igrzysk.
Taratatatatatam-Proszę państwa-gratulacje dla trybutki z Siódemki, która zrobi z siebie idiotkę na prezentacji, bo jest w niej mniej wdzięku niż w pijanym hipopotamie.
Wisielczy humor towarzyszył mi od poranka. Na pytanie Shinny, czy się stresuję, odpowiedziałam coś w stylu: „a trumnę przygotowałaś?”, więc dąsała się na mnie i twierdziła, że jestem bezczelna, dopóki jej nie przeprosiłam, a zrobiłam to tylko ze względu na to, że nie chciałam, żeby była wściekła, kiedy będzie mnie uczyć sztuki poprawnej prezentacji.
Naprawdę, przysięgam, że się starałam, ale nie czułam się ani odrobinę pewniej po nauce, która polegała mniej więcej na tym, że przyglądałam się Shinny paradującej w wysokich szpilach i długich sukniach i próbowałam ją naśladować. Z mizernym skutkiem.
-Po prostu postaraj się nie zrobić z siebie idiotki-stwierdziła bezradnie pod koniec szkolenia, tak, jakby to było możliwe i wyszła zaparzyć sobie melisy. Oczywiście najlepszej, kapitolińskiej, a jakże.
Później moja ekipa przygotowawcza znowu umyła mnie jakimś świństwem i zabrała się za mój makijaż i fryzurę.
Teraz, gdy ciągną mnie za włosy, zastanawiam się, po cholerę? Po cholerę starają się zrobić ze mnie piękność, skoro pewnie i tak umrę? Taka jest prawda. Nikt nie depiluje ani nie maluje prosięcia do zarżnięcia. Ci, którzy narazili się Kapitolowi, też nie są dekorowani do egzekucji. A my?
W końcu my też jesteśmy ofiarami za bunt dystryktów. Nie powinni o nas dbać.
Znalazłam odpowiedź.
Show.
Jęknęłam.
Ja z pewnością nie zapewnię żadnej satysfakcji rozwrzeszczanemu tłumowi pragnącemu wrażeń. Pójdę w odstawkę, żadnych sponsorów, żadnej litości.
-Panienko, nie jęcz, zobacz jak pięknie wyglądasz-zwróciła się do mnie Xymenne, członkini mojej ekipy przygotowawczej.
Spojrzałam w lustro. Znowu nie poznawałam siebie.
Pełne, uwodzicielskie usta, tajemnicze spojrzenie oczu pomalowanych delikatną warstwą srebrnego cienia, wysoko upięty, duży kok, żadnej skazy na skórze. To nie byłam ja.
Wreszcie nadszedł Paul z sukienką ukrytą pod czarnym materiałem.
-Zamknij oczy-polecił.
Posłuchałam.
Poczułam, że materiał jest zimny, śliski i bardzo delikatny.
-Już-powiedział Paul, gdy zapiął zamek i założył mi długie kolczyki. Otworzyłam oczy.
Sukienka była cała srebrna, do ziemi, z długim rozcięciem u dołu.
Jeszcze raz spojrzałam w lustro. Sam seksapil. Przynajmniej z wyglądu wypadnę dobrze. Nie wiem, co mnie do tego pokusiło, ale pocałowałam Paula w policzek i wyszeptałam „dziękuję”. Widać było, że jest zadowolony.
Wręczył mi buty-cieliste na piętnastocentymetrowych szpilkach.
-No, a teraz leć. I niech los zawsze ci sprzyja-odparł i popchnął mnie w kierunku sceny.
Uśmiechnęłam się i niepewnym krokiem ruszyłam.
Zaczęło się od hymnu Panem. Później po kolei wywoływano trybutów. Oglądaliśmy ceremonię na osobnym telewizorze.
Caesar Flickermann  był w swoim żywiole. W tym roku był cały ubrany i pomalowany w zieleń. Co roku jest to inny kolor.
Pierwsza wyszła Marion.
Zachwycała publiczność wszystkim, czym robiła. Każdym gestem, słowem.
Zresztą tak, jak pozostali zawodowcy.
Miałam rację, Leanne wyglądała pięknie, ale zrobiła z siebie kompletną idiotkę. Wypadła płytko i beznadziejnie. Arthur też niczym się nie wyróżnił, tak jak pozostali trybuci z biedniejszych dystryktów. I wreszcie zabrzmiał brzęczyk wywołujący mnie na scenę.
Poczułam jak nogi się pode mną uginają, ale zebrałam się w sobie i wyszłam pewnym krokiem na scenę. Ryk tłumu oszołomił mnie. Poczułam niemiły ucisk w żołądku.
Cholera. I tak nie chcę przeżyć. Po co mi dobrze wypaść?
Ta myśl dodała mi otuchy. Ucisk zelżał i zmusiłam się do uśmiechu.
Usiadłam na miękkiej sofie obok Caesara.
-Panno McClove! Jakaż radość! Miałem ochotę cię poznać od kiedy zobaczyłem cię na Ceremonii Otwarcia. Zwróciłaś moją uwagę też na Dożynkach. Dlaczego właściwie zgłosiłaś się na trybuta?-zaczął.
Spodziewałam się tego pytania. Postanawiam odpowiedzieć szczerze, ale dodać takie szczegóły, żeby zadowolić matkę Sue.
-Zawsze chciałam być trybutem. Ale zawsze brakowało mi odwagi. Teraz, gdy mama mojej najukochańszej przyjaciółki, Sue, która pozwoliła mi i mojemu zamieszkać pod swoim dachem po śmierci naszych rodziców, zaproponowała Sue, żeby ta zgłosiła się na trybuta. Stwierdziłam, że kobieta ją kocha, a ja nie dość, że mogę przynieść chlubę jej i mojemu dystryktowi, to pewnie nie jestem jej aż tak potrzebna. Chciałam się odwdzięczyć za te wszystkie lata spędzone u niej. Chciałam, żeby była ze mnie dumna.
-Na pewno jest-stwierdził śmiertelnie poważnie Caesar.-A co powiedziała ci przyjaciółka na pożegnanie?
-Powiedziała, żebym jej obiecała, że wygram.
Zapadła cisza.
-I obiecałaś?
-Tak. Ale naprawdę chcę, żeby przeżył mój brat.
Z tłumu rozległ się aplauz. Caesar pokiwał głową z uznaniem.
-Ambitna i szlachetna z ciebie dziewczyna. Naprawdę. I do tego piękna. Pewnie masz jakiegoś wybranka serca?-mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Uśmiechnęłam się. Sam. Chciałabym pokazać mu jakoś, że go kocham.
-Tak-odparłam z pewnością siebie.
-Och…-Caesar wydał z siebie coś na kształt szlochu.-Pewnie za nim tęsknisz.
-Bardzo-powiedziałam łamiącym się głosem.
-Chciałabyś mu coś powiedzieć na wszelki wypadek, gdybyś… zginęła?
Wiedziałam, co zrobić.
-Tak. Ale nie koniecznie powiedzieć.
Wstałam i otworzyłam usta. Słowa same płynęły z moich ust. Mój głos niósł się pięknym vibrato po ogromnej sali.
O miłości moja…
Tak tęsknię, tak pragnę Ciebie!
Spraw, abym ja,
Stała się piękniejszą
Od prawdziwej siebie,
Odziana w twe szkarłaty
I róże…
Choć czasem i czernie…
Spraw to, nie stój biernie…

Bo ja cię kocham,
O, życiodajny wodospadzie…
Ty sprawiasz, że me życie,
Jest w ładzie i składzie,
Że problemy pryskają,
Niczym bańka mydlana…
A ja myślę o Tobie.
Od rana, do rana.

A gdy już Ciebie
Przy mnie zabraknie…
Albo gdy ja odejdę daleko…
Dalej niż północ od południa…
Spraw, byśmy razem
Płynęli niebiańską rzeką…
W jednej łodzi
Dalej żywi… Dalej młodzi.

Zapanowała absolutna cisza.
Po chwili kilka osób zaczęło klaskać. Później dołączały się kolejne. Na sali nie było osoby, która by nie klaskała.
Skłoniłam się lekko i zeszłam ze sceny, bo właśnie rozległ się brzęczyk, sygnalizujący, że mój czas się skończył.
Oglądałam występ Roya na telewizorze. Było gadanie o niczym, ale on wypadł uroczo. Na koniec powiedział słowa, które sprawiły, że się rozpłakałam:
-Jestem dumny z mojej siostry.
Ja też jestem z niego dumna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz